Trudny powrót Elżbiety Czyżewskiej
W latach sześćdziesiątych była Elżbieta Czyżewska jedną z najpopularniejszych i najciekawszych aktorek młodego pokolenia. Jeszcze podczas studiów aktorskich debiutowała w warszawskim Studenckim Teatrze Satyryków, później występowała w filmie i teatrze. Grała dziewczyny pełne wdzięku, wrażliwości, temperamentu. Przez kilka lat związana była z warszawskim Teatrem Dramatycznym. W roku 1967 wyszła za mąż za amerykańskiego dziennikarza i na stałe wyjechała z Polski. Mieszkała w Nowym Jorku, sporadycznie występowała w teatrze. Teraz, po latach nieobecności, powróciła na rodzimą scenę. Występuje gościnnie we współczesnej amerykańskiej sztuce "Szósty stopień oddalenia" Johna Guarea, którą wyreżyserował Piotr Cieślak. Niestety, trudno ten powrót uznać za udany. Zręcznie napisany broadwayowski przebój Guarea punktuje ważne w kulturze amerykańskiej problemy, jak alienacja jednostki w wielkim mieście, zanik więzi międzyludzkich, sztywna hierarchia społeczna, filozofia życia oparta na autoterapii pozytywnej, konflikt pokoleń młodzi-starzy, czy wreszcie homoseksualizm. Główna bohaterka, którą gra właśnie Czyżewska, zajmuje się handlem dziełami sztuki. Pewnego dnia do jej domu trafia młody oszust, czarnoskóry gej, który podaje się za syna Sidneya Poitiera, słynnego amerykańskiego aktora. Ta wizyta burzy ustalony rytm życia pani Kittredge, zapoczątkowuje cały łańcuch dramatycznych komplikacji. Kłopot jednak w tym, że na scenie Dramatycznego są one uprawdopodobnione w nikłym stopniu (nie pomaga nawet męski strip-tease). Elżbieta Czyżewska jest monotonna w środkach aktorskich, rażą też obce naleciałości w jej intonacji i mowie. Zaledwie poprawność demonstrują partnerzy: Władysław Kowalski i Marek Walczewski. W tym przedstawieniu broni się jedna tylko rola - Paula, młodego homoseksualisty. Gra ją Omar Sangare, czarnoskóry aktor urodzony w Polsce, niedawny absolwent warszawskiej PWST. Ma dar intensywnego bycia na scenie, pokazuje wszystko, co można było z roli "wycisnąć". I paradoksalnie to właśnie Sangare, a nie legendarna aktorka, jest magnesem ściągającym widzów na to przedstawienie.