Artykuły

Wszystko w rękach Fausta

Andrzej Wajda wystawił parę lat temu w krakowskim Starym Teatrze "Zemstę" Aleksandra Fredry. Scena Kameralna przeżywała wówczas prawdziwe oblężenie, publiczność waliła tłumnie aby obejrzeć znane gwiazdy we wspaniałej komedii, w dodatku będącej szkol­ną lekturą. W sumie - niezła recepta na sukces, którego jednak nie było. Recenzenci przeważnie nabrali wody w usta, bo wi­dzom przecież się podobało, a pisanie pod koniec lat 80. źle o jakimś przedstawieniu Wajdy nie należało do dobrego tonu...

Niełatwo jest przyznać, że polska sztuka, w tym także i teatr przez wiele lat podlegała kryterium nie do końca merytorycz­nym. Jeżeli twórca nie podobał się władzy, jego przedstawie­nie lub film wstrzymywała cenzura, był zapis na jego nazwisko - to tzw. środowisko nosiło go na rękach i dobrze przyjmowało krytykę wyłącznie entuzjastyczną. Ta zasada dotyczyła zarów­no artystów o wielkim dorobku i talencie jak np. Andrzej Wajda, jak i tych całkiem marnych. Ludzie sztuki o tym wiedzieli, stąd do dzisiaj eksponowanie pewnych kombatanckich postaw i deklaracji może być przejawem zarówno patriotyzmu, jak i wy­rachowania.

Maria Bojarska, wdowa po Tadeuszu Łomnickim uważanym za jednego z najwybitniejszych polskich aktorów pisze w swoich wspomnieniach o konferencji prasowej w jakiej uczestniczyła we Włoszech. Dwóch znanych artystów Starego Teatru (Jerzy Radziwiłowicz i Jerzy Stuhr) opowiadało jak pracowali nad Dostojewskim pod kierunkiem Wajdy. ...Wtedy - mówił je­den z nas - przypomniałem sobie jak przesłuchiwała mnie bez­pieka... i zrobiłem taką samą minę jak wtedy... i reżyser bardzo się ucieszył... Wynikało z tego niezbicie, że bez działania bez­pieki nie byłoby wybitnego polskiego aktorstwa! Bojarska na szczęście zdołała wydać swoje wspomnienia w momencie gdy żyją jeszcze ludzie pamiętający jak wielki polski aktor Tadeusz Łomnicki jeździł od teatru do teatru, bo żadna znacząca scena (w tym Stary Teatr) mimo nawet wcześniejszych obietnic nie chciała na stałe zatrudnić człowieka dobrze widzianego przez poprzednią władzę. Jego dorobek artystyczny i umiejętności nie miały znaczenia.

Piszę to wszystko po klapie, jaką na Dużej Scenie Starego Teatru zrobiła kolejna reżyserowana przez Andrzeja Wajdę pre­miera - "Słomkowy kapelusz" Eugene'a Labiche'a. Świetna komedia okazała się wcale nieśmieszna i nic na to nie mogli poradzić najlepsi krakowscy aktorzy ("Rodzynki w zakalcu" - napisał recenzent "Rzeczpospolitej").

Stary Teatr - ogromnie zasłużona dla polskiej kultury scena - cierpi trochę na syndrom braku sukcesu. Nie pomogły chyba kolejne zmiany dyrekcji ani szumne zapowiedzi naprawy sytu­acji. Artyści wspominają najczęściej lata 70., chociaż jeden z współtwórców tamtych sukcesów, były dyrektor teatru Jan Pa­weł Gawlik dorabia jako instruktor nauki jazdy i niewiele z dzisiejszych znakomitości chciałoby z nim współpracować.

Pozwalam sobie na pewne uproszczenia, aby pokazać, że legenda Starego Teatru i zespołu prezentowanego na zewnątrz jako niezwykle zgrany ma także inne oblicze. Na szczęście cały czas współpracują z tą sceną reżyserzy, których spektakle można polecić bez ryzyka. W najbliższą sobotę na Dużej Sce­nie grany będzie "Faust" Goethego w reż. Jerzego Jarockiego. To przedstawienie uznane zostało za najwybitniejsze w sezo­nie a Dorota Segda za rolę Małgorzaty otrzymała nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza przyznawaną przez miesięcznik "Te­atr". W rolach głównych grają także: Jerzy Radziwiłowicz (Faust - gościnnie, bo nie jest członkiem zespołu ST) i Jerzy Trela (Mefistofeles).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji