Artykuły

Opowieści prawdziwe

"Iluzje" w reż. Rudolfa Zioły w Teatrze im.Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Przemysław Klimek w kwartalniku Kalisia Nova.

Znowu można mieć pretensje do pisarza, który tak pięknie pisze o miłości, że ta prawdziwa, realna, codzienna może wydawać się tylko banalna, grzechu niewarta. Na szczęście, chyba na szczęście - to tylko iluzje.

Jak to dobrze, że w czasach post-sztuki (post: -muzyki, -literatury, -plastyki, -teatru) powstają jeszcze takie dramaty i przedstawienia, w których najważniejsze jest słowo. Napisane i mówione, pokazane mimiką, gestem, spojrzeniem, dotykiem; zawieszone w ciszy. To wielka sztuka umieć opowiadać tak po prostu, ze zrozumieniem, przykuwając uwagę, zaczarowując widzów, zatrzymując czas. Bez kamer i ogłupiającej dyskoteki. Bez moralnej histerii i emocjonalnego ekshibicjonizmu. Iwan Wyrypajew jest sztukmistrzem prawdziwym. Ach ci Rosjanie, że też tak im w duszy gra

Pusta scena, cztery krzesła, na podłodze przed pierwszym rzędem widowni nabazgrane kredą: iluzje. Czworo aktorów, światła, czasami w tle muzyka i publiczność - żywa: kaszląca, wiercąca się, odpowiadająca na pytania, narzekająca, że jest gorąco. Miłość wymaga poświęceń. Nawet jeśli jest to zwyczajna miłość zaklęta w historii całkiem przeciętnych ludzi: dwóch heterogenicznych par staruszków dożywających swoich dni. Zaprzyjaźnionych, normalnie się kochających, po bożemu sobie wiernych (o żadnych tam związkach partnerskich i miłości jednopłciowej mowy być nie może). Owszem, jak na XXI wiek trochę to jednak passe. Na szczęście w tej historii miłości zwyczajnej pojawiają się rysy, pęknięcia i zdrada (chociaż nie skonsumowana fizycznie) prowadząca do prawdziwej tragedii, co trochę odejmuje jej banalności.

To nie jest spektakl o miłości, a na pewno nie o miłości banalnej, tej literackiej, znaczonej porywami serca i zaćmieniami umysłu. To nie jest spektakl o lojalności, a na pewno nie o lojalności małżeńskiej i wierności. To nie jest spektakl o przyjaźni, a na pewno nie o przyjaźni męskiej. To prawda, Wyrypajew mówi i o miłości, i o lojalności, i o wierności, i przyjaźni - to wszystko nie jest iluzją. Ale jest jeszcze coś więcej w tej historii czworga umierających osiemdziesięciolatków, co wywołuje dreszcze na plecach i uciska w gardle. Co? Nie, tutaj nie będzie odpowiedzi - trzeba to samemu zobaczyć i przeżyć.

Jak taką prostą historię opowiedzieć w teatrze dzisiaj, kiedy po scenach hulają magicy od wszelkiego udziwnienia a publiczność na pewno nie cierpi na nadwrażliwość. No jak? A tak jak to zrobił Rudolf Zioło ze swoimi aktorami. Bez cienia fałszu i psychologicznego szantażu. Kapelusze z głów przede wszystkim przed Bożeną Remelską, która nadała przedstawieniu odpowiedni ton i klimat intymnej rozmowy, domowej opowieści, bez zbytniej ckliwości i sentymentalizmu. Zero fałszu i nieczystej nuty. Kolegom nie wypadało tego zepsuć. Zagrali jak klasyczny kwartet idealnie zestrojony.

Jedno można tylko wytknąć twórcom kaliskiego przedstawienia - schematyczną i banalnie przewidywalną (nomen omen) oprawę muzyczną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji