Artykuły

Wawel i Walhalla

"Poczet królów polskich" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

"Chciał Wyspiański mieć na Wawelu Walhallę, tobym mu ją zrobił" - mówił Konrad Swinarski, planując "Akropolis", które miało się dziać podczas wojny, z Hansem Frankiem jako Priamem.

W skąpym programie do "Pocztu królów polskich" jedynym tekstem jest fragment wspomnienia Barbary Swinarskiej, w którym Swinarski opowiada o "Akropolis".

Może spektakl wyglądałby tak właśnie, z Wawelem pod rządami Franka, który uważał się za króla Polski, z "miłością płciową aniołów z pomnikami", z filmami kowbojskimi, z polonezem tańczonym przez Niemców do poloneza Ogińskiego przeplecionego niemieckimi szlagierami. A może inaczej. Nigdy się tego nie dowiemy; Swinarski nie zdążył zrobić "Akropolis", zginął w katastrofie lotniczej w wieku 46 lat.

Ten niezrealizowany pomysł - czy raczej strzęp pomysłu - najwyraźniej zainspirował Krzysztofa Garbaczewskiego i jego ekipę (autorami scenariusza są: Marcin Cecko, Agnieszka Jakimiak, Szczepan Orłowski i tajemniczy Sigismund Mrex). "Poczet królów polskich" rozgrywa się na Wawelu, siedzibie Hansa Franka. Ale też w teatrze: na scenie i w podziemiach. I na ekranie, bo znaczna część przedstawienia jest filmowana (na żywo) i wyświetlana na ekranie zasłaniającym niemal całą scenę. Czasami ekran się unosi i odkrywa scenę; ta zmiana optyki działa na widza wręcz fizycznie, takie nagłe wytrącenie, odświeżenie odbioru na przecięciu dwóch rodzajów iluzji (filmowej i teatralnej) wydaje się w tym spektaklu ważne. A tak w ogóle nie należy się tu do niczego przyzwyczajać.

Na początku mamy coś w rodzaju fabuły: Hans Frank (Krzysztof Zarzecki) w podziemiach Wawelu budzi polskich władców, tych pierwszych, Piastów i Jagiellonów. Wygrzebujące się z drewnianych trumien koronowane towarzystwo okazuje się jednak grupą spiskowców, którzy tylko posługują się królewskimi pseudonimami; ich zadaniem jest wyniesienie arrasów z zamku. Na górze, w komnatach, Frank wydaje przyjęcie, na którym gośćmi są królowie elekcyjni. Wtyczką spiskowców jest Anna Jagiellonka (Anna Radwan-Gancarczyk). Ale ta fabułka jest równie szemrana jak arras - zwyczajny dywan, który spiskowcy zwijają w pocie czoła. Zostaje wkrótce porzucona.

Kim są więc ci ludzie, biorący udział, jak mówią "w tej chorej fantazji jakiegoś faszysty"? Fantazmatami, poskładanymi z faktów historycznych, współczesnej refleksji, fantazji, krzywego, nieortodoksyjnego spojrzenia na historię.

Obecność Hansa Franka powoduje, że wydobywane są na powierzchnię wątki obcych w polskiej historii. Rycheza, pierwsza królowa Polski, była Niemką (w tej roli - i jednocześnie Kazimierza Odnowiciela - Małgorzata Gałkowska), Mieszko I (Justyna Wasilewska) chrzest przyjmuje od niemieckiej Matki Boskiej (w którą przeistacza się żona Franka, grana przez Martę Ojrzyńską), która obiecuje mu wejście do cywilizowanej Europy, Henryk Walezy (Adam Nawojczyk) nieustannie jest na wyjeździe - do Vichy, bo przecież jest II wojna. Super-Piast (Krzysztof Zawadzki) w obłąkanym monologu trzech władców - Henryka Pobożnego, Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego - wykrzykuje, że w 1944 Niemcy zbadali jego ciało (ciała) i uznali jego (ich) przynależność do rasy nordyckiej. Frank przedstawia Jagielle (Roman Gancarczyk), który jest tu jego głównym adwersarzem, plan założenia ogrodu antropologicznego z przedstawicielami narodów podbitych. A wszystko to pod wielkim, naturalistycznym bijącym sercem (polskości?), wśród porozstawianych po scenie krzeseł projektu Wyspiańskiego, który ze swoją obsesją Wawelu-Akropolis i ekshumowanych królów polskich jest może nie patronem spektaklu, ale kolejnym duchem w nim wywoływanym.

Ta wawelska Walhalla, którą wyszykował Garbaczewski, nie jest dostojna, ale ironiczna, kiczowata, zabawna, choć jednocześnie dziwnie poważna. Jak poradzić sobie z historią, która ujawnia wciąż swoje nieprzyjemne oblicze? Jak traktować poczet królów polskich - jak wzory, pomniki, trupy, duchy? Może, jak to stało się z Władysławem Warneńczykiem (Wiktor Loga-Skarczewski), sprowadzają się oni ostatecznie do przydomków?

W finale Jagiełło zabija Franka i jego żonę - a może i śmierć jest fantazją, bo postrzelona żona Franka jak na zaciętej płycie wciąż słania się, pada i umrzeć nie może. Frank przechodzi tym samym w tę sferę, w której bytują królowie. "Za trzy pokolenia możesz się komuś przyśnić jako idea. Złowieszcza i kusząca" - mówi Jagiełło.

Dziwny spektakl, gęsty, zachęcający do samodzielnego poskładania; można go odrzucić, bo niejasny, pokrętny, nie wysyła wyraźnego komunikatu zwanego przesłaniem, można też oglądać go dla przyjemności, bo jest świetnie zagrany. Można też się nad nim zastanowić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji