Artykuły

Skandalistka nosi chrust na własny stos

Jest ikoną legendarnego teatru. Bezpardonowo atakowała komunę, a jednocześnie wieszała nad łóżkiem portrety lewackich bojówkarzy. Grywała po kościołach, co nie przeszkadza jej lżyć papieża. Przeciwnicy mówią, że przestała uprawiać teatr, a zaczęła propagandę. Zawsze może jednak liczyć na oddane grono sympatyków. Czy wybronią ją z kolejnej awantury, w którą się wdała? - pyta Łukasz Zalesiński w tygodniku Do Rzeczy.

Ewa Wójciak [na zdjęciu w "Teczkach" w Teatrze Ósmego Dnia] już dawno nie jest aktorką - mówią jej znajomi. - Interesuje ją akcja bezpośrednia

Jest ikoną legendarnego teatru. Bezpardonowo atakowała komunę, a jednocześnie wieszała nad łóżkiem portrety lewackich bojówkarzy. Grywała po kościołach, co nie przeszkadza jej lżyć papieża. Przeciwnicy mówią, że przestała uprawiać teatr, a zaczęła propagandę. Zawsze może jednak liczyć na oddane grono sympatyków. Czy wybronią ją z kolejnej awantury, w którą się wdała?

"No i wybrali ch..., który donosił wojskowym na lewicujących księży" - napisała na Facebooku Ewa Wójciak, dyrektor Teatru Ósmego Dnia z Poznania. Zdanie to stało się początkiem spektaklu z uchwałą radnych żądających, by prezydent odwołał ją ze stanowiska, listem obrońców szczodrze szafujących argumentami o wolności słowa i swobodach obywatelskich, ulicznymi demonstracjami pro i kontra. A to z pewnością nie koniec. Tym bardziej że sama Ewa Wójciak raz po raz skutecznie podgrzewa atmosferę. - Zdania o nowym papieżu nie zmienię. Bo jak traktować kogoś, kto spokojnie i dobrze sobie żył, kiedy obok brutalna dyktatura zabijała ludzi? Byłam głęboko wstrząśnięta tym wyborem - powtarza.

- Ewka powiedziała to, w co szczerze wierzy. Problem w tym, że wiara ta jest oparta na całkowicie fałszywych przesłankach - uważa Jacek Zembrzuski, reżyser teatralny, wieloletni znajomy Wójciak.

- Pewnie straci posadę. Niezależnie jednak od wszystkiego, obawiam się, że mój niegdyś ukochany teatr właśnie schodzi ze sceny. I to nie z hukiem, lecz ze skomleniem.

"KOMUCHY, NIENAWIDZĘ WAS..."

Przeszło 10 lat temu Ewa Wójciak stała się bohaterką sążnistego reportażu w "Wysokich Obcasach". Adam Borowski, aktor Teatru Ósmego Dnia, tak wspominał pierwsze spotkanie z późniejszą szefową:

- Siedziała pod ścianą, eteryczna blondynka w czarnej tunice, obcięta na pazia. Co drugie słowo "kurwa". Kłócili się o teatr.

Kiedy Borowski poznał Wójciak, miał 17 lat. Był nią totalnie zauroczony. Nie on jeden. - Wszyscy się w niej kochaliśmy - przyznaje Zembrzuski. - Była piękna, inteligentna, wykształcona. Choć teraz na to wykształcenie patrzę już w trochę inny, dużo bardziej krytyczny sposób - dodaje. Zembrzuski zna Ewę Wójciak od przeszło 30 lat. Pierwszy raz zobaczył ją na scenie warszawskiego Remontu. - To był 1976 r. "Ósemki" wystawiały spektakl "Musimy poprzestać na tym, co nazywamy rajem na ziemi". W pewnym momencie widzom coś się nie spodobało. Ewa to zauważyła. Przerwała spektakl, rzuciła do publiczności coś w stylu: "Pier... warszawka, wszyscy jesteście ch..." i zeszła ze sceny. Ostatecznie namówiliśmy aktorów na to, by z ludźmi porozmawiali - opowiada Zembrzuski. Rok później pojechał do Poznania na przedstawienie "Przecena dla wszystkich". - Siedziałem na widowni jak sparaliżowany. Po spektaklu poszedłem do aktorów i rzuciłem: "Czy mogę chociaż posprzątać u was salę?". A Ewka na to: "Ty, a ja myślałam, że ty ubek jesteś". Od tej pory nie opuściłem żadnej ich premiery.

Teatr Ósmego Dnia już wówczas miał status legendy. Grupa powstała w 1964 r. na poznańskiej polonistyce. Jej pierwszym kierownikiem literackim został późniejszy opozycjonista i znany poeta Stanisław Barańczak. Mózgiem był Lech Raczak.

Dariusz Lipiński, działacz pierwszej "Solidarności", do niedawna poseł PO: - Teatr był częścią demokratycznej opozycji, współtworzył niezależną kulturę. Pamiętam, że sam raz czy dwa byłem na spektaklu wystawianym w czyimś prywatnym mieszkaniu.

Zbigniew Czerwiński, dawny działacz opozycji, teraz radny wojewódzki PiS: - Dziś to może wydawać się kuriozalne, ale po wprowadzeniu stanu wojennego Teatr Ósmego Dnia często grywał w przykościelnych salach. Spektakle ostro piętnowały PRL-owską rzeczywistość, aktorami interesowała się zaś Służba Bezpieczeństwa. - Ale oni jeszcze w latach 70. wyszli z założenia, że nie będą ukrywać poglądów. Coś tak jak KOR, który przecież działał jawnie - opowiada Zembrzuski. - Ewka potrafiła wyjść na balkon i krzyczeć na całe gardło: "Jak ja was komuchy nienawidzę!". Oczywiście na dole stała milicyjna suka, ale nikt nie wbiegał na górę z pałami i gazem. Gierek chciał pokazać, że system jest jednak liberalny. Potrzebował kredytów z Zachodu - dodaje.

Karierę "Ósemek" wyznaczał rytm kolejnych premier, szykan, ale też zagranicznych wyjazdów. Zespół grywał w zachodniej Europie, gdzie był ciepło przyjmowany. W połowie lat 80. aktorzy wyemigrowali, a grupa została formalnie rozwiązana. Do kraju wrócili już po upadku komuny. Miał ich do tego zachęcać ówczesny premier Tadeusz Mazowiecki.

Zembrzuski: - Ewa zawsze miała skrajnie lewicowe poglądy. Pamiętam, że nad jej łóżkiem wisiały portrety Ulrike Meinhof i Andreasa Baadera [członków lewackiej bojówki, która na początku lat 70. działała w zachodnich Niemczech - przyp. Ł.Z.). A teraz przyszło jej żyć w zupełnie nowych czasach.

Podsumowaniem czasów PRL był spektakl "Teczki". Jego scenariusz został oparty na materiałach, które w związku z inwigilacją aktorów gromadziła Służba Bezpieczeństwa. Ewa Wójciak tłumaczyła, że "Teczki" to "poruszająca historia śledzenia, tropienia i w końcu stawiania w stan oskarżenia".

Zembrzuski: - Paradoks polega na tym, że teraz Ewa sama postanowiła oskarżyć kard. Bergoglia. W dodatku przeprowadziła przy tym dziką lustrację, a przecież takim praktykom sama się sprzeciwiała.

OD PALIKOTA DO PAPIEŻA

Kiedy po facebookowym wpisie Wójciak rozpętała się burza, głos zabrał Lech Raczak, wieloletni dyrektor Teatru Ósmego Dnia, obecnie z grupą skonfliktowany. Na blogu "Tu jest teatr" pisał o prawie do "wolności ekspresji", ale jednocześnie przekonywał: "Nie bronię Ewy Wójciak [...]. Podejrzewam zresztą, że sama od dawna znosi chrust i smolne szczapy na własny stos, by stanąwszy na nim, patetycznym gestem wywołać krzyk zgrozy, manifestacje i kontrmanifestacje, oburzenie, protest i środowiskowe poparcie. Gdy spektakl nie ma żaru, trzeba zażegać płomienie w przestrzeni pozaartystycznej". W podobnym tonie wypowiada się Zembrzuski: - Ewa już dawno nie jest aktorką. Ją interesuje akcja bezpośrednia.

Preludium do obecnego konfliktu zostało odegrane przeszło dwa lata temu, kiedy to aktorzy teatru objawili się jako sympatycy Janusza Palikota. Ówczesny poseł PO publicznie pytał, czy prezydent Lech Kaczyński, lecąc do Smoleńska, nie był pijany. Wkrótce poznański eurodeputowany Filip Kaczmarek wystąpił z wnioskiem o wykluczenie go z partii. Na co aktorzy wystosowali do Palikota list z wyrazami "poparcia i przyjaźni". Koniec końców Ewa Wójciak wylądowała na dywaniku u byłego wiceprezydenta Poznania Sławomira Hinca (PO). Ten próbował ją przekonać, że teatr jako instytucja finansowana przez samorząd nie powinien mieszać się w polityczne spory. Miał też zasugerować, że zespół może stracić miejską dotację. Wkrótce zwolennicy Ewy Wójciak rozpoczęli batalię, w której gęsto padały argumenty o cenzurze i wolności słowa. Ostatecznie dyrektor posadę zachowała, a teatr dotacji nie stracił. Za to Hinca w poznańskim magistracie już nie ma.

Teraz za sprawą Ewy Wójciak o "Ósemkach" znów zrobiło się głośno. Na początku zeszłego tygodnia grupa radnych z PiS, PO i klubu skupiającego zwolenników prezydenta Ryszarda Grobelnego zażądała jej odwołania. - Oskarżenia wobec papieża są fałszywe, a forma niedopuszczalna. Zachowanie pani dyrektor szkodzi wizerunkowi Poznania - uważa Przemysław Alexandrowicz, radny PiS. Innego zdania są radni SLD. - Ewa Wójciak zrobiła źle i powinna przeprosić. Ale odwołanie ze stanowiska to kara zbyt dotkliwa - przekonuje Tomasz Lewandowski. - Paradoksalne jest to, że pani dyrektor bronił nasz radny, szef komisji kultury, który należał do PZPR.

Awantura już dawno wyszła jednak poza radę. Do prezydenta Grobelnego trafił list, w którym Ewy Wójciak broni 200 naukowców, ludzi kultury, studentów. Jednym z nich jest znany poznański antropolog kultury. - Przyznam, że miałem duże wątpliwości. Należę do grona facebookowych przyjaciół Ewy Wójciak i wpis na temat papieża mnie uderzył. Jednak był to wpis na forum prywatnym - przekonuje prof. Kuligowski. Sygnatariusze listu przekonują m.in.: "[...] wypowiedź Ewy Wójciak powinna stać się powodem do ważnej dyskusji o poszanowaniu swobód obywatelskich zapisanych w konstytucji, a nie być przyczyną odwołania z funkcji dyrektora instytucji kultury".

Tymczasem prezydent Grobelny kilka dni temu przyznał, że nie jest specjalnie zainteresowany dalszą współpracą z Ewą Wójciak. Ewentualna dymisja musi być jednak poprzedzona konsultacją z prawnikami.

- Prezydent i wiceprezydent przeprosili już za wypowiedzi pani dyrektor. Na razie żadne decyzje nie zapadły. I nie zapadną dopóty, dopóki Ewa Wójciak nie wróci ze zwolnienia lekarskiego - zaznacza Paweł Marciniak, z poznańskiego magistratu.

CIĄGLE CHCE OBALAĆ SYSTEM

Ewa Wójciak o przyszłość samego teatru się nie boi. - Kiedyś już byliśmy zwalniani, musieliśmy emigrować, teatr zamykano. A jednak udało nam się przetrwać. Obawiam się tylko, że te zawirowania mogą się odbić na ludziach, którzy oddali "Ósemkom" całe serce - mówi. Jej zdaniem problem nie sprowadza się tylko do facebookowej afery. - To był pretekst. W Poznaniu jest spora grupa osób, którym po prostu przeszkadzamy - zaznacza.

Zembrzuski: - Ewa to typ anarchistyczny, ma poglądy głęboko antysystemowe. Za PRL się z nią zgadzałem. Tyle że teraz czasy się zmieniły, a ona zdaje się tego nie dostrzegać. Ciągle chce obalać system.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji