Bluźnierstwo jako towar
"Zszywanie" w reż. Anny Augustynowicz w TR Warszawa. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.
Prowokacje obyczajowe, których dopuszcza się warszawski Teatr Rozmaitości (od niedawna TR), jednych bawią, innych gorszą. Ostatnia premiera tej sceny - "Zszywanie" Anthony'ego Neilsona w reżyserii Anny Augustynowicz - wprawia w osłupienie. Chciałbym ją jak najszybciej wymazać z pamięci, bo to kompromitacja wszystkich: autora, tłumacza, reżysera, teatru.
Tematem są słowne utarczki na tematy łóżkowe pary młodych współczesnych troglodytów, ostro posiłkujących się wulgaryzmami. Próbka: '
- Co jadasz?
- Spermę przede wszystkim.
Erotyczną intrygę autor urozmaica, jak potrafi. Głównie dialogami w rodzaju:
- Niedziela należy do Boga.
- No, to ch... mu w d..., k...!
Jeśli do tego dorzucić zwierzenie bohatera, że pierwszy wytrysk miał podczas oglądania książki o obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, ze zdjęciami nagich kobiet idących do gazu, to obraz artystycznych atrakcji, które proponuje nam w "Zszywaniu" TR, będzie w miarę pełny.
Jeśli się nie mylę, swoboda wypowiedzi artystycznej nie powinna przekraczać dopuszczalnych granic przyzwoitości, o dobrym smaku nie wspominając. Dotyczy, to także epatowania widzów. Nie wszystko jest na sprzedaż.
Dystans kilkudziesięciu lat od wydarzeń wojennych nie uprawnia nikogo do cynicznego żerowania na cierpieniach pomordowanych i ich rodzin. Te sprawy. zresztą w każdym praworządnym kraju są regulowane w kodeksie karnym. Protestuję przeciwko tego typu pseudoartystycznym praktykom w imię pamięci ofiar wojny oraz widzów, których uczucia religijne zostały podeptane. Osobiście ten rodzaj "nowej wrażliwości" odbieram jako upokorzenie.
Apeluję nie tylko do poczucia przyzwoitości - które ostatnio kompletnie wyszło z mody, bo słabo się sprzedaje - ale i do rozsądku ludzi kierujących TR: opamiętajcie się! Jestem w stanie zrozumieć, że postrzeganie świata, a zatem i wrażliwość zmienia się wraz z rozwojem cywilizacji. Wolność słowa nikogo jednak nie zwalnia z myślenia i odpowiedzialności.
Tego typu teksty uwłaczają elementarnej ludzkiej godności. Nie ma dla nich żadnego usprawiedliwienia, a już w najmniejszym stopniu - artystycznego.
Powiedzieć o tej sztuce, że kręci się wokół d... Maryni, byłoby niezasłużonym komplementem. Szkoda tylko wysiłku Małgorzaty Klary (AT w Warszawie), która -w przeciwieństwie do partnera, Michała Żurawskiego - udowodniła, że umie grać.
Nie wszystkie fantazje seksualne okazują się warte pokazania, o czym Anna Augustynowicz wiedzieć oczywiście nie musi, choć - jako reżyser - powinna.