Artykuły

Elegancki Fredro na Dzień Teatru

"Śluby panieńskie" w reż. Tomasza Grochoczyńskiego w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Lena Szatkowska w Tygodniku Płockim.

Płocki spektakl zaczął się od grzmotu, który mógłby symbolizować "burzliwy" przebieg wydarzeń. Fredro umieścił akcję swojej komedii w idyllicznym dworku, gdzie ważą się losy czwórki młodych ludzi, ustalone wcześniej przez ich opiekunów. Córka pani domu, Aniela, ma wyjść za Gustawa. Klarze przeznaczony został kawaler z sąsiedztwa, wrażliwy ziemianin, który nie gardzi literaturą miłosną. Panny wychowane na czytanych ukradkiem romansach marzą o wielkim uczuciu. Wszyscy szukają miłości, a Fredro puszcza do nas oko.

Akcję komedii "Śluby panieńskie" umieścił autor we dworze "o milę" od Lublina. Tam jako młody porucznik wojsk Księstwa Warszawskiego spędzał on miłe chwile również na wizytach towarzyskich. Był też podobno zakochany w Anieli Trębickiej. Doświadczenia z ziemiańskich salonów utrwalił piórem, tworząc lekką, zabawną historyjkę o ślubach, które składają Aniela i Klara, aby nigdy nie wyjść za mąż. De warte są te przysięgi, ma szansę sprawdzić Gustaw - gość domu, któremu nakazano się ustatkować i ożenić.

Wszyscy, którzy oczekiwali rewolucji, przeniesienia Fredry w czasy współczesne, będą rozczarowani. Reżyser Tomasz Grochoczyński tak, jak wcześniej zapowiadał, zrobił Fredrę "po bożemu". Zachował realia epoki, konwencję, Fredrowski wiersz. Zrobił spektakl klasyczny. Aktorów umieścił w przestrzeni, która nie ułatwia im zadania. Mimo że wciąż patrzymy na dworek, wiodące do niego schody i klomb z kwiatami, przez dwa akty ten widok nas nie nuży. Niewątpliwie duża w tym zasługa autorki scenografii i kostiumów Małgorzaty Walusiak (szczególnie ładne kostiumy dla męskiej części zespołu), ale również dobrej aranżacji sceny i ruchu scenicznego. Ławka, huśtawka, stoliki to dodatkowe elementy scenografii, które pomagają postaciom rozgrywającym poszczególne sceny w coraz to innym miejscu. Gustaw (w tej roli Przemysław Wyszyński) poradził sobie bardzo dobrze. To debiut młodego aktora na płockiej scenie. Stworzył postać zabawną, nieco łobuzerską, która od pierwszych chwil zyskuje sympatię widzów. Potrafił wygrać różne emocje. Świetnie podaje tekst Fredry, skupia uwagę. Kroku dotrzymała mu Klara (Katarzyna Anzorge), która dowcipnie podkreśliła słabostki charakteru swojej postaci, ale jednocześnie nie pozbawiła jej złożoności. Karolina Wojdała jako Aniela zdecydowanie lepsza była w drugim akcie, gdy hrabia Fredro pozwala jej więcej mówić i więcej grać. Sebastian Ryś (Albin) niepotrzebnie dodał swojemu bohaterowi lat. Warto byłoby nieco opuścić utarte ramy "romantycznego kochanka". Dzieje się tak w scenie z Albinem, kiedy panowie zabawę w serso zamieniają w dynamiczny pojedynek. Na scenie uwagę przyciąga też Radost (Krzysztof Bień) - to niezła, charakterystyczna rola. W budowaniu dynamiki pomagają: Marek Walczak jako Lokaj i pojawiająca się czasami służba. "Śluby" Grochoczyńskiego to klasyczna interpretacja, ale niepozbawiona poczucia humoru. Śpiewające ptaszki, bzykanie pszczół, rycząca krowa, od czasu do czasu zabita rakietką mucha tworzą dowcipne tło dla historyjki opowiedzianej przez Fredrę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji