Artykuły

Chemiczne laboratorium na scenie Miniatury

"Fahrenheit" w reż. Michała Derlatki w Teatrze Miniatura w Gdańsku. Pisze Łukasz Rudziński w portalu Trójmiasto.pl.

W spektaklu "Fahrenheit" lalką może być wszystko - kotły parowe, przemyślnie skonstruowany dźwig czy pojemnik wypełniany ciekłym azotem. Widowiskowe efekty specjalne to największy, choć nie jedyny atut nowej premiery gdańskiej Miniatury.

Przedstawienie "Fahrenheit" przybliża losy słynnego gdańskiego naukowca. Zgodnie z fabułą książki "Ciepło - zimno. Zagadka Fahrenheita" Anny Czerwińskiej-Rydel, Daniel Gabriel Fahrenheit przedstawia w gdańskim spektaklu historię swojego życia notariuszowi Willemowi Ruijbroeckowi.

Ten spisuje ją, a kiedy trzeba, podejmie samodzielne śledztwo wokół intrygi, której ofiarą paść miał Fahrenheit. Ta prościutka nić fabularna umożliwia potraktowanie sceny jako wielkiego laboratorium, pełnego kreatywnych i efektownych rozwiązań.

A trzeba przyznać, że główną atrakcją przedstawienia są niezwykłe lalki, często powstające w wyniku reakcji chemicznych (większość z nich oparta jest na różnicach temperatur, dochodzących do 300 stopni Celsjusza - od temperatury wrzenia ciekłego azotu do temperatury wrzenia wody). Przygotowane przez scenografa Michała Dracza i przy udziale obecnego podczas każdego pokazu chemika, czuwającego nad kształtem eksperymentów naukowych (Przemysław Mietlarek z grupy Smart_lab) lalki ujmują swoim wyglądem. Sympatię budzi dosłownie "toczący pianę" z ust Burmistrz, zadziwia "lodowy" Blömmeln, wuj głównego bohatera, czy animowany przez trzech aktorów dźwig-liczydło - Kupiec Beumingen, u którego młody Daniel Fahrenheit terminował.

Sam Fahrenheit grany jest przez dwóch aktorów (w roli starego naukowca występuje Andrzej Żak, zaś jego młodym wcieleniem jest debiutujący w Miniaturze Wojciech Stachura), ale prezentowany bywa też w formie klasycznej drewnianej lalki (podczas reminiscencji z dzieciństwa, animowany przez Stachurę) i figurki oglądanej przez "kolorowe przeźrocza" (sceny z domu rodzinnego Fahrenheita).

Bogactwo środków, za pomocą których reżyser spektaklu Michał Derlatka przedstawia historię wybitnego gdańskiego naukowca (wynalazcy m.in. termometru rtęciowego i pomysłodawcy Skali Fahrenheita), zaskakuje nie tylko małych widzów. Największy szmer zachwytu na widowni wzbudza prezentacja listu napisanego atramentem sympatycznym. Gorzej jest z dramaturgią spektaklu.

Wprawdzie dwoi się i troi przezabawny, przerysowany notariusz Ruijbroeck (ujmujący Piotr Kłudka), mnóstwo pracy mają też Laboranci, animujący niezwykłe lalki, (Jadwiga Sankowska, Agnieszka Grzegorzewska oraz wspierający je Wojciech Stachura) jednak cały pierwszy akt mimo to jest zbyt długi i - dla młodszego widza - trudny w odbiorze.

Wiele w nim wspomnień z dzieciństwa Fahrenheita, które dzieciom może być niekiedy trudno poukładać w ciąg fabularny. Zaskakuje obecne od początku do końca pierwszej części widmo nieuchronnej śmierci, podkreślonej nie tylko upiorną postacią starego naukowca, ale też minorową muzyką Pawła Nowickiego i jego zespołu Kwartludium. Druga, dużo krótsza część przedstawienia, okazuje się bardziej pogodna i nastawiona na prezentację doświadczeń chemicznych.

Przedstawienie wyraźnie kierowane jest raczej do dzieci w wieku szkolnym (jak zaznaczają organizatorzy - od 7 lat, chociaż na premierze spektakl oglądało wiele młodszych dzieci). Jego mocną stroną jest wymiar edukacyjny i humor, z jakim przedstawiona jest opowieść o Danielu Gabrielu Fahrenheicie.

Choć niepozbawiony wad, "Fahrenheit" to dobry sposób by przybliżyć sylwetkę związanego z Gdańskiem przed kilkuset laty, a wciąż mało znanego tutaj naukowca. Połączenie nauki i teatru na deskach Miniatury wypada więc ocenić pozytywnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji