Artykuły

Na wariackich papierach

Dzień po zdobyciu Paszportu "Polityki" i dwa tygodnie przed premierą "Ożenku" Mikołaja Gogola podglądamy przy pracy IWANA WYRYPAJEWA w warszawskim Teatrze Studio.

"W przerwie zapraszam wszystkich na ciasto do bufetu!" - mówi, zaciągając z rosyjska, Iwan Wyrypajew do aktorów na scenie i kilku osób siedzących na widowni. Chce świętować zdobycie Paszportu "Polityki" z całą ekipą Teatru Studio, z którą przygotowuje od kilku miesięcy "Ożenek" Gogola. "Tylko czy ktoś mógłby pójść i kupić to ciasto? Nie mam ze sobą pieniędzy, tylko kartę. Pieniądze za wczoraj nie zostały jeszcze przelane" - dodaje nieśmiało. "Mógłbym też poprosić kogoś o wysłanie listu na poczcie? Jak wychodzę z teatru, to jest już zamknięta". Potem Iwan poprawia na głowie czapkę i zajmuje miejsce na środku siódmego rzędu przy stoliku, na którym stoi szklanka z ziołowym naparem.

Próby trwają od poniedziałku do piątku, od 10 do 18, z godzinną przerwą na obiad o 14. Do premiery zostały dwa tygodnie i jest trochę stresu, ponieważ przygotowania rozpoczęły się z opóźnieniem. Najpierw ekipę dotknęła epidemia grypy, później z przyczyn zdrowotnych zrezygnowała Agata Buzek, potem były Święta i Nowy Rok, a do tego kilka dni temu Mirosław Zbrojewicz zwichnął nogę i trzeba będzie znaleźć dla niego zastępstwo. Wciąż też trwają prace nad kostiumami dla aktorów i scenografią, więc próby odbywają się na dużej scenie w prowizorycznych warunkach. Dzisiaj rano Karolina Gruszka, Łukasz Lewandowski i Marcin Bosak próbują początek drugiego aktu, a po południu Karolina, Monika Pikuła i Maria Kania połowę pierwszego aktu.

AKT DRUGI

"Doprawdy, jak to trudno wybrać. Gdyby był jeden, nawet dwóch, to co innego. A tu aż czterech..." -z egzaltowaną manierą rozpoczyna Karolina Gruszka krótki monolog Agafii Tichonownej. Ubrana jest w brązową suknię z falbankami i wyciągnięty sweter, ma doklejony gumowy nos. Podekscytowana wymienia po kolei kandydatów na męża i przy okazji nieśmiało wytyka ich wady. Nie może zdecydować się na żadnego, więc wypisuje imiona na kartkach, wsypuje je do woreczka, miesza i chce wylosować wybranka.

Zasłania oczy, wyciąga wszystkie cztery kartki naraz, więc próbuje ponownie. W tym czasie za jej plecami skrada się Łukasz Lewandowski ubrany w dżinsy i frak - to Koczkariow, przyjaciel radcy dworu Podkolesina. Z diabelskim uśmiechem na twarzy podszeptuje: "Niech pani weźmie Iwana Kuźmicza! Najlepszy będzie!". W tym momencie scenę przerywa im Iwan, uwagi przekazuje po rosyjsku, a tłumaczka Olga Omeljaniec przekłada je na polski. Karolina i Łukasz słuchają i powtarzają scenę od początku.

Przy kolejnych podejściach coraz częściej zapominają kwestii, a Iwan podrzuca nowe pomysły na ruch sceniczny i podawanie dialogu. Zależy mu, żeby bohaterowie byli na scenie jak najbardziej przerysowani, stroili miny i żywo gestykulowali. Karolina ma grać osobę zlęknioną, nieśmiałą i niezdecydowaną, Łukasz ma ją podpuszczać, kusić i wystawiać na pośmiewisko widzów. W końcu reżyser ściąga sweter, czapkę i przejęty wchodzi na scenę. Sam wciela się w role, testuje różne ustawienia i tłumaczy aktorom, co powinni sobą wyrażać. Co chwila schodzi ze sceny, zatrzymuje się w połowie drogi i powtarza pod nosem "Co by tu zrobić, żeby było śmiesznie?".

Na salę wchodzi Marcin Bosak w peruce i też z doklejonym nosem. Siada w ostatnim rzędzie i przygląda się scenie. "Work in progress trwa. Mam dużą frajdę z tego, że uczestniczę w procesie dochodzenia do końcowego efektu. To fajne wyzwanie. Sprawia mi to kłopot i jednocześnie daje dużo przyjemności - tłumaczy. - Kłopot wynika z tego, że w szkole jesteśmy uczeni czegoś innego. Konwencjonalne granie w teatrze różni się od metody pracy, jaką mamy tutaj. Nie chodzi o dokładne wykonanie tego, co mówi reżyser, tylko zrozumienie sensu roli i zagranie jej po swojemu. Pomaga też to, że mamy mało czasu i wszystko jest turbo". Scena Karoliny z Łukaszem dobiega końca - Karolina schodzi na widownię, a Marcin w roli Podkolesina wkracza na scenę i dołącza do Łukasza. "Nie zauważył nas. Widziałeś, z jakim długi nosem wyszedł?" - pokazuje szyderczo Łukasz. "Czy doprawdy dostał kosza jak i tamci?" - pyta zadziwiony Marcin, który porusza się na scenie powoli i dosyć niezdarnie. "Raz na zawsze" - odpowiada tryumfalnie Łukasz. Następnie próbuje przekonać Podkolesina, jak bardzo Agafia Tichonowna za nim szaleje. Iwan wkracza na scenę i próbuje z krótkiego dialogu wycisnąć jak najwięcej humoru. Proponuje, żeby Łukasz wypowiadając słowa "Namiętność taka, że aż kipi" zarysował rękami "cycki". Trzęsąc się, ma przekazać je Marcinowi, a potem mają udawać, że przerzucają się nimi, krzycząc pieszczotliwe słówka: "morduchno", "robaczku", "dzióbeczku". Reżyser śmieję się i podsuwa jeszcze jeden pomysł: by w pewnym momencie te "cycki jak kule śnieżne rzucili w publiczność i czekali, aż ktoś z widzów je odrzuci. Po drugiej godzinie próby zarządza dziesięć minut przerwy, a Marcin śmieje się, że trochę "odbiła im szajba".

"Chcemy otworzyć Gogola, żeby dzisiaj trafił tak, jak trafiał do widzów w jego czasach. W tym celu satyra musi być sto razy bardziej zagrana, to jest Gogol do kwadratu - tłumaczy Iwan. - Staramy się grać archetypami, a nie postaciami. Trochę jak w commedia dell'arte, chociaż nie do końca. Proponuję pewne gesty Marcinowi i innym aktorom, a oni wymyślają, jak będą grali. Wszystko co jest fajne, to mój pomysł, a co jest nieudane, to wina aktorów" - podsumowuje żartem. Potem znów szuka kogoś, kto mógłby przywieźć tort do teatru. Postanawia poprosić Monikę Pikułę, która będzie docierać na popołudniową próbę. Przypomina sobie przy okazji, że zapomniał zapłacić rachunek telefoniczny i ma zablokowany telefon. Potem pojawia się kostiumografka Katarzyna Lewińska i prosi o wybranie koloru butów dla aktorów. Pokazuje też zamówione kubraki, spódnice, peruki i brody, Iwan jest zachwycony projektami. Na scenę wracają Łukasz i Marcin, dołącza do nich Karolina. Tym razem Koczkariow ma przedstawić Podkolesina i zostawić go sam na sam z Agafią Tichonowna, by wyznał jej miłość. Karolina głupkowato chichocze i mówi od rzeczy, a Marcin próbuje ukryć nieśmiałość, oficjalnym tonem mówi o chodzeniu do pracy i do cerkwi. "Trzeba wymyślić coś innego, bo chyba lepiej się bawiliśmy niż wy" - śmieje się Marcin, patrząc na widownię. Z pomocą przychodzi im Iwan, który ma masę pomysłów - najpierw przywołuje film "King Kong" Petera Jacksona, a potem chce, żeby scena miłosna była "taka hiszpańska". "Graliśmy to wcześniej w mniejszej przestrzeni, ale tutaj nie wszystko działa, więc następuje korekta - tłumaczy Karolina. Po godzinie udaje się opracować scenę i poranna próba dobiega końca.

AKT PIERWSZY

Kolejna próba rozpoczyna się od monologu egzekutora Jajecznicy. Przez kilka minut wszyscy szukają Modesta Rucińskiego, który w końcu pojawia się na sali, oczywiście, z doklejonym nosem. Odziany jest w długą czerwoną szatę, pod którą ukryty ma wielki wypchany brzuch, a na głowie czepek imitujący łysinę. Wkracza na scenę wielkimi krokami i tubalnym głosem odczytuje inwentarz: "Dom murowany piętrowy. Jest. Dwie oficyny: jedna na odmurowanym fundamencie, druga drewniana. Gorzej z tą drewnianą.

Bryczka, sanie podwójne, rzeźbione, pod duży kobierzec i pod mały. Kto wie? Może takie, że na szmelc tylko. Baba mówi, że pierwsza klasa. Dobra, niech i tak będzie".

Iwan wybucha śmiechem, prosi tylko aktora, żeby spróbował mówić niższym głosem i bardziej donośnie, jakby przemawiał do tłumu. Modest, zastępuje kontuzjowanego Mirosława Zbrojewicza, więc jeszcze nie zdążył nauczyć się tekstu. Czyta kilka fragmentów z kartki, potem siada na scenie obok Iwana i z pomocą tłumaczki rozmawiają o roli Jajecznicy. "On jest niezadowolony, nikogo nie lubi, nie ma poczucia humoru, wszystko go wkurza" - wyjaśnia.

Jako przykład wspomina, jak sam był kiedyś w teatrze dla dzieci i musiał grać podobnych bohaterów: złych, a mimo wszystko budzących sympatię widzów i wywołujących śmiech. Przypomina mu się też zachowanie klauna z rosyjskiego cyrku, którego pamięta z dzieciństwa - podrywa się z miejsca, zaczyna chodzić po scenie długimi krokami, wskazywać różne przedmioty albo ludzi i mówić jak dziecko co widzi. Atmosfera na sali na chwilę się rozluźnia, więc Iwan puszcza na rzutniku nagranie ze "Sługi dwóch panów" Carlo Goldoniego.

W teatrze zjawia się Monika Pikuła z ciastem i gratuluje Iwanowi Paszportu "Polityki". Wróciła też Karolina, która musiała na chwilę pojechać do domu, by zająć się dzieckiem. Iwan proponuje, żeby najpierw dokończyć próbę, a potem świętować, więc aktorki kierują się do garderoby. "To moja pierwsza współpraca z Wanią, choć prywatnie znamy się od kilku lat i śledzę jego spektakle - tłumaczy Monika.

- Z Marcinem i Karoliną byliśmy na roku w Akademii Teatralnej. To nasze pierwsze spotkanie na scenie po dziesięciu latach. I fajne doświadczenie, bo wiele się zmieniło w naszym życiu". Monika od razu po studiach trafiła do Teatru Współczesnego, a obecnie głównie zajmuje się dubbingiem. Marcin kojarzony jest z popularnymi serialami, ale ostatnio dwukrotnie zagrał w Teatrze Dramatycznym u Krystiana Lupy i w filmach "80 milionów" i "W ciemności". Najwięcej zmieniło się w życiu Karoliny, która przeszła długą drogę od bycia gwiazdą młodzieżowych filmów, przez grę w Teatrze Narodowym, współpracę z Davidem Lynchem przy "Inland Empire", po pracę z Iwanem Wyrypajewem. Grała prawie we wszystkich jego spektaklach - "Lipcu", "Tańcu Delhi", "Iluzjach".

Zarówno Monika, jak i Karolina przyznają, że były zaskoczone decyzją Iwana o wystawieniu "Ożenku", który doskonale pamiętają jeszcze z Teatru Telewizji. "Patrząc na to, co zrobiliśmy wspólnie, spytałam Wanię, jak to się ze sobą łączy. Jaki jest sens wystawiać taką sztukę po raz kolejny? - opowiada Karolina. - Kiedy zaczął mi tłumaczyć, zrozumiałam, że my jesteśmy przyzwyczajeni do odczytywania Gogola według konkretnego klucza. W Rosji każdy ma zakodowane, że Gogol był prawosławny i był pisarzem mistycznym. Jeśli się idzie tym tropem, to otwierają się nowe znaczenia".

Ostatnie sceny zaplanowane na dziś dzieją się w mieszkaniu Agafii Tichonownej. Oprócz Karoliny grają Monika jako swatka Fiokła Iwanowna a w roli jędzowatej ciotki Ariny Pantelejmonownej młodziutka Maria Kania, studentka PWST w Krakowie (wystąpiła u Wyrypajewa w "UFO. Kontakt"). "Za nic w świecie nie wyjdę za kupca!" - krzyczy rozhisteryzowana Karolina. "Przecież Aleksy Dmitrijewicz jest inny" - uspokaja Maria, która porusza się po scenie lekko pochylona z laską w ręce. "Nie chcę! Nie chcę! Brodaty! Zacznie jeść, wszystko mu po brodzie będzie ciekło. Nie! Nie!" - załamuje ręce Karolina. "A skąd ci dobrego szlachcica wziąć. Na ulicy nie czeka" - wymachuje laską Maria. "Fiokła Iwanowa znajdzie. Obiecała, że najlepszego poszuka" - stwierdza zadowolona Karolina. "Toż ona łże, skarbie!" - krzyczy Maria i wznosi pięść do góry. Iwan przerywa scenę, jest zadowolony z aktorów, ale próbuje tak ich ustawić, żeby sytuacja była dynamiczna. Skupia się na Marii, chce, by poruszała się jak energiczna staruszka - raz ma biegać i krzyczeć, a za chwilę ciężko stąpać o lasce. W kolejnej scenie dołącza do nich Monika i brawurowo naśladuje potencjalnych kandydatów na męża - eleganckiego, mężnego Baltazara Baltazarowicza Zewakina, grubego i bezczelnego Iwana Pawłowicza, delikatnego Nikanora Iwanowicza Anuczkina,rosłego gbura Iwana Pawłowicza Jajecznicę i skromnego jąkałę Akinfa Stiepanowicza Pantelejewa. Reżyserowi w jej grze brakuje jednak trochę ekspresji i komizmu. Krok po kroku Monika wczuwa się coraz bardziej w rolę, więc Iwan proponuje jeszcze powtórzyć na koniec całą scenę od początku.

EPILOG

Około piątej po południu aktorzy kończą drugą próbę i schodzą ze sceny, która musi być przygotowana do wieczornego spektaklu "Sąd Ostateczny" Ödöna von Horvátha w reżyserii Agnieszki Glińskiej. Cała ekipa idzie jeszcze na godzinę z Iwanem do mniejszej sali, by przeanalizować dzisiejszy dzień i zaplanować następny. "Chcemy pokazać, że ta sztuka jest mistyczna i symboliczna. Chodzi o ożenek Kościoła i Chrystusa, człowieka i Boga oraz całość człowieka - tłumaczy Iwan. - Jestem spokojny o to, jak pokazać tę głębię. Mam jeszcze tylko problem z formą komedii. Trudniej jest pokazać ten pierwszy plan, żeby to było naprawdę dobre. My się bawimy, ale dla widowni to może być miejscami nudne". Rozmowy o spektaklu prędko schodzą na inne tematy, kiedy na stół trafia obiecany tort. Przy okazji Iwan wspomina, jak się dziwnie czuł na gali wręczenia Paszportów "Polityki", kiedy trafił do ciasnego VIP-roomu z innymi laureatami, ministrem kultury, prezydent Warszawy i całą ich świtą. Kiedy po godzinie razem z Karoliną zbiera się do wyjścia z teatru, wyznaje jeszcze: "Praca nad Gogolem to obecnie najważniejsze zajęcie w moim życiu. Chociaż warunki w teatrach repertuarowych w Polsce czy w Rosji nie pasują do mojej twórczości. Nie da się zajmować prawdziwą sztuką, to przypomina raczej pracę w fabryce. Niestety nasze marzenia i potrzeby są nie do spełnienia. Mimo to, cieszę się, że miałem możliwości popracować nad Gogolem". Ostateczny efekty pracy zobaczymy w teatrze Studio 4 lutego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji