Artykuły

Skalpel zamiast pióra

W sobotę w Teatrze Wybrzeże odbędzie się premiera dramatu Fryderyka Schillera "Don Carlos". W Polsce przedstawienie to nie było wystawiane od 20 lat. Dlaczego zdecydował się Pan na jego realizację?

- Jestem bardzo dobrego zda­nia o dramatach Schillera.

W 1987 roku wyreżyserowałem polską prapremierę trylogii "Wallenstein". Później do Schil­lera często wracałem. Tak po­wstała telewizyjna wersja "Zbójców", "Intryga i miłość", którą zrealizowałem w Holan­dii oraz 15 lat temu w Teatrze Narodowym w Mannheim "Don Carlos". Wówczas jednak były zupełnie inne czasy, a ja byłem reżyserem zza żelaznej kurtyny. Ówczesny "Don Car­los" był czymś w rodzaju reży­serskiego egzemplarza, który przede wszystkim zawierał te­maty wykrojone.

Dzisiaj z pewnością ma Pan zu­pełnie inne spojrzenie na ten dramat

- To bardzo dobra sztuka, która bez specjalnego naginania, bez specjalnych reżyserskich zabie­gów może z powodzeniem opo­wiadać współczesnemu widzowi o tym, co go naprawdę intere­suje. Nie ma przecież ciekaw­szego tematu niż człowiek ana­lizowany przez dobre pióro, któ­re jest czymś w rodzaju skalpe­la. Takim właśnie skalpelem jest pióro Schillera. "Don Carlos" przede wszystkim opowiada o granicach. Gdzie zaczyna się i kończy prywatność? W jakim stopniu można w nią ingero­wać? Jaki kształt przybiera in­gerencja w życie prywatne dru­giego człowieka i jakie potwory mogą z tego powstawać? "Don Carlos" jest sztuką romantycz­ną, więc mówi także o przyjaźni i o tym, kiedy przyjaźń się koń­czy, a zaczyna manipulacja. Mó­wi, w którym momencie czło­wiek zaczyna ją wykorzystywać dla własnych rozgrywek. Jest to więc wielkie wyzwanie zarówno dla reżysera, scenografa, jak i kompozytora. Daje także ogromne możliwości aktorom i to aktorom z kilku pokoleń. W Teatrze Wybrzeże mamy ze­spół, w którym obok Haliny Wi­niarskiej, Stanisława Michal­skiego, Jerzego Kiszkisa, Krzysztofa Gordona grają lu­dzie bardzo młodzi, np. Don Carlosa zagra Piotr Jankowski, a królową Elżbietę - Anna Kociarz. Dla wielu z nich jest to pierwsze spotkanie z Schille­rem, z czego się bardzo cieszę. Przecież w dzisiejszym teatrze nie ma ważniejszej rzeczy, zwłaszcza dla młodych aktorów, niż spotykanie się z dramatur­gią współczesną, bulwersującą i klasyką, która w moim odczu­ciu zawsze powinna brzmieć współcześnie. Niestety, teatr często o tym zapomina. Jednak teatr, który unika klasyki, wcale nie jest teatrem współczesnym.

Manipulacja, wielka polityka, krytycyzm wobec instytucji Ko­ścioła to tematy, które do dnia dzisiejszego budzą wiele kon­trowersji...

- Gdy w 1988 r. reżyserowałem "Don Carlosa" w Mannheim, moi niemieccy przyjaciele prze­strzegali mnie, że spektakl, któ­ry tak wyraźnie uderza w totali­taryzm, zrealizowany przez Po­laka w niemieckim Teatrze Na­rodowym może być odczytany jako rozrachunek polskiego re­żysera z niemiecką przeszłością. Oczywiście tak nie było, bo ja robiłem spektakl, który miał być rozrachunkiem z rzeczywi­stością, w której żyłem. Oni jed­nak odbierali to inaczej. Myślę, że żadna ważna sztuka teatral­na nie może być odczytywana na jednej płaszczyźnie. Nie mo­że być otwierana jednym sposo­bem, chwytem, bo wówczas może to być wytrych a nie klucz do odczytania tekstu. Wielowarstwowość "Don Carlosa", gdzie wszystko, o czym mówimy, egzystuje obok siebie, musi ist­nieć. A Kościół od zawsze był skazany na krytykę jak każda instytucja publiczna. W moim przedstawieniu nie ma więc żadnych sensacyjnych, nowych spojrzeń. Jest po prostu wielowarstwowość.

W swoim dramacie Schiller od­wołuje się do wydarzeń histo­rycznych. Czy Pański "Don Car­los" będzie sztuką współcze­sną?

- Tak. Granie tego dzisiaj w so­sie Hiszpanii za czasów Filipa II jest bajką. Trudno współczesne­go bohatera, który ma przeko­nać widzów, ubrać w kostiumy z zamierzchłej przeszłości. Zmieniliśmy całą warstwę pla­styczną przedstawienia. Próbo­waliśmy stworzyć uniwersalną przestrzeń, w której bohatero­wie dramatu wystąpią we współczesnych kostiumach, pojawią się współczesne problemy i bardzo żywi, młodzi ludzie, którzy zmagają się ze światem stworzonym dla nich przez star­szych. W warstwie estetycznej będzie to przedstawienie, które samo w sobie stanie się rzeczy­wistością wykreowaną przez re­żysera, scenografa, aktorów. Nie będzie rzeczywistym odbiciem dzisiejszej ulicy, bo przecież nie o to w teatrze chodzi. Zresztą nigdy tego nie robiłem - niech ulica będzie ulicą, a teatr te­atrem! Mój "Don Carlos" dzieje się tu i teraz.

W sztuce Halina Winiarska po­jawi się w dosyć nietypowej roli - zagra Wielkiego Inkwizyto­ra...

- Z Haliną Winiarską pracuje­my już od ponad 20 lat. Wśród wielu ról, które zagrała, doszu­kaliśmy się jednej męskiej - wcieliła się w Charona w "Wyna­lazku miłości". Gdy rozmawiali­śmy o płci Charona, uznaliśmy, że w jego przypadku nie jest ona najważniejsza. Tutaj jest podobnie. Wielki Inkwizytor to, jak pisze Schiller; ponad 90-letni starzec. W skład tej postaci wchodzi czysty intelekt. Płeć nie ma żadnego znaczenia. My­ślę, że talent Haliny i jej inteli­gencja pozwolą na to, żeby In­kwizytor byt postacią porażają­cą. Więc w żadnym wypadku nie jest to próba zmuszania ak­torki do grania roli męskiej. W postaci, którą gra, przede wszystkim liczy się to, co rola wniesie do spektaklu.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji