W Dreźnie z Różewiczem
Aktorka, grająca w "Kartotece" rolę niemieckiej dziewczyny, drżała przed wejściem na drezdeńską scenę. Nie tylko ze zwykłej tremy i chyba nie tylko dlatego, ze kilka kwestii mówi po niemiecku; w Dreźnie ta scena sztuki nabrała szczególnego znaczenia, stała się kluczowa. Bohater powiada: "Pani ojciec i ja polowaliśmy w lasach... Na siebie". Myślę, że ta scena, zamknięta zresztą pięknym, symbolicznym gestem, uwierzytelniła spektakl w oczach drezdeńskich widzów. I spektakl, i sztukę, i zawarty w niej portret pokolenia, ciągle jeszcze najważniejszego pokolenia polskiej współczesności.
Przez dwa wieczory obserwowaliśmy uważnie widownię Kleines Haus Staatstheater w Dreźnie, gdzie Teatr Polski z Wrocławia prezentował swoje najlepsze przedstawienie ubiegłego sezonu. Była to publiczność bardzo kompetentna; początkowo nieufna trochę wobec nowej dla niej formy widowiska, życzliwa ale nie bez pewnej rezerwy, w miarę słuchania (tekst tłumaczono "na żywo" za pośrednictwem aparatury radiowej) reagowała coraz wyraźniej, w końcu wydawała się poruszona do głębi.
Bariera językowa, bariera tradycji nie ułatwiały, oczywiście, zadania zespołowi aktorskiemu; na pewno improwizowany przekład nie rozszyfrowywał całych ciągów skojarzeniowych, szyderczych odwołań do elementów naszej edukacji kulturalnej ("Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał hydrze...") poprzez rampę przedostało się jednak to, co najważniejsze w "Kartotece": sytuacja Bohatera. Oba wieczory zamykał aplauz zbyt wielki zbyt intensywny, by można go było potraktować jako akt zbiorowej kurtuazji. Na spotkaniu z zespołem aktorskim teatru drezdeńskiego mówiono, jak zwykle w podobnych wypadkach, że sztuka zbliża narody i pozwala lepiej się rozumieć wzajemnie. Cóż z tego, że zwykle się tak mówi - to prawda, pod warunkiem autentyczności i mądrości dzieła, któremu powierza się tę misję.
Nie wiem, czy autor jest zadowolony z przedstawienia Tadeusza Minca. Reżyser nie respektował wielu wskazówek scenariusza, zdecydował się na własną redakcję tekstu, wprowadził "znaczące" rekwizyty, wyciągnął jak gdyby dalej idące konsekwencje faktu, iż jest to tekst poetycki. Pamiętając wspaniałą prapremierę "Kartoteki" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, bardziej ascetyczną w środkach, bardziej dosadną, w pierwszej chwili żachnąłem się trochę na te "ładności" Minca. Ale obejrzałem spektakl przy różnych okazjach parokrotnie; myślę teraz, że jest to przedstawienie wyjątkowej urody i siły, a kreacja Zdzisława Kozienia nie miała chyba równych w scenicznych dziejach tej sztuki. Dlatego właśnie "Kartoteka" przebiła się w Dreźnie przez wszystkie bariery.
Tadeusz Różewicz był w Dreźnie z zespołem Teatru Polskiego, rozmawiał z wieloma ludźmi, przed pierwszym przedstawieniem spotkał się z dziennikarzami i może dlatego pytania nie wykroczyły w zasadzie poza konwencjonalny krąg konferencji prasowej. W dniu następnym wywiązałby się już dialog, na pewno niezdawkowy. Ale taka szansa istnieje nadal; jestem przekonany, że obecność sztuki Różewicza na drezdeńskiej scenie nie pozostanie bez echa.