Artykuły

Teatr to kino 3D

"Życie to sen" w reż. Wojtka Klemma w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Kinga Cieśluk w Teatraliach.

Spektakl Wojtka Klemma to sztuka dla miłośników dobrej gry aktorskiej i świetnej inscenizacji. Na deskach Teatru Współczesnego w Szczecinie "Życie to sen" Pedro Calderóna de la Barcy serwowane jest w doskonałym przekładzie Marty Eloy Cichockiej. Gdyby był to film, kupiłabym dvd, postawiła na półce obok "Truman Show", "Party Monster", "Hydrozagadki" i oglądała codziennie.

Idealnie dobrana stylizacja sprawia, że postaci - w pierwszej scenie nieruchome, przypominające manekiny - budzą strach, a kostium niedźwiedzia, w jaki przyodziewa się Astolfo (Arkadiusz Buszko) uwodzący Estrellę (Małgorzata Klara) wyostrza poczucie wyobcowania i rozwścieczenia, które widz współodczuwa patrząc na uwięzionego w tym samym czasie Segismunda (Adam Kuzycz-Berezowski). Całość współgra, płynie i miesza mityczną Polskę z codziennością toczącą się wokół wypowiedzianego przez jedną z postaci hasła "heil coca cola". Zaciera się więc nie tylko granica między jawą a tytułowym snem, ale i tym, co teatralne, a co powszednie.

Uwagę przykuwa intrygujące zestawienie wizerunku Rosaury i Clarin. Pierwsza (Barbara Biel), ukrywająca sie w męskim przebraniu, przestaje być zaskakująco transpłciowa, kiedy na scenę wchodzi druga/drugi (Wojciech Sandach), co pozwala skupić się na wątku rebelii. Sama postać Rewolucjonisty (Michał Lewandowski) jest świetnie zagrana w swej prostocie i właśnie to, że mimo estetyki snu, czasem koszmarnego, cały spektakl wydaje się być tak naturalny i lekki, jest jego największym atutem. Basilo (Jacek Piątkowski) i Clotaldo (Robert Gondek) w dobrze skrojonych garniturach, rozwijając wątek polityczny, sprawiają, że robi się poważnie, aby po chwili znów dać wkroczyć na scenę wciąż podciągającej pończochy Clarin. Właśnie Sandach urzeka w drugim akcie najbardziej. W lśniącej, niebieskiej sukni, niczym wyjęty z remake'u teledysku "Pass this one" The Knife, jest jednocześnie uwodzicielski i męski, silny i kobiecy.

Polska Klemma to kraj orientalny, miejsce ucieczki z heteronormatywnego matriksa, załamania kulturowych stereotypów płci, wejście do lepszego świata, w którym wciąż jednak dzieją się rzeczy złe, co na jawie mogłoby zdawać się pozbawione logiki,, za to w śnie jest zrozumiałe. Zmiana oświetlenia w drugim akcie, niczym pstryknięcie palca w trakcie hipnozy, sprawia, że ockniesz się z całym teatrem, nieświadom tego, czy wciąż śnisz.

Nierozpraszające obrazu słowa i nieprzysłaniające tekstu obrazy - w tym spektaklu jest wszystko. "Nie budź mnie, jeśli śpię, a jeśli to jawa, nie pozwól mi zasnąć. Ale niezależnie czy to sen, czy nie, nic się nie traci będąc dobrym człowiekiem." Tak kończy Segismundo, który był wewnątrz tej sztuki, poczuł ją, doświadczył i oddał ustami aktora, wokół którego mogłoby nie być niczego, a wszystkie obrazy, które stały się na scenie, zadziałyby się w umysłach widzów i tak. Szczeciński Teatr poddaje nas przemyśleniom, co w życiu możemy zmienić, a przed czym lepiej zamknąć oczy, jeśli tylko mamy taką możliwość. Silny tekst, mocne wizualizacje, wiarygodnie dobrane postaci. Jedyną wadą spektaklu jest to, że się z niego budzimy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji