Wielkie oddalenie
W Teatrze Dramatycznym odbyła się polska prapremiera "Szóstego stopnia oddalenia" - sztuki, która przed kilku laty zyskała ogromne powodzenie w Nowym Jorku.
Jest to historia młodego, bezdomnego Murzyna, który wykorzystuje swój homoseksualny romans z chłopcem z majętnej rodziny, by wedrzeć się w życie amerykańskich wyższych sfer. Jego podstęp zostaje szybko odkryty, a on sam - aresztowany. Niemniej jednak inteligencja, urok osobisty i ogłada czarnoskórego geja sprawiają, że jego świeżo pozyskani, bogaci znajomi nie potrafią przejść do porządku nad całym incydentem. Uzmysławia on im, że ta "mało warta" egzystencja, którą prowadzą, może być przedmiotem zazdrości i tęsknoty. Uzmysławia zarazem, jak kruche i umowne są bariery dzielące uprzywilejowanych ludzi sukcesu od ubogich wyrzutków.
Sztukę Guare'a trudno nazwać literackim arcydziełem. Należy ona raczej do nurtu "dramaturgii użytkowej" czy też - jak się to niekiedy potocznie określa - teatralnej konfekcji. Jest sprawnie napisana, chwilami dowcipna, okraszona kilkoma spostrzeżeniami, które zmuszają do namysłu, ale nie przeciążają intelektu. Być może główna ich wartość tkwi w tym, że uświadamiają pewien bolesny paradoks w życiu amerykańskiego społeczeństwa, które pomimo oddania ideałom demokratycznym coraz bezwzględniej utrwala społeczne podziały, usztywnia hierarchie, przypisuje człowieka do określonej warstwy bądź grupy etnicznej, skazuje na obcość w innym środowisku. Jeden z najżywotniejszych mitów amerykańskich - o karierze czyścibuta - nieuchronnie traci wiarygodność.
No tak, ale dla polskiej publiczności są to problemy raczej odległe, tutaj mamy do czynienia z fenomenem zgoła odmiennym - czyścibut właśnie zyskał pole do popisu. Hierarchiom daleko do stabilności, szczeble łatwo przeskoczyć, tak naprawdę trzeba raczej uważać, by nie zlecieć po nich w dół na łeb, na szyję albo - nie dostać zawrotu głowy skutkiem gwałtownego wyniesienia w górę. Rozmaite grupy i środowiska nie tyle izolują się od siebie, co bezładnie mieszają - uczona romanistka ląduje na posadzie sekretarki w firmie, której szef do niedawna był ulicznym handlarzem. Fakt, że jakiś oberwaniec bryluje erudycją albo demonstruje nienaganne maniery nikogo nie zadziwi w kraju, gdzie kelnerki ekskluzywnych restauracji bywają lepiej wykształcone i wychowane niż ich klienci.
Transpozycja sztuki Guare'a na grunt polski wydaje się więc zadaniem trudnym, co nie znaczy - beznadziejnym. Być może udałoby się ją przeprowadzić wydobywając egzystencjalne aspekty tytułowego "oddalenia", a zacierając - społeczne. Takie przedsięwzięcie wymagałoby jednak samodzielnej interpretacji tekstu i - nie da się ukryć - jego rozumnej adaptacji. Tymczasem Dramatyczny odtwarza "Szósty stopień..." z pieczołowitością, na jaką w naszych teatrach sam Szekspir nie może liczyć - nieomal słowo po słowie. Didaskaliów przestrzega się nawet wtedy, gdy proponują rozwiązania ewidentnie chybione.
W rezultacie o scenicznej interpretacji w ogóle nie sposób mówić, bo spektakl każe podejrzewać, że próby odbywały się pod nieobecność reżysera. Poszczególne sytuacje aranżowane są albo schematycznie i nieudolnie, albo, co gorsza, budzą niesmak. Scenę, podczas której młodzi homoseksualiści zostają przyłapani in flagranti, pokazano bez cienia estetycznego wyrafinowania, za to z łopatologiczną dosłownością. Jeden z aktorów obnosi swoje męskie wdzięki po całej scenie poświęcając na to tyle czasu, ile na pokazie mody wystarczyłoby na zaprezentowanie całej kolekcji.
Ta scena ma rozmiary wręcz gigantyczne, bo powiększono ją o dodatkowy podest. Po co - nie sposób zrozumieć, bo aktorzy przeważnie wykorzystują tylko niewielki fragment tej przestrzeni. Resztę zagospodarowano rozstawiając jakieś dziwaczne elementy scenograficzne, których funkcjonalność jest równie wątpliwa, jak uroda. Osobną atrakcję stanowią kolorowe neony, które od czasu do czasu radośnie migocą. Jeśli ślady pracy reżysera w tym przedstawieniu trudno odkryć, to rezultaty wysiłków scenografa są tak imponujące, że w ich cieniu nikną zarówno wydarzenia sceniczne, jak i aktorzy.
Gdy idzie o aktorów... lepiej się na ten temat nie rozwodzić. Spektakl zyskał tzw. doborową obsadę: Elżbieta Czyżewska, która po latach pobytu za granicą wróciła na polską scenę, Władysław Kowalski, Marek Walczewski, Jadwiga Jankowska-Cieślak, Maciej Damięcki, by wymienić najświetniejsze nazwiska. Podejrzewam jednak, że spośród siedemnastu odtwórców tego przedstawienia co najwyżej Omar Sangare, który wystąpił w roli czarnoskórego Paula, w przyszłości zapisze "Szósty stopień oddalenia" w poczet znaczących faktów swojej artystycznej biografii.