Artykuły

Autobus intertekstualny

"Autobus re//mix" w reż. Adama Ziajskiego w Teatrze Strefa Ciszy w Poznaniu. Pisze Paweł Marciniak w Teatraliach.

Motyw autobusu mógłby przywołać tematykę mocno już wyeksploatowaną i utartą w kulturze, jednak nie w przypadku "Autobusu" zaproponowanego przez poznańską Strefę Ciszy. Nie będzie szalonej jazdy rodem z obrazu Bronisława Wojciecha Linkego i napędzającej ją ekfrazy Jacka Kaczmarskiego. Nie będzie nawet uprzedmiotawiających podmiot megafonów z "Poczekalni". Czego zatem się spodziewać? Po raz pierwszy nie mogłem znaleźć dobrze pasującego klucza u autora "Krzyku". Kwestia tym bardziej zadziwiająca, wszakże "Autobus" jest remiksem - intertekstualnym dialogiem ze spektaklem warszawskiej Akademii Ruchu. A ciężko znaleźć w Polsce artystę, który podobnie jak Kaczmarski z namiętnością grzebałby w wątpliwościach tradycji.

"To doświadczenie ekstremalne, niedające się w sposób jednoznaczny zdefiniować ani jako spektakl, ani jako performance" - to tylko niewielki fragment zapowiedzi, jaki można znaleźć w programie Sceny Roboczej. Z tym stwierdzeniem - jakkolwiek niejasnym i rozmytym - nie można się nie zgodzić. Co zrobić, ażeby uczynić je bardziej przejrzystym? Po prostu wyrzucić jedno - przewartościowujące całość - słowo, celowo nie zdradzę jeszcze, które dokładnie. Uwielbiamy przestrzeń "pomiędzy", kochamy się w niezrozumiałym, udając poszukiwania sensów ukrytych. Nadal nie potrafimy odnaleźć się w żadnym konkrecie. Formalnie taką pozycję przyjmuje ten spektakl, dokładając kolejną cegiełkę do - potężnej - mitologii la polonaise. Pozornie na sporą niekorzyść atrakcyjności spektaklu. Niedosyt pozostaje wiernym towarzyszem widza, któremu wybrzmiewa w głowie jedno pytanie: dlaczego nie można usiąść w tej przestrzeni - stylizowanej na pewnego rodzaju cliché poczekalni polskiego dworca PKS - razem z tymi ludźmi? Dlaczego to, co teraz tylko brzmi w uszach, nie może ich rozsadzić? Wspaniała okazja, aby wyobrazić sobie uczucia, które mogłyby się tam - wśród nich - narodzić. I znów estetyka jest od nas szybsza, a spojrzeć w oczy należy szczerze: "doświadczenie" czy jednak tylko "przeżycie" ekstremalne?

Wspaniały jest za to koncept - zaskakujący i skrajny emocjonalnie. Czy to jeszcze jest "język"? Czy tu jeszcze w ogóle istnieje jakaś "tożsamość"? Doskonała realizacja egzystencjalnej pustki, tej samej, przed którą drżał Ionesco w swoich sztukach. To duży sukces, wszak milczenie jest prawdziwym silnikiem tego autobusu. Motorem napędowym w tej pozornej przejażdżce szaleńców, która śni się zahipnotyzowanemu widzowi. Jakże się pragnie poczuć ten autobusowy ścisk, zapach, szelest ubrań i wieczny problem z miejscem. Nieodżałowana to chęć odnalezienia siebie samego na płótnie Linkego, by znaleźć się wśród przerażających karykatur, strzępków narodowej przynależności. To potężna ochota, by współtworzyć te drastyczne kompozycje - "godne płócien Boscha czy Bruegla" - i, tak jak słusznie pisze Diana Wasilewska, niemalże obcych sztuce polskiej.

Spektakl, przygotowany przez aktorów Strefy Ciszy, to jedna z odsłon cyklu RE//MIX, mającego na celu interdyscyplinarne aktywowanie projektów, które w dość znaczny sposób wpływały na twórców obecnych. Oddziaływanie zapewne jeszcze się nie zakończyło, a poznańska grupa chętnie utwierdza pomost łączący ją z prekursorem - w tym wypadku legendarną Akademią Ruchu. "Z perspektywy czasu () odkrywamy wiele tych świadomych i nieuświadomionych inspiracji, a nawet polemicznych odniesień". Aż chce się uruchomić narzędzia "Lęku przed wpływem" Harolda Blooma. Oczywiście nie pora na dogłębną analizę całokształtu twórczego na polu korelacji i nawiązań, jednak w takim intertekstualnym - lub bardziej postmodernistycznie: interdyskursywnym - ujęciu być może broni się, nazwana przeze mnie, "nieśmiałość formalna". Przetransponowanie miasta do sali teatralnej jest naddaniem sensów. Jest ową walką (która kreuje pozory nieatrakcyjności) z Mistrzem, elementem nowym i całkowicie autorskim, obrazującym próbę oderwania, odcięcia i wyzwolenia. Temat pozostaje ten sam, a element nowy ujawnia się w sposobie jego realizacji. To uzasadniałoby, dlaczego widz jest jeszcze "obok". Najwyraźniej nie czas na "w", które - jeśli zawierzymy badaniom amerykańskiego uczonego - ma dużą szansę nastać.

Jest jeszcze jedno. Drzwi otwierają się za szybko i - w przypadku poznańskiej Sceny Roboczej - za szybko pojawia się czerwień ścian. Jeśli nie dane jest do owego autobusu wejść, to chyba warto zapatrzeć się w niego przez te czterdzieści minut. Pozostaje niepokój.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji