Artykuły

Historia nie musi być nudna

"Fahrenheit" w reż. Michała Derlatki w Teatrze Miniatura w Gdańsku. Pisze Anna Kołodziejska w Teatraliach.

Niejeden z nas na lekcjach historii w podstawówce lub liceum umierał z nudów przytłoczony suchą dawką faktografii i lawiną dat wpadających do głowy na zasadzie zakuć, zdać, zapomnieć. Całe piękno dziejów minionych potrafił odsłonić dopiero dobry pedagog, który opowiadał o śladzie przeszłości, o tym, co pozostawili po sobie ludzie z krwi i kości, a nie podręcznikowe, papierowe charaktery. Podobną formę edukacyjnej pogawędki przyjął Teatr Miniatura, biorąc na warsztat sceniczny jedną z części "Trylogii Gdańskiej" Anny Czerwińskiej-Rydel, której głównym bohaterem jest Daniel Gabriel Fahrenheit, słynny holenderski naukowiec - fizyk, wynalazca termometru rtęciowego, pochodzący ze znanej gdańskiej rodziny kupieckiej. Efekt, jaki uzyskano na scenie, jest doprawdy niebywały. Szereg atrakcji polegających na dokonywanych na oczach widzów eksperymentach laboratoryjnych zachwycił każdego: zarówno dorosłych, jak i dominującą, dziecięcą część widowni.

Obcowanie z bulgoczącymi i parującymi substancjami w fiolkach, ampułkach i kolbach to prawdziwa frajda dla dzieci, toteż nic dziwnego, że wykorzystany asortyment chemiczny, przygotowany pod czujnym okiem Przemysława Mietlarka - specjalisty w tej dziedzinie ze Smart_labu, stał się naczelnym i najbardziej absorbującym uwagę widzów elementem scenicznej historii. Poza laboratoryjnymi akcesoriami uwagę zaskarbiły sobie również pomysłowo wykonane lalki. Mam tu na myśli zwłaszcza tę, która uosabia Kupca Beumingena, symbolicznie przedstawionego z olbrzymim liczydłem; animowana jest ona przez trójkę aktorów. W spektaklu wykorzystano również ciekawą sztuczkę antropomorfizacji przedmiotów wchodzących w skład samej pracowni laboratoryjnej - części urządzeń posiadają oczy, zabawne buzie, przemawia głosami animatorów.

Na słowa uznania zasługują nie tylko lalkarskie wiraże samych artystów, ale również efekt pracy osób, których na scenie nie widać, a więc scenografa Michała Dracza i pomysłodawcy oprawy muzycznej Pawła Nowickiego z zespołem Kwartludium. Atmosfera tajemnicy budowana przez te elementy umiejętnie towarzyszy teatralnej, eksploracyjnej podróży dziecięcego odbiorcy, który wciela się w rolę odkrywcy zarówno tajników nauki, jak i samego życia Fahrenheita.

Kto wychodzi z założenia, że jedynym czynnikiem przykuwającym uwagę i wyobraźnię dziecka są we współczesnym świecie komputer i telewizja, spotkałby się z nie lada dylematem, obserwując reakcję publiczności podczas przedstawienia Fahrenheit. Wiele bowiem zależy tu od rodziców i opiekunów, którzy chcą swe pociechy uwrażliwić na inny wymiar wyobraźni i nauki. Nie tej podanej na tacy, w postaci obrazkowej, gotowej, mało rozwijającej, lecz wymagającej pełnego zaangażowania dziecka. O tym pisałam już nie raz, relacjonując wydarzenia ze sceny teatralnej Miniatury. Repetycja ta oznacza, że artyści wprawiający w ruch lalkowych bohaterów nieustannie są gotowi zaskakiwać na tym polu i znakomicie wywiązują się ze swojego ludyczno-edukacyjnego zadania.osami animator

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji