Lodowaty Woyzeck
Przygotowany na otwarcie EuroDramy "Woyzeck" Grażyny Kani będzie dzielił publiczność. To studium postaci ogołocone z literackości, z tęsknot fabularnych. Gigantyczna pozytywka, w której bohaterowie zrywają się jak dotknięci szpilką, odgrywają dziwaczny, transowy skecz i zapadają w niebyt.
Kania skonstruowała "Woyzecka" jak wiersz Różewicza. Minimum słów. Maksimum ekspresji. Żadnej waty historii. Żadnych aktorskich podpórek. Tobołek udający niemowlę. Torba. Plastikowe jaja na wodę. Buława tamburmajora. Niemal prywatne ciuchy i wyraziste aktorstwo. Z chłodną precyzją zbudowała poetyckie studium zachowań wojskowych rentierów, medycznych szarlatanów zepchniętych na margines życia, tonących - także i dziś - w dewiacjach, nałogach i psychozach. Opowiedziała także historię kobiety niezdolnej do wierności.
Wizja reżyserki, efektownie oświetlona, zanurzona w białej, sterylnej przestrzeni niczym w kostce lodu, przypomina po trosze poczekalnię psychiatryka, może pokaz ekstrawaganckiej mody. Paweł Wodziński i Tomasz Wert zabudowali Scenę na Świebodzkim wstęgami światła i olbrzymimi, płaskimi powierzchniami zupełnie jak podest dla modeli i modelek. Odsączony przez Kanię z literackiej waty tekst Büchnera porusza postaciami niczym sprężyna pozytywki.
Oniemiali siadają na krzesełkach przyśrubowanych do ściany. Ta ściana scala ich w grupę. Przeważnie milczą. Czekają na swój show time. Od czasu do czas ktoś zrywa się, by wykonać arię. Na czarno-białej scenie tasują się histeryczne tercety i duety. Bohaterowie-kukiełki wyrzucają z siebie strzępy słów i zdań. Nadpobudliwie poruszają ciałami jak preparaty dotykane elektrodą, to znów zacinają się niczym popsute zabawki. Woyzeck-kukła i władcy marionetek. Upiorne panoptikum prowincjonalnych filozofów, którzy łakną urody życia i nie mogą jej odnaleźć ani w sobie, ani w świecie zewnętrznym.
Spektakl Kani to kolekcja wybornych ról. Porywa znakomita scena tresury Woyzecka przez Doktora i Kapitana. Intrygują świetne, pełne erotyzmu sceny zwodzenia Tamburmajora i Woyzecka przez Marie. Woyzeck Mariusza Kiljana zmaga się z zazdrością i udręką jak pajacyk. Marie Kingi Preis rozlicza się z grzeszną miłością niczym pucołowata lala. Ich świat wewnętrzny rozgrywa się w naszej głowie. Na scenie oglądamy tylko błyskotliwe sugestie i zagadki, które rozwiązujemy, patrząc na metafory gestów.