Artykuły

Ewa Wójciak jak Krystyna Pawłowicz? I tak, i nie

Za wcześnie na ferowanie wyroków, a takim jest użycie słowa na "ch". Było do przewidzenia, że to słowo-tabu uniemożliwi rzeczową dyskusję o kolaboracji Kościoła katolickiego z prawicowymi dyktaturami w Ameryce Południowej - pisze w liście do "Gazety" prof. Krzysztof Podemski, socjolog z UAM.

Poniżej cały list prof. Podemskiego. Śródtytuły - od redakcji.

"Otrzymałem dziś [poniedziałek - red.] parę maili komentujących mój podpis pod listem przeciwko zwolnieniu Ewy Wójciak. Tytuł jednego z nich oddaje dobrze stanowisko moich polemistów: "Etyka Kalego". W odbiorze społecznym "sprawa Pawłowicz" [posłanka PiS Krystyna Pawłowicz mówiąca z sejmowej trybuny m.in. o tym, że homoseksualiści są jałowi - red.] i "sprawa Wójciak" są traktowane jako przejawy tego samego zjawiska: barbaryzacji polskiego życia publicznego. Ordynarny rechot z inności i wulgarny epitet pod adresem człowieka, któremu rzekomej winy nie udowodniono.

Przyznaję, że ja też widzę w zachowaniu bohaterek obu skandali wiele podobieństw.

To "strzał w stopę"

Wpis Ewy Wójciak o Jorge Mario Bergoglio jest dla mnie przede wszystkim niesprawiedliwy. Zasada domniemana niewinności obowiązuje zawsze: nawet wobec papieża i nawet wobec podejrzeń o kolaborację ze zbrodniczą juntą. Jak wiemy, sami Argentyńczycy są w tej kwestii bardzo podzieleni. Za wcześnie na ferowanie wyroków, a takim jest użycie słowa na "ch". Było do przewidzenia, że to słowo-tabu uniemożliwi rzeczową dyskusję o kolaboracji Kościoła katolickiego z prawicowymi dyktaturami w Ameryce Południowej. Urazi natomiast uczucia milionów ludzi, którzy nie akceptują wulgaryzmów w życiu publicznym, nawet jeżeli sami od nich prywatnie nie stronią. Dlatego wypowiedź Ewy Wójciak bardzo szkodzi szeroko pojętemu liberalno-lewicowemu niepartyjnemu "obozowi", z którym oboje się identyfikujemy. To "strzał w stopę", brak roztropności. Przeciwnicy tylko czekają na takie błędy. Były wiceprezydent [Sławomir Hinc - red.] od razu poczuł wiatr w żaglach.

Bronię zasady nierepresjonowania za wyrażanie opinii

Między obu skandalicznymi wypowiedziami są jednak istotne różnice.

Pawłowicz kpiła z cudzego nieszczęścia, jakim jest problem z niejednoznaczną tożsamością seksualną i skutkami terapii hormonalnej. Wójciak obraziła człowieka za niegodny czyn, jaki rzekomo miał popełnić.

Transseksualizm i donosicielstwo (dla mnie ciągle tylko domniemane) to jednak rzeczy etycznie nieporównywalne. Wreszcie, Pawłowicz jest posłanką, a zatem reprezentantką narodu, państwa, a Wójciak jedynie artystką i dyrektorką teatru.

Podstawowa różnica to jednak sposób obrony obu skandalistek. Obrońcy Ewy Wójciak nie solidaryzują się ani z treścią, ani z formą jej poglądów. Nie oskarżają papieża o donosicielstwo i kolaborację. Nie uważają słowa na "ch" za przynoszące chlubę autorce. Bronią jedynie zasady nierepresjonowania za wyrażanie opinii, także niemądrych i niesprawiedliwych. Obrońcy Pawłowicz utożsamiali się z jej poglądami i razem z nią poniewierali godność Anny Grodzkiej. W imię wolności słowa wzywali do akceptacji "kontrowersyjnych" słów posłanki. Teraz stają w pierwszym szeregu tych, którzy domagają się zamknięcia ust Ewie Wójciak. To jest właśnie "etyka Kalego".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji