Bez zbliżenia
Ta historia rzeczywiście się zdarzyła. "Szósty stopień oddalenia" oparty jest na autentycznym, opisanym w prasie wydarzeniu. Pewnego wieczoru młody Murzyn (Paul) zjawia się pokrwawiony w domu superbogatych marszandów sztuki (Luiza, Flan) w Nowym Jorku. Opowiada, że został napadnięty, okradziony (dokumenty, referat) nie opodal, a ponieważ jest przyjacielem dzieci gospodarzy (Harward), pozwolił sobie w trudnej sytuacji zwrócić się właśnie do nich... Czy bogaci Amerykanie są tak naiwni, że udzielają u siebie w domu daleko idącej pomocy każdemu pobitemu na ulicy?
Każdemu - nie, ale ten jest wyjątkowy. Nie dość że studiuje z ich dziećmi, ma dobre maniery, jest pełen wdzięku, erudycji, niczego od nich nie chce, to jeszcze jest synem słynnego gwiazdora, który... Jak się potem okaże, kilku innym znajomym rzeczonych marszandów ów Murzyn robił podobne dowcipy i wszyscy się na nie nabierali.
Na Amerykanach ta historia zrobiła podobno piorunujące wrażenie. Fakt, że ktoś mógł z taką łatwością wedrzeć się i oczarować hermetyczny świat nowojorskiego establishmentu, był szokujący. John Guare napisał sztukę, która miała tam wielkie powodzenie, nakręcono film, który, jak słychać, też ma wzięcie.
Dla nas, patrzących z oddalenia, jest to jeszcze jedna taka sama historyjka o oszuście i naiwniakach. Mało to słyszy się wokół podobnych? Oczywiście, samo zdarzenie jest dla Guare tylko pretekstem, a na fakty spogląda on z filozoficzno-psychologicznego punktu widzenia.
Teatr zapewnił spektaklowi gwiazdorską obsadę: Elżbieta Czyżewska (po 30 latach na scenie), Władysław Kowalski, Marek Walczewski, Jadwiga Jankowska-Cieślak, plus sporo zdolnej młodzieży. Ale magnesem jest, oczywiście, Czyżewska, nieco może nadekspresyjna i w geście, i w ruchu, i w słowie, ale prowadząca rolę z dużym wyczuciem komizmu i sytuacji. Niestety, nie da się tego powiedzieć o wielu innych, grających w tym przedstawieniu. Sztuka jest z gatunku "przegadanych" i przez nadmiar epizodów - trudna do wyreżyserowania. Tych trudności reżyser nie pokonał.