Artykuły

"Traviata", czyli zbłąkana na dobrej drodze

"Traviata" w reż. Adama Frontczaka w Operze Wrocławskiej. Pisze Beata Maciejewska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Violetta Valery przegrała, ale wcielająca się w tę postać Anna Lichorowicz zdecydowanie wygrała. Wrocławska śpiewaczka i Koreańczyk Matteo Suk w roli Giorgio Germonta zachwycili publiczność premierowego spektaklu "Traviaty" w reżyserii Adama Frontczaka.

Premiera była bardzo wyczekiwana. "Traviata", czyli "Zbłąkana", to przebój operowych scen, dający słuchaczom mnóstwo grzesznych przyjemności (ach, jak te kobiety powabnie upadają, a mężczyźni łatwo ulegają żądzom), ale bardzo niebezpieczny. Nie tylko dla zbawienia duszy, wystawionej na pokusę złamania VI przykazania.

Po pierwsze, jak opowiedzieć historię paryskiej kurtyzany umierającej z powodu nieszczęśliwej miłości i gruźlicy, żeby publiczność nie poczuła naftaliny, tylko uznała, że to problemy, w które życie może uwikłać każdego z nas. Po drugie, jak ją wyśpiewać, żeby Verdi, który pozastawiał na artystów wiele pułapek (partia Traviaty należy to najtrudniejszych w literaturze muzycznej, mówi się, że została napisana na trzy rodzaje głosu sopranowego), nie wniósł skargi o profanację do Najwyższej Instancji, a słuchacze nie pouciekali z wrzaskiem.

Gdzie ci prawdziwi mężczyźni?

Pierwszy wilczy dół z łatwością przeskoczyli reżyser Adam Frontczak i Paweł Dobrzycki, autor koncepcji inscenizacyjnej oraz scenografii. "Traviata" była dla Verdiego spełnieniem snu o operze współczesnej i mimo że od prapremiery upłynęło 160 lat, wciąż ten walor współczesności utrzymuje, trzeba tylko umiejętnie skierować nań światło. Siedzące obok mnie panie (w wieku matrymonialnym), siąkając w chusteczkę, stwierdziły, że nihil novi sub sole: z miłością (czytaj: niedorozwiniętymi emocjonalnie facetami) są zawsze kłopoty, a happy end można co najwyżej znaleźć w disneyowskim "Kopciuszku". No i jak zawsze poświęcać ma się kobieta.

Stary Germont tłumaczący Violetcie, że nie o takiej synowej marzył, wcale nie jest reliktem epoki społeczeństwa klasowego, takie historie tabloidy wałkują codziennie: czy arystokratka może przyjąć plebejusza z wyrokiem kryminalnym albo ile straci na wartości rynkowej celebryta, wiążąc się z kobietą oskarżoną o kradzież. Plotkarskie portale od jakiegoś czasu pokazują zdjęcia Joanny Liszowskiej, grającej w serialu "Przyjaciółki", uciekającej w sukni ślubnej sprzed ołtarza, bo matka pana młodego przekonała ją, że dla jego szczęścia powinna zrezygnować z małżeńskiej słodyczy.

Historia jak z tabloidu

Frontczak z Dobrzyckim wprowadzili Violettę w świat celebrytów, w którym sprzedaje się wygląd, skandale, miłostki, a dostaje w zamian nie tylko kasę i popularność, lecz także agresję, wrogość, samotność.

- Punkt ciężkości przenieśliśmy z warstwy obyczajowej na egzystencjalną. Traviata, czyli Zbłąkana, to jedna z celebrytek uwikłanych w sponsoring. Nie może znaleźć swojego miejsca w życiu i zrealizować wielkiej miłości, bo ten świat jest tak urządzony, że jej to uniemożliwia - tłumaczył na konferencji przed spektaklem Paweł Dobrzycki.

Wrocławska Traviata faktycznie wygląda na zbłąkaną. "Przyjemność dodaje życiu pikanterii" - śpiewa na balu tłum antyszambrujący dopiero u Pudelka, ale Violetta - gwiazda mająca już miejsce na ściance - wie, że ta przyjemność jest ciężką harówką. I że wystarczy potknięcie (bo pijana i naćpana traci nad sobą kontrolę), żeby spod ziemi wyrósł paparazzi, a następnego dnia pół świata podglądało ją w internecie.

Spektakl jest bardzo konsekwentnie prowadzony, szczególnie przejmująca jest scena w III akcie, gdy dotknięty do żywego Alfredo zjawia się na przyjęciu wydanym przez przyjaciółkę panny Valery, żeby rzucić Violetcie w twarz pieniądze za miłosne usługi.

Gdy upokorzona publicznie kobieta upada, tłum w maskach zaciska krąg, emanując wrogością. Wprawdzie zgodnie z tym, co śpiewa (a śpiewa dobrze, ukłon dla przygotowującej chór Anny Grabowskiej-Borys), ta wrogość skierowana jest w Alfreda (znieważył kobietę!), ale w rzeczywistości dobija Violettę: przegrała, można ją zadziobać i zająć miejsce w tabloidach.

Śpiew jak marzenie...

Wrocławska "Traviata" jest także bardzo dobra muzycznie. Lichorowicz śpiewa rewelacyjnie, a jej duet ze starym Germontem, czyli Matteo Sukiem, był mistrzowski. Dyrektor Ewa Michnik, zapowiadając występ koreańskiego barytona, stwierdziła, że "dobrze się zapowiada", ale Matteo Suk pokazał, że więcej niż dobrze. Właściwie usunął w cień Alfreda, także Koreańczyka, Sang-Jun Lee.

...kostium z koszmaru sennego

Do tej beczki miodu trzeba jednak dołożyć łyżkę dziegciu. Nie wiem, dlaczego Małgorzata Słoniowska, autorka bardzo udanych zresztą kostiumów, ubrała Lichorowicz (i tylko ją!) w takie koszmarne sukienki, ale zrobiła jej naprawdę krzywdę. W scenie balu, kiedy wszystkie kobiety (bez względu na rozmiar) wyglądają jak milion dolarów, Lichorowicz schodzi w białej dżetowej sukni obszytej miotełką do ścierania kurzu, w której co najwyżej Angelina Jolie obroniłaby swoją urodę. Jeszcze gorzej wygląda podczas miesiąca miodowego z Alfredem. Szczęśliwa i namiętna kochanka została wbita w przyciasną koronkową sukienkę i paputki pamiętające czasy przedszkolne. Być może był w tym jakiś zamysł - Bóg wybaczył, ludzie zapomnieli, więc Violetta wygląda jak dziewczynka pierwszokomunijna - ale śpiewaczka czuje się w tym kostiumie wyraźnie źle. A ma wystarczająco trudną rolę do zagrania, żeby jeszcze myśleć, jak usiąść w tej dziwacznej kreacji przy stoliku.

Na szczęście śpiewa tak, że nawet w worku po kartoflach zrobiłaby wrażenie.

Scena śmierci autentycznie wzrusza, a o to w operze niełatwo, bo jak tu się wzruszać, kiedy artysta przez kwadrans przekonuje publiczność, że kona, śpiewając z mocą trąby jerychońskiej. "Traviata" należy niepodzielnie do Anny Lichorowicz, a ona robi z publicznością, co chce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji