Dogadać się z publicznością
Ludzie zastanawiają, czy i jestem Żydem. Ale często słyszę też odpowiedź bardziej uświadomionych: "Nie, to całkiem porządna rodzina" - mówi, śmiejąc się, Jerzy Nowak, aktor Starego Teatru, któremu raz po raz reżyserzy powierzają role Żydów.
Artysta wystąpi dziś po raz dwusetny w spektaklu Tadeusza Malaka "Ja jestem Żyd z Wesela", wcielając się oczywiście w tytułową postać. Na pomysł osiągającego rekordową ilość powtórzeń widowiska wpadł reżyser w 1991 r.
Widok na dom adwokata
- Czytając rozmaite rzeczy, znalazłem książkę Romana Brandstaettera. Akurat Andrzej Wajda przygotowywał "Wesele" Wyspiańskiego. Poszedłem do niego i pokazałem mój scenariusz. Jeszcze w tym samym dniu zadzwonił do mnie i powiedział, że mój pomysł jest rewelacyjny. Zauważył, że przecież Jurek Nowak gra u niego Żyda, więc świetnie by było, gdyby wcielił się też w tę samą postać u mnie. Przecież "Ja jestem Żyd z Wesela" jest kontynuacją tej historii - opowiada Tadeusz Malak. - Poszedłem z tym pomysłem do ówczesnego dyrektora Starego Teatru, Tadeusza Bradeckiego, ale tekst przeleżał się u niego na półce przez dwa lata. W końcu sami z Jurkiem postanowiliśmy to zrobić.
Próby do spektaklu odbywały się w różnych miejscach: w szkole teatralnej, prywatnych mieszkaniach artystów... Do premiery doszło w Starej Galerii - uroczym miejscu przy ul. Starowiślnej. Stamtąd było widać dom, w którym naprawdę mieściła się kancelaria adwokata do którego przychodził zrozpaczony Hirsz Singer. A miał poważne powody do niezadowolenia.
- Jest to troszeczkę śmieszna, choć w zasadzie bardzo smutna opowieść, zasłyszana i z melancholijnym humorem napisana przez Romana Brandstaettera. Jej bohaterem jest Hirsz Singer, karczmarz z Bronowic Małych, który pewnego dnia, nie przeczuwając co z tego wyniknie, znalazł się wraz z żoną i córką na weselu poety Rydla. No i po kilku miesiącach wynikło. Pan Hirsz, spokojny obywatel i uczciwy kupiec, oraz jego córka Pepa, panienka przyzwoicie wychowana, znaleźli się w literaturze. Taki wstyd, taka obmowa na cały Kraków, na całą Galicję - za co, dlaczego? I nie dość, że poszkodowany został na kupieckim honorze, jeszcze stracił nazwisko, bo wszyscy zaczęli o nim mówić "Żyd z Wesela - pisze Wisława Szymborska.
Stary Żyd bez charakteryzacji
Spektakl w końcu przeniesiono na małą scenę Starego Teatru. Jednak jego dwusetne wystawienie odbędzie się w "Tetmajerówce".
- Dwusetny raz gra się tak samo jak po raz dziesiąty, pięćdziesiąty. Jeżeli sztuka jest dobra, to nie ma prawa się znudzić. Kiedy Tadeusz Malak proponował mi tę rolę, zupełnie nie znałem tekstu. Ale gdy utwór przeczytałem, od razu go zaakceptowałem, bo jest wspaniały i bardzo mi bliski - mówi Jerzy Nowak, na którym liczby nie robią specjalnego wrażenia, gdyż niedługo sam będzie obchodził 50-lecie pracy artystycznej.
Aktorowi zdarzało się już grać w tak wiele razy powtarzanych przedstawieniach i to oczywiście Żyda. Tak było na przykład z "Ceną" Arthura Millera. Przed 25 laty wystąpił w tym spektaklu jako Solomon. Wrócił do tej samej roli całkiem niedawno.
- W obecnym przedstawieniu też gram starego Żyda, tylko że przedtem musiałem się długo charakteryzować, a teraz jest to zupełnie zbędne -żartuje aktor.
Jerzy Nowak potrafi świetnie naśladować żydowski akcent, gdyż wychowywał się we wschodniej Galicji, w malutkich, powiatowych miasteczkach, gdzie jego ojciec był starostą. Na tych terenach Polacy-katolicy byli mniejszością.
Gwarowe hobby
- Pamiętam, że w pierwszej klasie chodziło nas na religię pięciu. Reszta uczniów to byli Żydzi i Rusini. Na szkolnym korytarzu wisiał napis: "Zabrania się mówić po rusku i żydowsku". Ale, jak to dzieci, wszyscy porozumiewali się w trzech językach bez problemu. Stąd znałem bardzo dobrze język żydowski jidisz. Zresztą gwary są od bardzo dawna moim hobby. Równie dobrze posługuję się gwarą śląską, podhalańską, a nawet kurpiowską - opowiada Jerzy Nowak.
Ojciec aktora, ze względu na pełnioną funkcję, był często przerzucany z jednego galicyjskiego powiatu do drugiego. W końcu wylądował w Bydgoszczy. I tu pan Jerzy zaczął mieć problemy językowe, gdyż posiadał bardzo mocny wschodni akcent. Kiedy przyszedł po raz pierwszy do szkoły, nauczyciel nie bardzo mógł zrozumieć, skąd przyjechał.
- Później wylądowaliśmy w Krakowie, gdzie osiedliliśmy się już na stałe. Akcent nie przeszkodził mi zdawać do szkoły teatralnej. Nigdy się go do końca nie pozbyłem i ludzie o dobrym słuchu są w stanie wyłapać drobny nalot. Poza tym od dziecka używam przedniojęzykowego "ł", które niestety już w naszym kraju niemal zupełnie zniknęło, czego bardzo żałuję - mówi Jerzy Nowak, dodając, iż na dwusetne przedstawienie należy aktorom życzyć złamania karku i wszystkiego najgorszego.
- Podczas spektaklu zwracam się do kogoś upatrzonego z publiczności. Pewnego razu zacząłem mówić do obcokrajowca, który patrzył na mnie jak na głupa. Marzy mi się, żeby nie patrzono na mnie w takich sytuacjach spode łba, ale podejmowano zabawę. Porozumienie z publicznością jest w teatrze czymś najwspanialszym - dodaje Tadeusz Malak.