Artykuły

Premiera odwołana

Ma dzień 30 grudnia 1974 r., po ner­wowym i długim oczekiwaniu ze strony publiczności - warszawski Teatr Wielki zapowiedział premierę znanej już w Europie opery Krzysztofa Penderec­kiego pt. "Diabły z Loudun". Od prapremie­ry w Hamburgu, która odbyła się 20 czerwca 1969 r. - upłynęło ponad pięć lat. Okazało się więc, że zabiegi Rolfa Liebermanna, dy­rektora tamtejszej Stadtsoper były na tyle konstruktywne, iż w przeciągu dwu lat, tj. od 1967 r., kiedy kompozytor rozpoczął pra­cę nad tym dziełem - udało się doprowa­dzić do premiery.

Z wielu różnych powodów, publiczność polska czekała na swoją, krajową premierę siedem i pół roku. I czeka nadal. Gdyż bo­daj na dwa tygodnie przed wyznaczonym terminem Teatr Wielki w Warszawie od­wołał premierę "Diabłów z Loudun" na czas nieokreślony! Wtajemniczeni twierdzą, że zawinił Penderecki - to on zażądał od­wołania premiery. Publiczność została po­informowana o "trudnościach obiektyw­nych". Ale niewiele brakuje, by w tej sy­tuacji posądzić kompozytora o złą wolę, zwłaszcza że pokątni informatorzy aż kipią od dobrej woli.

A jak było naprawdę? Po przyjeździe kompo­zytora do Warszawy okazało się, że tuż, tuż przed premierą - opera jest w rozsypce. Trzeci akt jeszcze prawie w ogóle nie istniał na scenie, to znaczy był w sferze pierwszych prób. Podob­no Penderecki -- słuchając przedpremierowej próby scenicznej - miał rzec, że gdyby nie znał innych wystawień tej opery, gdyby nie słyszał jej na innych scenach operowych, to wstydziłby się, że tak złe dzieło napisał.

Rozesłano zaproszenia na premierę. A zaraz potem następnym listem zaproszenia te odwo­ływano. Mówiąc językiem potocznym - sprawa taka trąci skandalem.

Diabli "Diabły" wzięli. Na jak długo? Raz po raz słyszy się o nie najlepszej atmosferze w ze­spole artystycznym opery warszawskiej. Kolej­ne premiery zbierają coraz gorsze recenzje. Co­raz częściej też na łamy prasy przedostają się głosy opisujące niezbyt jasną sytuację artysty­czną i personalną w tym zespole, (np. ostatnia dyskusja baletowa na łamach "Kultury"). Nie słychać nic natomiast, co sądzą o tym zwierz­chnicy Teatru Wielkiego. Może oni wreszcie od­powiedzą na pytanie, które nurtuje wszystkich zainteresowanych polską sztuką operową: kiedy wreszcie w stolicy doczekamy się reprezenta­cyjnej sceny operowej? Czy tylko wtedy, gdy do Warszawy przyjeżdżać będzie Teatr Wielki z Łodzi, który jest obecnie jedynym reprezen­tacyjnym teatrem muzycznym?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji