Artykuły

Tomaszewski - legenda polskiego plakatu

Najwybitniejszy polski grafik zmarł w niedzielę [11 września] w Warszawie w wieku 91 lat. Tworzył plakaty i karykatury, sztukę doraźnej ingerencji w rzeczywistość. Pewnie dlatego tak mało z jego dziedzictwa oglądamy dziś na ulicach - pisze Dorota Jarecka w Gazecie Wyborczej.

Tomaszewski to osobny rozdział w historii polskiej sztuki. To on m.in. stworzył nurt, który kilka lat po wojnie nazwany został w zachodniej prasie polską szkołą plakatu. W połowie lat 50. ustaliła się w polskiej grafice hierarchia, która przetrwał właściwie do lat 90. Oprócz Tomaszewskiego: Wojciech Fangor, Józef Mroszczak, Roman Cieślewicz, Jan Młodożeniec, Jan Lenica - to byli najwybitniejsi przedstawiciele polskiego plakatu.

Urodzony w 1914 r. Tomaszewski zdążył jeszcze przed wojną skończyć szkołę plastyczną. Zadebiutował w 1936 r., zaraz po wojnie zaczął tworzyć plakaty polityczne i filmowe. Już w nich widać jego wybitną indywidualność. Polegała ona - po pierwsze - na tym, co się z grubsza nazywa malarskością, a co jest po prostu wprowadzeniem do plakatu pewnej dowolności w kolorze i rysunku. Nawet jeśli jego sztuka na przełomie lat 40. i 50. nieco się ugięła pod obowiązującą socrealistyczną estetyką, nigdy nie była siermiężnym, tandetnym realizmem.

Po drugie - a to rzecz w plakacie decydująca - u Tomaszewskiego litera była równie ważną częścią kompozycji jak obraz. Zawsze traktowana z fantazją, z radością odkrywcy, jakby to on właśnie przed chwilą wymyślił ten niezwykły znak i wciąż się nim bawił. Ta cecha z czasem pogłębiała się i stawała się coraz bardziej wyrafinowana. Na plakacie wystawy Wojciecha Zamecznika z 1988 r. napisał po prostu "W" i "Z", na plakacie swojej wystawy z 1991 r. napisał jedno słowo: LOVE.

Ale ta fantazja i lekkość myliła. Henryk Tomaszewski - mimo pozorów swobody, a nawet nonszalancji plastycznej - był tytanem pracy. Zapamiętali go tak jego uczniowie i przyjaciele: Andrzej Dudziński, Marcin Mroszczak, Jacek Gawłowski.

Trudno wyliczyć jego najlepsze plakaty, wymienić można niektóre. Wspaniały jest "Witkacy" (1972), gdzie na desce do prasowania wylądował kawałek płótna podpisany "Witkacy", co jest komentarzem Tomaszewskiego do ujednoliconej maniery wystawiania sztuk tego pisarza. Na plakacie do "Historii" Gombrowicza w Teatrze Nowym w Warszawie w 1983 r. wielka zielona stopa dwoma palcami robi znak "V", popularny w latach 80. symbol oporu. Plakat ten spełniał dwie najważniejsze funkcje swojego gatunku: był aktualny, a jednocześnie genialnie interpretował historię, bo z polskich pisarzy rzeczywiście chyba tylko Gombrowicz potrafiłby zrobić znak zwycięstwa stopą.

To dzisiaj jest czytelne. Czy będzie czytelne zawsze? Polska ulica zapomniała o dobrym designie i to mówią zarówno ci, którzy mają na nią wpływ, czyli artyści pracujący w agencjach reklamowych, jak i ci, którzy nie mają na nią wpływu - bo chociaż są świetnymi designerami, plakatów już się u nich nie zamawia.

To, co widać w polskim plakacie, zarówno komercyjnym i politycznym, jest niesłychanym obniżeniem poziomu, jakby polskiej szkoły plakatu nigdy nie było. Być może dobry plakat był możliwy wtedy, kiedy nie był przymuszany do spełnienia funkcji propagandowej, a funkcja oświatowa oraz ekspresja artystyczna były w nim na pierwszym miejscu. Taki plakat tworzył m.in. Tomaszewski. Plakat elitarny, plakat antykomercyjnej niszy.

Legenda Tomaszewskiego

Tomaszewski odszedł z ASP w połowie lat 80. Dla jego uczniów, którzy są dzisiaj w pełni sił twórczych, jest świeżym wspomnieniem. I wielką indywidualnością, która odcisnęła się na ich sztuce i życiu.

Jego artystyczne dziedzictwo trwa w pracach tych najlepszych. Tylko uczeń Tomaszewskiego mógł stworzyć znakomity znak "COEXIST" z symboli trzech religii, jak Piotr Młodożeniec w znanym billboardzie. Komunikacja, bezpośredniość, poetycki koncept, który wykracza ponad postawione zadanie i uzupełnia je nową myślą. To właśnie było u Tomaszewskiego najlepsze i to zawsze w plakacie jest najlepsze.

Prace Tomaszewskiego znajdują się w Muzeum Plakatu. To i dobrze, i źle. Dobrze, że jest instytucja, która dba m.in. o jego spuściznę, źle, że w polskich kolekcjach jest tak daleko posunięta specjalizacja. Tego, kim był Tomaszewski, nie dowie się dzisiaj ani widz Muzeum Narodowego w Warszawie, ani Centrum Sztuki Współczesnej. Być może budowane dzisiaj od nowa w stolicy muzeum sztuki nowoczesnej nadrobi tę lukę w wiedzy o polskim designie lat powojennych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji