Artykuły

Trafiony

"Filoktet" w reż. Barbary Wysockiej z Teatru Polskiego we Wrocławiu na 33. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

Na scenie stoi sporych rozmiarów platforma. Jest ona pochylona pod kątem ostrym w stronę tylnej ściany sali teatralnej. Jeszcze przed rozpoczęciem przedstawienia kryje się ona w oparach dymu. Przestrzeń u Wysockiej osiąga szczyt surowości. Reżyserka odnosi się z estymą do antycznej tradycji, co nie znaczy, że jej przedstawienie staje się koturnowe.

Wrocławski "Filoktet" przedstawia dzieło Sofoklesa jako opowieść o starciu osobowości. Postacie z dramatu przestają być mitycznymi herosami i pomnikami z cokołów. Zyskują natomiast ludzką twarz. Emocje, które wybrzmiewają w oryginale, znajdują u Wysockiej ujście w autentycznych interakcjach. Rozpisanie ról w spektaklu na czterech aktorów pozwala na rozwijanie poszczególnych relacji.

Przybysze z Grecji pojawiają się na wyspie Filokteta ubrani nie w mundury czy zbroje, ale w zwykłe kurtki. Tym samym epicki wymiar historii traci na znaczeniu. Neoptolemos (Marcin Szczyszczaj) nosi czerwoną puchówkę, która wyróżnia go jako człowieka mającego poczucie honoru i niezbywalne poczucie dumy. Syn Achillesa stosunkowo łatwo odrzuca swoje poczucie prawdomówności. Wyrzuty sumienia pojawią się u niego później. Jest w tej roli pewien brak psychologicznej konsekwencji. Szczyszczaj pokazuje niektóre reakcje bez powiązania z poprzednimi stanami emocjonalnymi. Rafał Kronenberger jest Chórem, który towarzyszy Neoptolemosowi niczym przyboczny adiutant. Trudno powiedzieć, by wzorem swojego antycznego odpowiednika przepowiadał dalszą akcję. Wchodzi w dialog z pozostałymi postaciami, ale nie jest bezstronnym narratorem. Aktor gra na gitarze elektrycznej, która stała się już niejako jednym ze znaków markowych teatru Wysockiej. Grający kilka ról Wiesław Cichy ogranicza się do towarzyszenia swoim kolegom z zespołu.

Perełką jest natomiast tytułowa postać w wykonaniu Marcina Czarnika. Nie przypomina on zdradzonego męczennika, który dogorywa w swojej jaskini przekonany bezwzględnie o swoich racjach. Wprost przeciwnie, Filoktet jest tutaj pełen wątpliwości. Przede wszystkim dręczy go samotność. Gdy dowiaduje się o zmarłych towarzyszach broni, ogarnia go nostalgia. Przeradza się ona szybko w bezsilną złość. Żołnierz wzbrania się przed wyjazdem tylko werbalnie. Jego czyny przeczą słowom. Chętnie oddaje łuk Neoptolemosowi nie dlatego, że mu bezgranicznie ufa. Ktoś, kto tak długo żył samotnie, nie jest w stanie tak od razu otworzyć się przed drugim człowiekiem. Filoktet powierza swoją broń potomkowi Achilla, bo sam siebie chce przekonać do jak najszybszego wyjazdu. Ostatecznie zatrzymuje go No właśnie, co? Gnuśność, strach? Czarnik sugeruje widzowi, że jego postać swoją chorobę zmyśla albo chociaż wyolbrzymia jej postęp. Filoktet przypomina dziecko, które nie wie, czego chce. Może przewijające się w tle syntetyczne dźwięki są oznaką łez, które wylewamy nad brakiem wielkich postaw, absencją autorytetów?

Przedstawienie Wysockiej jest także opowieścią o manipulacji. Herakles (jego wejściu towarzyszy sugestywne "Riders on the storm") nosi w tym widowisku głowę lwa. Gdy dochodzi do finałowego deus ex machina, wielki heros nie przypomina znanego na cały świat bohatera. Mamrocze tylko coś pod nosem niczym pijany abnegat. Pod maską kryje się jednak Odys. Nieprzypadkowo Wiesław Cichy odgrywa obie te role. Okazuje się bowiem, że Neoptolemos nie miał żadnego zadania do wykonania. Czy greccy dowódcy nie chcieli tylko sprawdzić syna Achillesa, zobaczyć czy ten dochowa im wierności? Że potrafi złamać własne zasady na rzecz interesu państwa? Tutaj nie chodzi ani o łuk, ani o Filokteta. Ten ostatni i tak zapewne dołączyłby do Achajów, i to bez perswazji Neoptolemosa. Przedstawiona u Sofoklesa historia jest tylko częścią większej układanki, którą stanowią mity o Agamemnonie, Troilusie, Priamie, itd. Imię każdego z tych bohaterów zostaje namalowane na platformie. Postacie z Filokteta kroczą po wyspie znacznie większej, niż im się wydaje. Wielka polityka zmienia ich w trybiki, służące tylko określonym celom politycznym. A czy robią to świadomie, to już inna sprawa

Przekład Chodkowskiego nie jest tak patetyczny, jak poprzednie prace Łanowskiego. Tym niemniej pozostaje podniosły. Aktorzy konsekwentnie zadają kłam tej konwencji. Przedrzeźniają niektóre wersy, dodają coś od siebie lub świadomie stają się sztuczni. Chwilami te efekty przedawkowują, ale na szczęście nie wpływa to na odbiór przedstawienia. Wysocka dba, by wprowadzane kontrasty nie były zbyt ostre. Udaje się zatem zachować równowagę między poszczególnymi elementami spektaklu. Wymowa przedstawienia skutecznie odwraca uwagę od pewnych niedociągnięć. Wysocka wymusza zadanie sobie pytania: ilu manipulacjom to my jesteśmy poddawani na co dzień?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji