Wędrówka uczuć
"Magnetyzm serca" Aleksandra Fredry, przeniesiony na scenę Teatru Rozmaitości przez Sylwię Torsh, okazał się znakomitym sprawdzianem warsztatowym młodego reżysera (Torsh to jego pseudonim) Grzegorza Jarzyny. Twórca, który dotychczas zajmował się jedynie współczesną tematyką, zwycięsko uporał się z utworem z polskiej klasyki komediowej, czyniąc go na scenie żywym i autentycznym.
Po błyskotliwym debiucie - "Bziku tropikalnym" według Witkacego na scenie warszawskiego Teatru Rozmaitości - reżyser Grzegorz Jarzyna występujący wówczas jako Grzegorz Horst d'Albertis, uznany został przez krytykę i środowiskowe sądy za nowe odkrycie polskiego teatru. Jako Horst Leszczuk wystawił "Iwonę, księżniczkę Burgunda" w krakowskim Starym Teatrze, a następnie jako Brokenhorst - " Nie zidentyfikowane szczątki ludzkie..." Frasera w Teatrze Dramatycznym m.st. Warszawy. W prawdziwym deszczu pochwał, zaszczytów i nagród, jakie spłynęły na reżysera, pojedyncze głosy krytyczne całkowicie utonęły.
Grzegorz Jarzyna, wcześnie i nieco na wyrost obwołany geniuszem, najnowszą inscenizacją "Magnetyzmu serca" udowodnił, że faktycznie jest dziś w polskim teatrze jednym z najciekawszych reżyserów, o niezwykle świeżej, wizjonerskiej wyobraźni. Posługuje się dojrzałym warsztatem, użytym konsekwentnie i ze świadomością celu, jakkolwiek nie wszystkie rozwiązania sceniczne muszą trafiać w gust i poziom oczekiwań widzów przyzwyczajonych do tradycyjnych odczytań Fredrowskiej komedii. Spektakl zaczyna się zgodnie z duchem czasu, ale sceneria, kostiumy i gra aktorska, zrazu niezauważalnie, przenoszą bohaterów przez kolejne epoki, aż po oszałamiające tempo dnia dzisiejszego.
"Śluby panieńskie, czyli Magnetyzm serca" Fredry to jeden z najbardziej surowych sprawdzianów talentu młodych aktorów. Salonowe konwersacje podrastających panien, afekty nieporadnego młodzieńca, birbant wplątujący się w sieć uczuć - każda z ról grozi osunięciem w nie zamierzoną śmieszność. Na szczęście młody zespół aktorów w pełni podołał zadaniu przechodzenia przez kolejne etapy uczuciowych mód: Maja Ostaszewska (Aniela), Magdalena Cielecka (Klara), Zbigniew Kaleta (Gustaw), Cezary Kosiński (Albin). Świetnie partnerowali im w tym dziele: Magdalena Kuta (Pani Dobrójska) i Janusz Michałowski (Radost).
Finał spektaklu to teatr oszałamiający i porażający intensywnością wizji. Jest w nim ostra muzyka, ekstatyczne efekty świetlne i rozszalałe figury taneczne do wtóru z wirowaniem planet za oknem. Możemy protestować przeciw takiemu ujęciu dzisiejszej rzeczywistości - zwłaszcza we Fredrowskim przedstawieniu. Nie da się jednak zaprzeczyć, że reżyserska wizja Grzegorza Jarzyny okazała się tu niebywale spójna, narzucająca się z całą siłą swej nieodwołalności. Inscenizator czyni to zresztą bez uszczerbku dla komedii, w której ocalała ponadczasowość związków uczuciowych. Spektakl uświadamia nam wyraźnie, jak i na ile zmienił się obyczaj ich manifestowania. Reżyser pokazuje również, że z wiernością wizerunku naszych czasów nie zawsze idzie w parze aprobata dla panujących w nich obyczajów. Na szczęście nasza irytacja tym faktem posiada moc katarktyczną.