Artykuły

Między nepotyzmem i homofobią

Wskazując tajemniczy gejowski dyktat, Szczepkowska poruszyła społeczną czułą strunę, przeważnie blokowaną ograniczeniami politycznej poprawności. Zwłaszcza że sygnał wyszedł od uznanej aktorki z inteligenckiego salonu, a nie od posłanki Pawłowicz z PiS czy kogoś równie obciachowego - pisze Rafał Kalukin w Newsweek Polska.

Pedał politycznej poprawności

Ja do gejów nic nie mam, ale... Geje odgrywają dziś rolę przypisaną kiedyś Żydom. Gej indywidualny może zasługuje na tolerancję, ale gej zbiorowy stanowi zagrożenie, któremu trzeba się przeciwstawić.

Zaczęło się od wywiadu z Grzegorzem Małeckim w "Rzeczpospolitej". Aktor Teatru Narodowego pożalił się redaktorowi Mazurkowi na nicość repertuarową polskich scen. Panoszą się, dowodził, nadęci twórcy wynoszący ideologiczny bełkot do rangi wielkiej sztuki, klaszczą im dziennikarze o umysłowości lemingów, a zdezorientowana publiczność nic z tego nie rozumie. Najgorzej zaś mają aktorzy - nie dość, że muszą wkuwać niezrozumiałe teksty, to jeszcze wymaga się od nich, aby "cały czas latali po scenie z gołymi dupami".

Czytelnikom w diagnozie problemu pomóc pewnie miała precyzyjna informacja o tym, kto kręci się za teatralnymi kulisami. Przewija się tam - wedle Małeckiego - "dramaturg z całą świtą" reżyser z choreografem, "dwie dziewczynki, które piszą o reżyserze pracę magisterską", strzegący czystości doktrynalnej spektaklu "delegaci Krytyki Politycznej", wreszcie - powiedzmy to otwarcie - "para gejów, którzy nie wiadomo czym się zajmują, ale dobrze, żeby byli..."

Wielokropek na końcu dawał do myślenia. Bo skoro geje sterczą pod sceną, to pewnie sterczą po coś. Po co? Czyżby miało to związek z "gołymi dupami"?

Postęp, reakcja i "dupa Szczepkowskiej"

Na tajemniczą parę gejów mało kto jednak zwrócił uwagę, zwłaszcza że w tym samym czasie temat mniejszości seksualnej podniósł Lech Wałęsa, i to retoryczne swawole byłego prezydenta narobiły szumu. O Małeckim zmuszanym do latania z gołą dupą nie zapomniał jednak Maciej Nowak, szef Instytutu Teatralnego i zdeklarowany gej. Zadziwił się na łamach "Przekroju" stanem świadomości Małeckiego, oburzonego, że "współczesny teatr opanowały pedały". A to przecież nic nowego, zgoła wyważanie otwartych drzwi. Już mistrz Aleksander Bardini sobie z tego dworował. Już Gabriela Zapolska z aprobatą przyjmowała fakt, że dyrektor teatru jest "bardzo dobry i szczęściem pederasta". Nie ma więc o co kruszyć kopii, zwłaszcza że geje dobrze służą polskiemu teatrowi. Albowiem "teatr na tym właśnie polega, że nawet w swych rzekomo najwyższych przejawach jest błazeński i tandetny, awanturujący się i gorszący". Z tego czerpie swą "piekielną skuteczność".

O tym, że polskim teatrem rządzą pedały, Nowak już zresztą mówił w przeszłości. Gdy przed trzema laty na scenie Teatru Dramatycznego Joanna Szczepkowska wywołała skandal, obnażając w kierunku reżysera Krystiana Lupy (zresztą również zdeklarowanego geja) nagie pośladki, Nowak skomentował "dupę Szczepkowskiej" na łamach "Krytyki Politycznej":

"Na tej dupie można zbudować bardzo wielopiętrową interpretację" - dowodził. "Na przykład w teatrze poszukującym, w teatrze ostatnich dziesięciu, piętnastu lat jest wyłącznie nagość męska, właściwie nie rozbiera się kobiet. Większość aktów to mężczyźni, młodsi, starsi, pokazywani od każdej strony. Nagość męska jest dzisiaj środkiem wyrazu. Gest Szczepkowskiej jest też upomnieniem się tradycyjnego teatru o nagość kobiet".

Kiedyś bowiem, w latach 70., publika waliła drzwiami i oknami na "Białe małżeństwo" Różewicza, bo aktorka na scenie "pokazała cycki". Ale dziś to już banał, teraz - i tu Nowak podałby pewnie rękę Małeckiemu - królują męskie dupy. Szkoda tylko, puentował autor, że na nowe kulturowe prądy ciągle odporny pozostaje polski film: "Polskie kino jest heteroseksualne, maczystowskie. Łatwo można to zauważyć na planie filmowym, wszyscy są poubierani w paramilitarne ciuchy, testosteron króluje. Skutkuje to tym, że polskie kino jest bardzo niedobre, nie ma luzu. Kamera w polskim kinie jest fiutem po prostu. I to kino jest fiutem robione. Są tam eksploatowane wszystkie męskie stereotypy, podczas gdy w polskim teatrze homoseksualizm jest metodą kwestionowania całego porządku społecznego, jest rewolucyjny".

Przekaz Nowaka był jasny: damska golizna jest reakcyjna, a męska - postępowa. Czy miało to oznaczać, że "dupa Szczepkowskiej", choć w happeningowej formie nowoczesna, to w treści służyła siłom wstecznym?

Nie jestem homofobem, ale... Właścicielki "dupy" wtedy jednak nie zajmowały kwestie ideologiczne, tylko - odkryty po doświadczeniu współpracy z gejem Lupą - problem homoukładu trzęsącego polską sceną. Poświęciła mu nawet artykuł, którego jednak "Gazeta Wyborcza" nie chciała wydrukować. Nic więc dziwnego, że teraz, gdy pojawiła się sposobność, aktorka powróciła do palącego problemu i na portalu E-teatr.pl odniosła się do publicznej dyskusji Nowaka i Małeckiego.

"Raczej trudno uznać mnie za homofobkę" - zastrzegła na wstępie. W domu jej dziadka Jana Parandowskiego bywał przecież Jerzy Zawieyski z partnerem i nikt nie czynił mu przykrości. Nie bulwersowały też Szczepkowskiej miłosne westchnienia słane przez Jerzego Andrzejewskiego pod adresem młodego aktora, których świadkiem była w dzieciństwie. To byli jednak geje z klasą i na poziomie. Inni od współczesnych "spryciarzy ze środowisk gejowskich żonglujących słowem tolerancja" i zakrzykujących krytykę gromkimi oskarżeniami o homofobię".

"Dyktat środowisk homoseksualnych musi się spotykać z odporem, tak jak pary gejowskie muszą się doczekać praw małżeńskich" - ogłosiła Szczepkowska, choć z dowodami na ów dyktat już słabiej. "Pewna gazeta" zatrzymała jej tekst o "homoseksualnym lobbingu". Ją samą "nazwano szmatą" (kto nazwał - niestety nie doprecyzowała). "Wybitny homoseksualny reżyser" powiedział, że "będzie coraz bardziej martwa i coraz bardziej niepotrzebna".

Niewiele tego było, ale tym lepiej dla dramaturgii dalszej debaty. Wskazując tajemniczy gejowski dyktat, Szczepkowska poruszyła społeczną czułą strunę, przeważnie blokowaną ograniczeniami politycznej poprawności. Zwłaszcza że sygnał wyszedł od uznanej aktorki z inteligenckiego salonu, a nie od posłanki Pawłowicz z PiS czy kogoś równie obciachowego. Skoro nawet Szczepkowska mówi otwarcie o panoszących się pedałach, to po cóż się krygować?

Na portalach społecznościowych i blogach się zagotowało.

Pisała blogerka z platformy Blox.pl: "Znam rozliczne wypowiedzi posłanki Krystyny Pawłowicz, znam wypowiedź Lecha Wałęsy. Przez obie te osoby się czerwienię. Rozumiem to wszystko i dlatego od dawna popieram wolność również w zakresie orientacji seksualnej. Dlatego uczestniczyłam w wielu Paradach Równości. (...) Ale do diabła, homoseksualiści to nie bydełko hinduskie, które trzeba omijać łukiem i uważać, żeby nie urazić. Akcja powoduje reakcję. Wiecie to kochani homoseksualiści, bo wiele razy Was prowokowano. Czy to jednak daje Wam prawo do manipulowania, do szkalowania, do zmuszania do milczenia? Jeśli ktoś heteroseksualny cokolwiek powie na geja, to natychmiast okrzyknięty zostanie homofobem".

Prawda o gejach, latami hamowana politpoprawnością, wreszcie znalazła ujście: "Za chwilę, jak ktoś nie skłamie, że nie jest gejem lub lesbijką, to nie znajdzie pracy nigdzie. Moja opinia nie jest opinią homofoba, bo homofobem nie jestem! Ale Wam homoseksualistom - za przeproszeniem - w dupach się poprzewracało".

Tego zaś, co wylało się na forach prawicowych, gdzie epitet homofobii był zawsze przedmiotem do dumy, lepiej już w ogóle nie cytować.

Syjoniści XXI wieku?

"Największą tragedią Żydów jest nie to, że ich antysemita nienawidzi, ale to, że łagodni i dobrzy ludzie mówią: porządny człowiek, chociaż Żyd" - uważał Ludwik Hirszfeld. Słowa te rozwinął kiedyś Tadeusz Mazowiecki: "Antysemityzm nie odznacza się tym, że pobudza do tropienia zła niezależnie od tego, kto jest jego nosicielem. Zamiast nazywać zło po imieniu - bez względu na to, czy jest ono udziałem ludzi żydowskiego czy nieżydowskiego pochodzenia - krytykowane zjawiska podciąga się pod ogólny żydowski symbol. Uogólnianie stanowi bowiem właściwą metodę antysemityzmu, która człowieka łagodnego i dobrego wprowadza w orbitę twierdzeń o Żydzie jako wszechprzyczynie i nosicielu zła".

Wyobraźmy sobie współczesnego inteligenta, który pisze, że do Żydów ma ciepły stosunek, z dzieciństwa pamięta wizyty w domu Juliana Stryjkowskiego, z Michnikiem morze wódki wypił, więc żadnym antysemitą nie jest, ale... Ale za wielu tych Żydów siedzi w rządzie i w mediach, czas odpowiedzieć na żydowski dyktat. Dowody? Proszę bardzo. Pewien prominent żydowskiego pochodzenia powiedział inteligentowi, że go zniszczy. A pewna gazeta o wiadomych korzeniach odmówiła publikacji jego tekstu, w którym opisał mechanizmy żydowskiego lobbingu.

Jaka byłaby reakcja na takie wynurzenia - nie trzeba wyjaśniać. Przedwojenny polski antysemityzm był jawny, deklaracje "ja, antysemita" nie należały do rzadkości. Po doświadczeniu Holokaustu już tak nie wypadało, więc postawy antysemickie ukrywano za językową dwuznacznością. Nawet w marcu 1968 r. nie atakowano Żydów jako takich, tylko ukrytych w elicie słusznej władzy niesłusznych "syjonistów". Wedle zasady: jesteś wrogiem nie dlatego, że takim się urodziłeś, tylko reprezentujesz "określone koła powiązane z wiadomymi ośrodkami za granicą". A że przeciętny Polak nie bardzo wiedział, kim są tajemniczy "syjoniści", za to podzielał antyżydowskie uprzedzenia, to i marcowa propaganda padła na podatny grunt.

Odtąd schemat "nie mam nic do Żydów, ale Żydzi zanadto się panoszą" stał się obowiązujący w antysemickim nurcie, choć dzisiaj trudno byłoby komukolwiek zamydlić nim oczy. Dlaczego więc to, co już nie uchodzi wobec mniejszości żydowskiej, wciąż bywa akceptowane wobec gejów i lesbijek?

- Bo dyskurs o homoseksualizmie nie został jeszcze ustabilizowany - tłumaczy dr Karina Stasiuk-Krajewska, medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. - Terminy pozostają niedookreślone. Jaką konotację ma słowo "homoseksualista", a jaką "gej"? To słowo neutralne czy jakoś naznaczone? Gdy słyszymy o żydowskim lobby, już wiemy, że ten zwrot ma negatywne konotacje. Ale homoseksualne lobby wciąż może wydawać się neutralne.

Charakterystyczne, że wypowiedź homofobiczna - podobnie jak niegdyś marcowy antysemityzm - często prowokuje uprzedzenia antyinteligenckie. Komentowała wypowiedź Szczepkowskiej jedna z blogerek: "Dość długo przebywałam w środowisku robotników, by nie poczynić pewnych spostrzeżeń. To środowisko w swej zdecydowanej większości jest wolne od homoseksualistów. (...) Nie napiszę także nic odkrywczego, jeśli powiem, że środowiska gejów opanowały głównie ludzi kultury. I to w większym stopniu VIP-ów niż średni szczebel. Właśnie z tego wynika realne zagrożenie dyktaturą środowisk homoseksualistów, ponieważ oni są przy władzy i mają duże pieniądze. To klan, który stara się podporządkować sobie społeczeństwo".

Brzmi znajomo? "Wśród tych ludzi nie było szewców i cholewkarzy, robotników i małych urzędników" - pisał w marcu 1968 r. o "syjonistach" Ryszard Gontarz.

Co jest homofobiczne?

Co jednak zrobić, gdy ochrona mniejszościowych grup przed opresją większości, stanowiąca fundament demokracji, nakłada się na żywe spory ideologiczne? Wtedy oskarżenie o homofobię traci walor obiektywnego opisu i staje się orężem w kulturowo-politycznym sporze.

- Każdy dyskurs jest ideologiczny. Określamy siebie poprzez swój język, nasz styl komunikacji powstaje w konflikcie ze stylem reprezentowanym przez przeciwną opcję - twierdzi dr Stasiuk-Krajewska. - Ciągłe mówienie o homofobii podnosi więc rangę tego zjawiska. Stanowi odreagowanie grupy znajdującej się dotąd w opresji, która teraz sama atakuje i oskarża.

A na wojnie, jak wiadomo, nie chodzi o to, kto ma rację. W bitewnym zamęcie realne problemy toną w chmurze dymu. A nie można przecież wykluczyć, że za lansowanym w masowej kulturze pozytywnym obrazem geja faktycznie skrywają się przypadki środowiskowego nepotyzmu. Jak o tym mówić, nie narażając się na zarzut homofobii?

- Wystarczy zdrowy rozsądek - podpowiada gejowski aktywista Krystian Legierski. - Na początek warto rozstrzygnąć, czy gejów w polskim teatrze faktycznie jest tak wielu, czy może po prostu bardziej rzucają się w oczy. Potem podać konkretne przykłady. I unikać zdań: nie mam nic do gejów, ale..., bo to "ale" jest właśnie głównym czynnikiem uprzedzeń.

- Czy "ale" w ustach Szczepkowskiej świadczy więc o jej homofobii?

- Intuicja mi podpowiada, że niekoniecznie. Czym innym jest homofobia, czyli skodyfikowana wizja świata zagrożonego przez homoseksualizm, a czym innym - kulturowe uprzedzenia. Lepiej więc zachować ciężkie oskarżenia na poważniejsze przypadki. Stosowanie ich na wyrost buduje niepotrzebny mur.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji