Artykuły

Taniec z pantomimą

Wciąż żyje pomysł, żeby po 50 latach z wrocławskich mimów zrobić jedną ze scen Teatru Polskiego. Skąd się wziął ten urzędniczy pęd do zmian? Z doniesienia. Niewielka grupa uzdrowicieli-konsultantów zaproszona przez urząd marszałkowski otrzymała fałszywe tezy do dyskusji. Tak się zaczął taniec z pantomimą. Ja tańczę pod prąd - pisze Krzysztof Kucharski w Słowie Polskim.

Opowiem Państwu antybajkę. Nie było to za siedmioma lasami i za siedmioma górami. Raczej za siedmioma bagnami i siedmioma lejami po bombach. Bieg wydarzeń na pewien czas (do końca roku) został wstrzymany. Trwa w świadomości mimów jako symbol paranoi w dużym mieście walczącym o wysoką europejską pozycję. Miasto zaczyna się na literę W

Po dwóch latach dolnośląskim marszałkom dworu przestał się podobać Aleksander mim Sobiszewski[na zdjęciu], dyrektor Wrocławskiego Teatru Pantomimy. Nie wiem, może zmienił fryzurę albo przytył. Może się krzywo przeżegnał albo naraził jakimś artystycznym science fiction.

W krótkiej rozmowie dowiedział się, że jego teatr będzie jedną ze scen Teatru Polskiego. Sceną zostanie samodzielną i jej szef na drzwiach będzie miał tabliczkę: "wicedyrektor Teatru Polskiego, kierownik artystyczny Sceny Pantomimy", albo jakąś podobną i dłuższą. Nikt nie skazuje go na banicję. Zresztą, może sam sobie dać wypowiedzenie.

Skąd się wziął ten urzędniczy pęd do zmian? Z doniesienia. Niewielka grupa uzdrowicieli-konsultantów zaproszona przez urząd marszałkowski otrzymała fałszywe tezy do dyskusji. Jedną z głównych był marazm i artystyczne otępienie - drugą kłopoty finansowe, trzecią przekonanie, że szef teatru prowadzi go na manowce sztuki, a premiery, które przygotował osobiście nie wróżyły sukcesów godnych obecnej nazwy i dziedzictwa po Wielkim Mistrzu. Tak się zaczął taniec z pantomimą. Ja tańczę pod prąd.

Pamięć o ikonie

- Kiedy umarł Henryk Tomaszewski, pomysł rozwiązania teatru miał zwolenników - mówi Leszek Ryk, wiceprzewodniczący Komisji Kultury Sejmiku Województwa Dolnośląskiego. - Pytałem wtedy o opinię wielu ludzi. 99 procent mówiło tak: - Wrocławski Teatr Pantomimy, nawet bez Mistrza, jest jedną z ikon Wrocławia. Jest bardziej wrocławski niż dolnośląski. Wielu wychowanków Mistrza porozrzucanych jest po całym świecie i utrzymuje kontakt z teatrem. To jest ogromny kapitał. Nie miałem już żadnych wątpliwości. Mimowie pod wodzą wychowanka Tomaszewskiego, znakomitego mima, Aleksandra Sobiszewskiego, zaczynają trzeci sezon. Pierwsza premiera - "Małpy" - odniosła prestiżowy sukces na festiwalu w Budapeszcie. Druga - "Science fiction" wzbudziła kontrowersje. Trzecią była "Nakręcana pomarańcza", wspólny projekt Wrocławskiego Teatru Współczesnego i pantomimy. To bardzo ciekawe przedsięwzięcie - ocenia radny sejmiku, Leszek Ryk.

Zalety fuzji

Po pierwsze nowe kierownictwo artystyczne, po drugie - rozwinięcie formy warsztatów, i po trzecie utworzenie archiwum Wrocławskiego Teatru Pantomimy, w którym znalazłyby się pamiątki po Henryku Tomaszewski, łącznie z wyposażeniem mieszkania Mistrza.

- Pan Henryk Tomaszewski bywał u nas wielokrotnie, gdy narodził się pomysł wystawy z okazji 45-lecia pantomimy. Rozmawiał godzinami z dyrektorem Maciejem Łagiewskim - mówi Małgorzata Bruder, kustosz Muzeum Miejskiego Wrocławia. - Zaczęło się od wystawy okolicznościowej, ale doszli do wniosku, że można zrobić stałą wystawę kolekcji Tomaszewskiego. Otwarcia wystawy już nie dożył. Po jego śmierci konsultowaliśmy wszystko z jego wieloletnim przyjacielem i spadkobiercą, Stefanem Kajzarem. Pan Stefan systematycznie porządkuje archiwum swojego przyjaciela i ciągle coś dla nas wynajduje. Pomysł muzeum nabrał konkretnych kształtów. Projekt zaakceptował prezydent Rafał Dutkiewicz. W przygotowaniach pomagają nam przyjaciele Tomaszewskiego - Władysław Wigura, Kazimierz Wiśniak, wreszcie Stefan Arczyński, posiadający olbrzymią kolekcję fotogramów z pierwszych premier mimów i prywatnych zdjęć Mistrza. Wszystko jest przemyślane i przygotowane. Skoro Henryk Tomaszewski sam chciał, żeby jego zbiory były u nas, to one u nas będą.

O spuściznę po Mistrzu zadbał też teatr i powołane spontanicznie Towarzystwo Przyjaciół Sztuki Henryka Tomaszewskiego, któremu prezesuje znakomity mim, Marek Oleksy. Przypuszczam, że grono uzdrowicieli albo o tym wszystkim nie wiedziało, albo na potrzeby wysuwanych tez dostało napadu amnezji.

- Mamy podpisaną umowę z Infogenią - najlepszą firmą, zajmującą się opracowaniem elektronicznym zbiorów mających związek z szeroko pojmowaną kulturą i sztuką w Polsce i za granicą - podkreśla prezes Marek Oleksy.

- W jej dossier są, m. in.: ITN News, International Herald Tribune, Archiwa Narodowe Francji, zamek królewski na Wawelu, Polski Czerwony Krzyż. Infogenia przeniesie bezpłatnie nasze archiwum na nośniki elektroniczne i udostępni je w internecie.

Zgoda manipulowana?

Według optymistów, po przejściu pod szyld Teatru Polskiego, który teraz na spółkę finansują marszałek z ministrem kultury, w pantomimie skończy się bieda, bo zaoszczędzi się sporo pieniędzy na likwidacji etatów.

- Nie wiem, kto to policzył i jak liczył - zastanawia się Janusz Doniec, dyrektor administracyjny mimów. - Zaoszczędzić można najwyżej pieniądze równoważne siedmiu etatom.

Mocnym argumentem miało być oddanie mimom do dyspozycji Sceny na Świebodzkim i dodatkowych pomieszczeń na prowadzenie warsztatów oraz archiwum teatru, które w niedalekiej przeszłości przeistoczyłoby się w Instytut Henryka Tomaszewskiego. Problem w tym, że niedługo na Dworzec Świebodzki wrócą pociągi, bo Główny jest szykowany do remontu. Może ktoś remont odwoła.

Swoje przyklaśnięcie idei fuzji wycofał prof. Karol Smużniak, teatrolog, autor kilku książek o wrocławskich mimach, który był jednym z uczestników tajnego spotkania w urzędzie marszałkowskim:

- Ależ ja niczemu nie przyklaskiwałem - protestuje profesor. - Pomysły przedstawione na tle relacji, że u mimów nic się nie dzieje, wydały mi się ozdrowieńcze, choć w niektórych fragmentach utopijne. Kiedy się dowiedziałem, że obraz tego, co dzieje się w pantomimie, został zmanipulowany, a nawet świadomie zakłamany, wycofałem się ze sprawy i poszedłem na Dębową wytłumaczyć się z nieświadomości. Oni wzorem Mistrza Tomaszewskiego nie dbają o reklamę. Robią swoje. Dziś to za mało. Teraz trzeba dbać o wizerunek.

Własna pamięć

Elżbieta Jaroszewicz - aktorka-mim Tomaszewskiego z pierwszego zaciągu, dziś samodzielna artystka, była żona Marcela Marceau, zapisała credo. Proste i jednocześnie genialne: "Ocalić od zapomnienia styl Henryka Tomaszewskiego, ale równocześnie odważyć się pójść inną drogą, pamiętając jednak, iż ma ona prowadzić po wyżynach sztuki teatru, pantomimy i baletu".

Wyżyny trzeba zdobywać. Niestety, nie da rady się tego zrobić z dnia na dzień, ani z roku na rok. To żmudna praca. Polecam do lektury życiorys Mistrza i historię wrocławskich mimów. Bajkowe finały nie są zaskakujące. Książę żeni się z księżniczką i żyją długo, i szczęśliwie. Państwo myślicie, że ja nie mam takiej pointy? A mam... Jeszcze w tym miesiącu komisja kultury sejmiku województwa dolnośląskiego spotka się z komisją kultury miejskiej rady. Czy będzie ślub? Nie jestem czarnowidzem...

P. S. Twórców cienia nadziei jest wielu. Myślę, grzebiąc w tym od paru tygodni, że sprawiedliwie będzie, gdy wymienię trzy nazwiska: Barbara Zdrojewska i Jerzy Skoczylas z miasta oraz Leszek Ryk z sejmiku wojewódzkiego.

Przepraszam

Przez ostrożność nie pytałem o zdanie dyrektorów obu teatrów, bo by mnie na pewno wyśmiali, a jeden być może by mnie pobił z przyjemnością. Zresztą... animatorzy tego irracjonalnego pomysłu

też panów dyrektorów o zdanie nie pytali - obaj zainteresowani dowiedzieli się o tym ze "Słowa PolskiegoGazety Wrocławskiej". Autor

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji