Artykuły

Milion widzów rocznie - teatr lalkowy na WST

Teatr lalek nie jest tylko dla dzieci. A teatr dla dzieci to nie tylko lalki. Będzie to można zobaczyć od jutra podczas Małych Warszawskich Spotkań Teatralnych - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Przedstawienia Małych WST powinni zobaczyć wszyscy, którym lalki wydają się zbyt staroświecką formą spędzania wolnego czasu. Zrealizowana w formie instalacji scenografia "Nusi i wilków" Roberta Jarosza zachęca odbiorców do interakcji. Z kolei w sztuce Maliny Prześlugi "Pręcik" [na zdjęciu] (reż. Robert Lisowski) głos mają wszyscy - kapeć, poduszka, budzik czy łysy miś - tylko nie Dziewczynka. W pisanym z dowcipem i pełnym językowych zabaw dramacie przedmioty wyruszają na ratunek właścicielce, którą męczy choroba i Smutne Białe Łóżko.

Prześluga czy Jarosz - który na WST pokaże aż dwa spektakle - to młode pokolenie twórców teatru dla najmłodszych. Pięć spektakli, które zobaczy warszawska publiczność, reprezentuje różne estetyki i generacje polskiego teatru lalek - zapewnia Marek Waszkiel, współpracownik dyrektora Tadeusza Słobodzianka, nowy kurator Małych WST, dziecięcej sekcji jednego z najważniejszych polskich przeglądów teatralnych.

Waszkiel wie, co mówi. Jest wybitnym znawcą tematu, autorem dwóch tomów poświęconych historii polskiego teatru lalek. Przez lata kierował jedną z jego najważniejszych scen - Białostockim Teatrem Lalek (BTL był specjalnym gościem 29. WST w 2009 r.).

A dla kogo to?

W latach 90. wszystkie teatry straciły sporo widzów, ale lalkowe najwięcej. Przez pierwsze dwie dekady III RP z ich scen odpłynęła połowa publiczności. Jednak według badań sprzed czterech lat "lalkowa" widownia to wciąż ponad milion osób rocznie. Teatry lalek działają od Warszawy po Rabkę.

Waszkiel: - Naprawdę nie ma powodów do narzekania. Dziś wiele teatrów lalek podejmuje nowe tematy, zderza się z nowymi środkami teatralnymi.

Każdy, kto lalkami zajmuje się na co dzień, powtarza: to nie jest sztuka tylko dla dzieci. Waszkiel przekonanie o "dziecinnym" charakterze teatru lalek uważa za relikt PRL. A niebajkowych spektakli teatru lalek przybywa. Ostatnio w Teatrze Pinokio w Łodzi Konrad Dworakowski zaadaptował na lalkarską scenę "Balladyny i romanse", nagrodzoną Paszportem "Polityki" powieść Ignacego Karpowicza. Z kolei w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora Paweł Passini dopiero co zrobił spektakl o Jimie Morrisonie.

Bajki łatające dziury

Tak jak teatr lalek niekoniecznie jest dla dzieci, tak teatr dla dzieci nie ogranicza się do teatru lalek prezentowanego w tym roku na WST. Jednak o obu zjawiskach pisze się wciąż bardzo rzadko. - Opiniotwórcze media nie zauważają u nas zjawiska, które na Zachodzie, jako np. "teatr figur", jest czymś powszechnym - mówi Waszkiel.

A spektakle dla dzieci? W wielu teatrach traktowano je po macoszemu. Mijają jednak czasy, kiedy przedpołudniowe "bajki" tylko łatały dziury w budżetach, a pracę nad nimi artyści postrzegali jako coś gorszego. W 2010 r. umieszczenie przez ówczesnego dyrektora Macieja Nowaka programu dla najmłodszych w ramach tak prestiżowej imprezy jak WST było dobitnym sygnałem.

- W ostatnich latach teatr dla dzieci stał się modny. Zainteresowali się nim twórcy, którzy do tej pory nie robili spektakli dla tej grupy odbiorców - podsumowuje Alicja Morawska-Rubczak, która na UAM w Poznaniu bada sztukę sceniczną dla najmłodszych, a sama związana jest z Opolskim Teatrem Lalki i Aktora. Wcześniej była kuratorką poprzednich edycji Małych WST.

W Bydgoszczy Iga Gańczarczyk, dramaturg Krystiana Lupy, zrealizowała "Opowieści zimowe". Współpracowali z nią specjaliści od designu Dagmara Latała i Jacek Paździor. Ich instalacja zmienia barwy, różnokształtne części a to opadają, a to znów się podnoszą, tworząc wciągającą, abstrakcyjną przestrzeń. Jej elementy oddzielają się i stają rekwizytami albo ruchomymi ekranami do projekcji. Pod instalacją aktorzy opowiadają baśnie Andersena, wykonując jednocześnie dynamiczną choreografię Dominiki Knapik - jednej z ciekawszych postaci współczesnego polskiego tańca.

Wcześniejsza bydgoska "Pchła Szachrajka" w reżyserii Łukasza Gajdzisa bije rekordy popularności. We wrocławskim Teatrze Polskim "Dzieci z Bullerbyn" przygotowała aktorka Anna Ilczuk. Zanim spektakl się rozpocznie, mali widzowie w ramach warsztatów samodzielnie malują scenografię.

Jeśli chodzi o twórców średniego pokolenia, w Warszawie do dziś wspomina się "Pippi Pończoszankę" Agnieszki Glińskiej z Dramatycznego. Piotr Cieplak od lat przygotowuje spektakle dla dzieci. Niedawną "Lokomotywą" w warszawskim Teatrze Powszechnym pokazał, że twórczość Tuwima budzi entuzjazm najnowszej generacji młodych odbiorców. W pracy nad wierszami sięgnął po przerysowanie, budując świat z powtarzanych gestów i nadnaturalnej wielkości rekwizytów. Kluczowym elementem pozostaje kontakt z małymi widzami - gdy aktorom udaje się go nawiązać, sceniczna maszyna działa.

- Zrobienie dobrego spektaklu dla dzieci jest świetnym chwytem marketingowym. Teatr może wypełnić nimi poranny repertuar, ale jednocześnie np. w Bydgoszczy przedstawienia dla dzieci nie odbiegają poziomem od teatru dla dorosłych - ocenia Morawska-Rubczak.

Dwulatki na widowni

Jest jeszcze "teatr dla najnajmłodszych". To przedstawienia skierowane do odbiorców wręcz ze żłobków. Ich tytuły to np. "Śpij", "Pokolorowanki" czy "Układanka". Nie opierają się na fabułach, lecz na grze barw, dźwięków, ruchu. Na tym polu świetnie radzą sobie niezależne zespoły działające jako organizacje pozarządowe, jak poznański Teatr Atofri z pięcioletnim stażem. Na rzecz najnajmłodszego teatru działa także poznańskie Centrum Sztuki Dziecka, gdzie popularyzuje go Zbigniew Rudziński.

Coraz częściej po najnajmłodszą widownię sięgają też publiczne instytucje kultury. - Taki teatr wymaga rewolucji w myśleniu - mówi Morawska-Rubczak. - Teatr Atofri decyduje się na poświęcenie całej działalności małym widzom. Zupełnie inaczej jest, gdy ktoś, kto na co dzień robi spektakle dla cztero - czy pięciolatków, próbuje pochylić się nad dzieckiem kilkunastomiesięcznym. Sekret tkwi w otwartości i doświadczeniu. Najmłodszy widz jest najbardziej nieprzewidywalny.

Nie do przegapienia na "dorosłych" WST

Dorota Masłowska, "Paw królowej" w reż. Pawła Świątka (Stary Teatr w Krakowie)

23 i 24 kwietnia, Teatr Studio

Pełen energii koncert hiphopowy z prozy Masłowskiej.

***

Antoni Czechow, "Wiśniowy sad" w reż. Pawła Łysaka (Teatr Polski w Bydgoszczy)

20 i 21 kwietnia, Teatr Dramatyczny

Czechow w czasach współczesnego kryzysu - i w zjawiskowej scenografii.

***

William Szekspir, "Titus Andronicus" w reż. Jana Klaty (Teatr Polski we Wrocławiu / Staatsschauspiel w Dreźnie)

1 maja, Teatr Dramatyczny

Niemcy jako Rzymianie, Polacy jako Goci. Oraz alianckie naloty na Drezno.

***

Paweł Demirski, "Położnice szpitala św. Zofii" w reż. Moniki Strzępki (Teatr Rozrywki w Chorzowie)

25 i 26 kwietnia, Teatr Dramatyczny

Ostro o polskiej służbie zdrowia - w formie... musicalu.

***

Tadeusz Słobodzianek, "Nasza klasa" w reż. Gábora Máté (Teatr im. Józsefa Katony w Budapeszcie)

19 i 20 kwietnia, Teatr Dramatyczny, Scena na Woli

Węgierski reżyser sięga po nagrodzony Nike dramat o polsko-żydowskiej historii z Jedwabnem w tle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji