Artykuły

Aktorzy sceny rzeszowskiej

- Początki były dla mnie bardzo trudne. Ja, introwertyczka, dziewczyna dosyć skryta, wstydliwa, nie za bardzo potrafiłam się otworzyć, uzewnętrznić emocje. Dopiero później dowiedziałam się, że bardzo wielu aktorów ma podobną psychikę i nicktórzy wybierają ten zawód właśnie po to, by na scenie móc wyrzucić z siebie te emocje, których nie są w stanie uzewnętrznić w życiu codziennym - mówi MAŁGORZATA MACHOWSKA, aktorka Teatru im. Wandy Siemaszkowej.

Jak to się stało, że została Pani aktorką?

- Jak to często w życiu bywa, naprawdę ważne decyzje podejmuje za nas przypadek. Choć w szkole nie było akademii, w której nie brałabym czynnego udziału, należałam też do amatorskiego teatru, to nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że w przyszłości mogłabym zostać aktorką. Tuż przed maturą wpadł mi w ręce informator, w którym przeczytałam o otwartej rok wcześniej we Wrocławiu szkole teatralnej. Pomyślałam sobie wówczas, że zajęcia w takiej szkole muszą być o wiele ciekawsze niż na innych studiach i tak jakoś aktorstwo zaczęło mi kiełkować w głowie. Zresztą egzaminy do szkoły teatralnej odbywały się wcześniej niż na inne uczelnie, więc stwierdziłam, że skoro nie mam nic do stracenia, to co mi szkodzi spróbować. Tata - belfer podszedł do mojego pomysłu sceptycznie, twierdząc, że powinnam mieć raczej jakiś zacny "prawdziwy" zawód. Mama wręcz przeciwnie. Nie dość, że poparła mnie w całej rozciągłości, to nawet przekonywała tatę do mojego wyboru. W końcu przystąpiłam do egzaminów i, ku mojej uciesze i zaskoczeniu, dostałam się za pierwszym razem. Jednak dopiero po rozpoczęciu zajęć uświadomiłam sobie, w co ja się naprawdę wpakowałam. Początki były dla mnie bardzo trudne. Ja, introwertyczka, dziewczyna dosyć skryta, wstydliwa, nie za bardzo potrafiłam się otworzyć, uzewnętrznić emocje. Dopiero później dowiedziałam się, że bardzo wielu aktorów ma podobną psychikę i niektórzy wybierają ten zawód właśnie po to, by na scenie móc wyrzucić z siebie te emocje, których nie są w stanie uzewnętrznić w życiu codziennym.

Niezapomniane wspomnienia ze sceny...

- Jest ich bardzo wiele, bo przytrafia mi się dużo zabawnych, nieprzewidzianych sytuacji i co dziwne, naprawdę bardzo je lubię (śmiech). Pamiętam przedstawienie o Ignacym Łukasiewiczu, w którym grałam jego siostrę. Na ścianie jego pokoju wisiał mój (jej) portret. W jednej ze scen miało zgasnąć światło, obraz miał się zsunąć, a ja miałam pojawić się w tej dziurze jako ożywiona postać z portretu, mówiąc bardzo wzruszający tekst do umierającego brata. I tak światło gaśnie, ustawiam się szybciutko na miejscu i... słyszę potworny huk ze sceny. Nagle zapala się światło i moim oczom ukazuje się taki oto obrazek: łoże mojego brata leży złożone, a kolega aktor na nim z nogami do góry. Najpierw zaczęłam się trząść, próbując powstrzymać śmiech, poleciały mi łzy, ale gdy usłyszałam chichot widowni i kolegów aktorów nie wytrzymałam, tylko parsknęłam śmiechem. Pamiętam również zabawną sytuację z innego przedstawienia, które graliśmy dla młodej publiczności. W jednej ze scen zjawia się morderca i przystawia mi pistolet do głowy. W pewnym momencie widownia podzieliła się na dwa obozy i zaczęła na całe gardło kibicować i mnie, i mordercy. Mój kolega nie wytrzymał. Zatrzymał spektakl i poważnym tonem rzekł do publiczności: - Młodzi ludzie, czy ja wam nie przeszkadzam? Rozśmieszyło mnie to do tego stopnia, że w pewnym momencie to ja miałam ochotę go zamordować. Zdarzyło mi się również grać trupa. Leżałam na scenie, a koledzy aktorzy prowadzili nade mną jakieś dyskusje. Próbowałam z całych sił zapanować nad ciałem, spowolnić oddech, lecz chyba nie do końca mi się udało, bo w pewnym momencie usłyszałam z widowni "O, trup dyszy". To był koniec, moja przepona zaczęła fikać (śmiech). I choć wydawać by się mogło, że takie sytuacje są dla aktora koszmarem, ja naprawdę je uwielbiam. Człowiek przeżywa wtedy takie catarsis (odrodzenie) - widzowie się śmieją, my się śmiejemy, to jest piękne.

***

Małgorzata Machowska - urodziła się we Wrocławiu. Obecnie wraz z mężem Janem mieszka w podrzeszowskiej Babicy. Jest mamą dorosłych już Gabrieli i Sebastiana. Ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną we Wrocławiu. Od 1985 roku pracuje w Teatrze im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie, gdzie zagrała w ponad siedemdziesięciu przedstawieniach, jak m.in.: "Parady" J. Potockiego, Jadzia wdowa" R. Ruszkowskiego, "Świętoszek" Moliera, "Zemsta" A. Fredry, "Stalowe magnolie" R. Harlinga, "Iwona, księżniczka Burgunda" W Gombrowicza, "Garderobiany" R. Harwooda, "Prywatna klinika" J. Chapmana i D. Freemana, "Przyjazne dusze" P.Valentine. Obecnie można ją podziwiać w spektaklach: "Hamlet. Tragiczna historia księcia Danii", "Pan Tadeusz", "Ania z Zielonego Wzgórza", "Śmierć pięknych saren".

Rubryka teatralna powstała we współpracy z Panem Dr. Przemkiem Kolasą, za co redakcja składa podziękowania Panu Przemkowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji