Rozmowy przy wycinaniu lasu
Pewien dziennikarz ze "Studenta" napisał, że film "Emanuela" zdegustował go, gdyż jest niemoralny, bo postać tytułowa oddaje się miłości fizycznej w toalecie odrzutowca. Tymczasem scena ta nie została wymyślona! Stwierdza to autorytatywnie stewardessa francuskich linii lotniczych w artykule zamieszczonym w "Elle", gdzie pisze, iż podczas nocnych przelotów wielokrotnie widziała pasażerów uprawiających miłość w różnych pomieszczeniach samolotu. A wiec to, co dziennikarzowi polskiemu wydaje się wymysłem, jest prawdą, jemu po prostu nie znaną; a piszę o tym wszystkim dlatego, że sztuka Stanisława Tyma grana w Starym Teatrze, też może się wydawać wymysłem, fantazją, groteską i parodią, a jest zdaje się prawdą, gdy to pojąłem od razu odechciało mi się śmiać. Sztuka opowiada o tym, co myślą i co czują robotnicy zatrudnieni przy wyrębie lasu. Poza tym przedstawia ona proces, który spowodował wycinanie tego lasu. Jest to proces ekonomiczny. Polega on na tym, że las wycina się, żeby uzyskać miejsce pod zasiew kapusty. Kapusta ma przyciągnąć zające, które mają się przyzwyczaić do przebywania w okolicy. Gdy następnie zabraknie kapusty mają one w myśl planu poobgryzać korę z drzew owocowych w wielkich sadach znajdujących się w miejscowym gospodarstwie. W ten sposób drzewa wymrą i sady znikną. Gdy sady znikną, to nic będzie obciążeń finansowych i kłopotu ze zbiorem i transportem owoców do skupu. Widzimy więc, że sztuka Tyma spełnia wszystkie postulaty stawiane przed sztuką. Spełnia postulat, żeby sztuka była o procesie produkcyjnym, żeby sztuka była o robotnikach, żeby krytykowała niedopatrzenia i gloryfikowała pracę ludzką. Dlatego też sztuka pokazuje negatywnie postać siekierowego, który podlizuje się kierownictwu, czyli gajowemu. Co robi siekierowy? Rozwozi siekiery między brygadami, gdyż siekier na własność nie można mieć, bo są niedobory siekier na rynku (kierownictwo teatru nie mogło dostać siekier do tej sztuki!), więc łata się te niedobory w ten sposób, że gdy w jednej brygadzie palą lub piją, to wtedy siekierowy wskakuje na rower i z siekierami w danej chwili nie używanymi jedzie do innej brygady, gdzie ludzie palą się do pracy. Gdy i w tej brygadzie zapalą lub zaczną pić, siekierowy znów wskakuje i z siekierami wraca do tych, co już wypalili.
Wiele jest w tej sztuce podobnie realistycznych elementów, które poprzez satyryczną formę zostają poddane ostrej krytyce. I to, że krytyka jest ostra - jest w tej sztuce dobre. Natomiast złe w tej sztuce jest to, że niewiele jest w niej takich momentów, gdy śmiech przemienia się w grozę. A dobra komedia, dobra satyra powinna być właśnie taka - żeby grozą wiało od tego śmiesznego zdarzenia, które się ukazuje. Takim jest ,,Rewizor" a takimi nie są "Rozmowy..." Tyma. Tym proponuje nam satyrę osładzającą nam los a nie taką, która ma nam - wedle anarchicznej zasady - los ten uczepić tak nieznośnym, żebyśmy wreszcie zdecydowali się go zmienić czynnie. Tym wraz ze swoimi postaciami, i ze swoimi historyjkami jest śmieszny, jest komiczny, ale nie jest groźny dla nikogo.
Chociaż trzeba przyznać, że autor chciał osiągnąć efekt grozy w komicznym przedstawieniu. I nawet niekiedy mu się to udało - jemu i reżyserowi. Taką grozą powiewa od postaci gajowego. Ten człowiek w mundurze jest dobrym osiągnięciem artystycznym i autora i aktora (Tadeusz Huk) właśnie dlatego, że można się go przerazić, chociaż jest śmieszny.
Jest jeszcze jedna cecha dobrej komedii czy groteski, której brak w tym przedstawieniu. Brak w nim poezji, samoistności, konsekwencji w budowaniu sytuacji absurdalnych i scenicznych zarazem. Wszystkie dobre komedie mają właśnie to do siebie, że wychodząc od konkretu nie trzymają się go kurczowo, ale przerabiają go wedle własnych i teatralnych praw. To się autorowi nie udało. Chociaż też próbował. Wynikiem tej próby jest postać drwala intelektualisty grana przez Trelę doskonale i w zupełnie innej konwencji niż reszta postaci i reszta ról. Bo inne role są napisane w stylu komedii ze sfer urzędniczych, w stylu komedii z lat 50-tych.
Autor każe aktorom robić aluzje do "Indyka" Sławomira Mrożka. Ale sztuka jego jest gorsza od "Indyka", właśnie z tego powodu, że nie jest - tak jak sztuka Mrożka - konsekwentna w swojej poetyce. A zresztą nawet gdyby była taka jak "Indyk'', to i tak nie byłoby dobrze, bo przecież coś się jednak zmienia w naszym życiu i na dzisiejsze błędy nie wystarczą już sposoby sprzed piętnastu lat.