Ja się nazywam...Singer!
Któregoś sierpniowego popołudnia w 1944 roku Roman Brandstaetter odpoczywał w ogródku "Cafe Europa" w Jerozolimie. W pewnym momencie do jego stolika podszedł jakiś elegancki, starszy pan i przedstawił mu się po polsku: Jestem doktor Waschutz, adwokat z Krakowa...
Nieznajomy, jak się wkrótce okazało, wyjechał z Krakowa jeszcze przed I wojną światową i od wielu lat mieszkał w Erec. Spotkawszy zaś, raz i drugi, Brandstaettera na ulicy w Jerozolimie, postanowił zwrócić się do tego młodego literata, aby opowiedzieć mu pewną historię sprzed lat. Miał nadzieję, że jego opowieść Brandstaettera -- i być może, w przyszłości, czytelników - zaciekawi. Nie mógł lepiej trafić. Cóż to za historia? - zainteresował się pisarz. Byłem adwokatem Żyda z "Wesela"... - wyznał dr Waschutz. Czyim pan był adwokatem?!-- wykrzyknął z niedowierzaniem Brandstaetter.
Brandstaetter należał do wybitnych tłumaczy i znawców języka hebrajskiego (jego dziadek uważany jest za jednego z twórców współczesnego języka hebrajskiego). Wydawać by się mogło, że to on właśnie - przy swoim niezwyczajnym umiłowaniu i zrozumieniu "Wesela"- dokona przekładu arcydzieła Wyspiańskiego na hebrajski. Tak się jednak nie stało, istniał już bowiem kongenialny przekład Bera Pomeranca (1938). Nie tłumaczył więc "Wesela" natomiast przypadek zrządził że dane mu było stworzyć coś w rodzaju aneksu czy uzupełnienia do tego dramatu: oto zasłyszana od dr. Waschutza historia zyskała w wiele lat później swój literacki zapis - opowiadanie "Ja jestem Żyd z Wesela" (pierwodruk w T-godniku Powszechnym", 1972). Minęło jeszcze dwadzieścia lat i tekst Brandstaettera doczekał się - za sprawą Tadeusza Malaka - teatralnej adaptacji. Tak powstało jedyne w swoim rodzaju sceniczne postscriptum do "Wesela" St. Wyspiańskiego. Premiera odbyła się 20 marca tego roku, niemal dokładnie w 92. rocznicę pierwszej inscenizacji narodowego arcydramatu w Teatrze Miejskim.
Byłem adwokatem Żyda z "Wesela" Wyspiańskiego - powtórzył raz jeszcze Waschutz i zaczął opowiadać zdumionemu Brandstaetterowi o swoim spotkaniu z pierwowzorem, postaci Żyda w "Weselu". Według jego rełaqi rzecz przedstawiała się następująco. Przed czterdziestu laty Waschutz pracował jako młody koncypient "u adwokata X na ulicy Starowiślnej". Pewnego dnia, w 1905 roku, w kancelarii pojawił się dziwny klient. Ponieważ mecenasa nie było akurat w biurze, Waschutz rozpoczął z przybyłym rozmowę, a usłyszawszy, że gość jest karczmarzem z Bronowic Małych, wykrzykną!: To pan jesteś Żyd z "Wesela" Wyspiańskiego! Poirytowany starzec przerwał mu natychmiast: Nie jestem żaden Żyd z "Wesela"! Ja się nazywam Singer, Hirsz Singer! Karczmarz przyszedł prosić o poprowadzenie jego sprawy rozwodowej. Po wielu latach zgodnego pożycia postanowił rozejść się z żoną. A wszystko "przez tego goja Wyspiańskiego", Otóż ten "mały, blady, rudy, w czarnym szlusroku", który wówczas, w listopadzie 1900 r oku "nie pił, nie tańczył, tylko stał w progu izby i patrzył" opisał wesele Rydla i jeszcze dał to opisanie do teatru, Singer nie dość, że trafił do literatury (Co porządny Żyd ma do robienia w literaturze?!) to jeszcze musiał pojechać do Krakowa do teatru, aby zobaczyć co on tam na scenie wygaduje (Mój ojciec nie był w teatrze, mój dziadek nie był w teatrze, mój pradziadek nie był to teatrze - i dopiero Hirsz Singer był w teatrze... Na co mnie zeszło?!). To był początek tragedii bronowickiego karczmarza. Wkrótce po premierze w teatrzee do Bronowic zaczęli zjeżdżać jacyś malarze, poety, jakieś nicponie we fontasiach i różni tacy od gazet". Odwiedzali Tetmajerów, zachodzili do karczmy, pytając o "Żyda z "Wesela" i o "Rachel". Kiedy usiłował tłumaczyć, że nazywa się Hirsz Singer - goście z miasta, nierzadko podpici, śmiali mu się w nos: Pan nie jesteś żaden Singer, pan jesteś Żyd z "Wesela"! Tymczasem Pepka zupełnie się odmieniła, nie poznawał własnej córki -- czytała poezje, paliła papierosy, jeździła "na czarne kawe do Michalika". Uwierzyła, że jest tą Rachel z "Wesela" (Jaka Rachel, jaka Rachel?! Ona nie jest żadna Rachel, ona ma na imię Pepka!). Zamiast pomagać ojcu w prowadzeniu interesu, godzinami przesiadywała z pijanymi "szajgecami z miasta gadając o literaturze i, o zgrozo, dawała im wódkę na borg. Również Singerowa nie chciała już stać za szynkwasem, częściej widziano ją z chłopami na wsi, zaczęła udawać chłopkę... I matka, i córka lekceważąco odnosiły się do Singera, miały go za nic. Karczma przestała przynosić dochód, między małżonkami przychodziło do awantur. Na dodatek Pepka, ulegając namowom Rydla, zdecydowała się wychrzcić, choć matka powstrzymywała ją "bo tego nie można robić za życia taty".,,
Tak "Wesele" Wyspiańskiego zburzyło spokój domu Singerów, zniszczyło ich życie rodzinne. Hirsz Singer nie chcąc już dłużej patrzeć na to wszystko i nie mogąc pogodzić się ze stratą ukochanej córki (Pepki jest coraz mniej, coraz mniej, już tak mało, że jej prawie nie widzę...) podjął desperacką decyzję: rozwód i rozstanie z rodziną.
Kancelaria adwokacka, do której się zwrócił, poprowadziła jego sprawę rozwodową. Odbyła się rozprawa "o rozdział od łoża i stołu" i stary Singer opuścił bronowicką karczmę, przenosząc się na krakowski Kazimierz. Cały majątek zostawił żonie i dzieciom, ze sobą zabrał tylko Pismo Święte. Zamieszkał w domu starców, by tam umrzeć jako Hirsz Singer.
Tadeusz Malak od dwóch lat nosił się z zamiarem przeniesienia pięknej prozy Brandstaettera do teatru. Marzył, aby zagrać "Żyda z Wesela" w Starym Teatrze równolegle z "Weselem". Pomysł ten gorąco poparł Andrzej Wajda. Nie mogąc jednak zrealizować swojej idei w macierzystym teatrze, Malak ruszył w miasto na poszukiwanie innej sceny. I bardzo dobrze się stało; idąc, dosłownie, za wskazaniem zawartym w tekście*. Spacerował ulicą Starowiślną i rozglądał się za odpowiednim miejscem. Wstąpił do Starej Galerii pod numerem 10. Lepiej trafić nie mógł. Kim był "adwokat X" i gdzie mieściła się jego kancelaria? Przy Ulicy Starowiślnej jedyną wówczas kancelarię adwokacką prowadził dr Artur Benis, sekretarz Izby Handlowej; swoje biuro utrzymywał - do 1903 r. - w kamienicy oznaczonej nr, 4, należącej do Karoliny Turnauowej (w następnym roku przeprowadził się na Wielopole). Koncypientem w kancelarii mecenasa Benisa był Filip Waschitz (tak jego nazwisko odnotowano w "Księdze adresowej miasta Krakowa na rok 1905", z dopiskiem: "kandydat adwokacki, zam. -- ul. Św. Jana 4; przyjmijmy wiec taką pisownię nazwiska). Rozmowa Filipa Waschitza z Singerem musiała mieć miejsce najpóźniej jesienią 1903 r. - wspomniany przez ówczesnego koncypienta rok 1905 odnosi się już do samego rozwodu Singerów.
Przedstawienie w Starej Galerii stało się dla piszącego te słowa okazją do opublikowania (w programie spektaklu) także kilku nie znanych dotąd szczegółów dokumentalnych z życia Singera, prototypu tytułowego "Żyda z Wesela": Hirsz Singer pochodził z Chrzanowa, urodził się w 1836 r. Z Deborą z Unterweiserów zawarł związek małżeński ok. 1865-66 r. Po rozwodzie w 1905 r. (akta sprawy rozwodowej nie zachowały się) Singerowa wkrótce zmarła (w 1905 lub 1906), zaś Singer opuścił dom rodzinny w Bronowicach i przeniósł się do Krakowa. Ostatnie lata życia spędził w domu Towarzystwa Ochrony Starców Starozakonnych "Asyfas Skenium" przy ul, Krakowskiej 57. Zmarł w wieku 80 lat, 6 sierpnia 1916 roku,
Czyż Jerzy Nowak, grający właśnie Żyda w "Weselu", mógł nie zagrać Żyda z "Wesela"? Dzięki Nowakowi duch Hirsza Singera - błąkający się gdzieś Krakowską, Miodową i Starowiślną - zmaterializował się oto nagle w Starej Galerii. Bronowicki karczmarz, chcąc nie chcąc, po raz drugi trafił do teatru. Ale tym razem już pod swoim nazwiskiem, powtarzając- niemal w tym samym miejscu! - słowa skargi i gniewu, jakie wypowiedział tu przed dziewięćdziesięciu laty.
W tydzień po premierze przy Starowiślnej Jerzy Nowak otrzymał na opolskich Konfrontacjach Teatralnych nagrodę za rolę Żyda w "Weselu". W trzy miesiące później, po kolejnym spektaklu "Ja jestem Żyd z "Wesela" w Starej Galerii uroczyście świętowano 70. urodziny i 45-lecie pracy artystycznej tego wybitnego aktora, który swój jubileusz uświetnił niewielką, wprawdzie, ale wstrząsająco zagraną rolą Hirsza Singera.