Rozmowy przy wycinaniu lasu
Nie wiem, kto to jest Stanisław Tym, którego sztukę "Rozmowy przy wycinaniu lasu" wystawił krakowski Stary Teatr. W programie do spektaklu nie pomieszczono żadnej informacji o autorze. Nie potrafię więc powiedzieć, czy to debiutant, czy też ktoś, kto ma już poza sobą poważniejsze doświadczenia pisarskie. Choć przeglądam uważnie pisma literackie - o ile mnie pamięć nie myli - nie zauważyłem w nich tekstów Tyma. Skłonny więc jestem sądzić, że "Rozmowy przy wycinaniu lasu" - to raczej początek kariery dramatopisarskiej.
W tekście Tyma odnaleźć można dużo klisz literackich z polskiego "teatru absurdu", przede wszystkim Mrożka, ale także z Afanasjewa. Autor "Rozmów..." ma duże poczucie śmieszności życia, które ukazuje w krzywym zwierciadle satyry. Zabawny jest zwłaszcza dialog bazujący na prymitywizmie myśli bohaterów, ubóstwie leksyki i składni, odwołujący się często do pure nonsensu, który w pewnych momentach odsłania jakieś tragiczne perspektywy rzeczywistości. Nie trzeba konkretyzować poszczególnych sytuacji dramatycznych, wystarczy bardzo ogólnie wejść w ich klimat, by poczuć się zgniecionym przez narastający absurd, który nie jest tylko absurdem, ale także świadczeniem prawdzie o świecie - naszym, własnym, polskim.
Jest w tym spektaklu kilka świetnych kreacji aktorskich, które czynią widowisko zajmującym dla widza nawet wtedy, kiedy mielizny tekstu dają o sobie znać. Najbardziej podobali mi się Macuga Bolesława Smeli i Bimber Jerzego Treli. Bardzo ludowi w stylu bycia, reagowania, rodzaju filozofii i gatunku humoru. Przezabawny był zwłaszcza Jerzy Trela, grający sytuacje komediowe niekomediowo.
Scenografia Kazimierza Wiśniaka - malarska i nastrojowa, eksponująca naturalne kolory lasu, jego materialną dotykalność - pryzmy ściętego drzewa.