Artykuły

Duża i Mała Scena Opery wrocławskiej

W dniu 3 XII r.ub. Opera wrocławska dała na wielkiej scenie polską prapremierę "Katii Kabanowej" Leoša Janačka. Janaček, klasyk XX-wiecznego dramatu muzycznego tuż zza miedzy, pozostaje wciąż na marginesie zainteresowań repertuarowych naszych scen operowych. Bodaj tylko Opera wrocławska w latach pięćdziesiątych wystawiła "Jenufę". W ostatnim dziesięcioleciu odwiedził Warszawę Narodni Divadlo z Pragi z "Jenufą", potem Opera z Brna, z trzema dziełami Janačka, "Jenufą", "Liszką Chytruską" i "Z martwego domu" - to ostatnie oparte na powieści Dostojewskiego. Fascynacji kulturą rosyjską Janaček dał wyraz nie tylko wiodąc swój styl operowy wprost od Musorgskiego, lecz jeszcze pisząc "Katię", której libretto oparł na "Burzy" Aleksandra Ostrowskiego.

Sporą grupę sojuszników ma Janaček wśród dyrygentów operowych, śpiewacy skarżą się na niewdzięczne i trudne partie wokalne, lecz we wszystkich operach Janačka tkwi z pewnością kawał dobrego teatru. Dyrektor Opery wrocławskiej, Robert Satanowski, sam obejmując kierownictwo muzyczne przedstawienia, realizację sceniczną powierzył młodemu reżyserowi, właśnie teatralnemu, Ryszardowi Perytowi. Peryt spełnił swe zadanie tak, że można z satysfakcją dyskutować nad interpretacją i wymową takiej "Katii", jaka pojawiła się na scenie wrocławskiej. (A jakże trudno trafić na taką płaszczyznę dyskusji recenzentowi operowemu!) Ostrowski, kronikarz kupiectwa i "strasznych mieszczan", kilkakrotnie w swych dramatach występował w obronie kobiety. Chodziło głównie o wolność uczuć. Katia Kabanowa w "Burzy" szarpie się w więzach środowiskowych obyczajów, pozorach związków rodzinnych, społecznego zakłamania, walczy z innymi i ze sobą. Ta walka ma wymiary tragiczne ze względu na wewnętrzną uczciwość Katii, jej chorobliwą wrażliwość, wybujałą wyobraźnię, romantycznie rozedrganą duszę. Peryt przewertował mało znane materiały biograficzne, związane z osobowością Janačka (witalny erotyzm, raczej bezwzględny stosunek do kobiet), i wywnioskował, że Janaček publicystycznego przesłania Ostrowskiego nie mógł traktować serio. Jeśli uznamy to nawet za dowód pośredni, wiele do myślenia daje muzyka. Szereg efektów rodem z Donizettiego i Pucciniego (niemal cytaty) istotnie sprawia wrażenie ironicznego komentarza do burzy uczuć kłębiącej się w Katii. Gdy Katia z kochankiem w czasie nocnej schadzki wychodzą z gęstwiny po miłosnym spełnieniu, zawstydzeni, lecz szczęśliwi - donośnie grzmią bębny, ni to triumfalnie, ni to ponuro.

W konwencji dziewiętnastowiecznej opery byłaby to zapowiedź dramatycznych wydarzeń; tu ta muzyka jest tak dosadna, że słuszniej traktować ją jako pointę kwitującą wielkim hałasem małą sprawę. Bo właściwie cóż się stało? Kobieta nie chciała, ale przyszła nocą ma spotkanie, opierała się, lecz poszła z chłopakiem w krzaki, zdradziła męża; historia, jakich tysiąc.

W tonacji humorystycznej Peryt prowadzi scenę liryczną dwóch par kochanków w tym samym akcie. Warwara z Kudriaszem kochają się, lecz traktują miłość naturalnie, bez zbytniego dramatyzowania. Randka się odbyła, mówić ze sobą nie bardzo mają o czym, ziewają. Zza kulis dobiegają wzniosłe wyznania Borysa i Katii; para na scenie przedrzeźnia je z drwiną. I tak ci właśnie, zwyczajni, pozostaną wierni sobie, opuszczą razem miasteczko, na dobre i na złe. A bohaterowie stchórzą, Borys odjedzie w świat, Katia ucieknie w śmierć.

Wszakże, mimo ironicznych nawiasów tkwiących w partyturze i inscenizacji, fabuła Katii jest realistyczna, i trzeba ją było konsekwentnie nakreślić. W "Burzy" Ostrowskiego akcję odrealnia nieco postać na pół obłąkanej staruszki, Pani z dwoma lokajami. W operze ona nie istnieje. Jakby w to miejsce Peryt rozbudowuje niesamowitą postać Kuligina, w czarnym stroju, z długimi włosami, który milcząc krąży stale z zapaloną świecą w dłoni. On wszystko widzi, wszystko śledzi, wszystkiego jest świadkiem, świeci Katii w zrozpaczone i przerażone oczy, a pewnie i w głąb grzesznej duszy.

Reżyser i scenografka (Ewa Starowieyska) rezygnują z konkretnych scenerii poszczególnych aktów i odsłon. Nie ma ulicy miasteczka, wnętrza domu Kabanowów, wąwozu w ogrodzie. Dekoracja jest jedna - przestrzeń nad brzegiem Wołgi, ze szczątkiem starej sakralnej budowli (w libretcie taką sugestię znajdujemy w III akcie). Czyli od początku wiadomo, że kościół miłości legł w gruzach, nie ma litościwego Boga, tylko okrutni ludzie, a Katia żyje w pustce. Po odsłonięciu kurtyny widnieje kilka nieruchomych postaci; ten "żywy obraz" w białym, przyprószonym świetle sprawia wrażenie szaro-czarnego sztychu rodzajowego z życia dawnej Rosji. To także dystansuje zdarzenia, które zaraz potoczą się w barwach powściągliwych, a wyraziste aktorsko.

Rysy nieomal sataniczne ubarwiają osobę Kabanichy, gniewnej, władczej, zaślepionej, drapieżnie chroniącej ustalony porządek świata. Świetną scenę rozgrywa Kabanicha z kupcem Dikojem w akcie II. Ciemne sprawy łączą tych dwoje, mocniejsza, z szerokim uśmiechem Kabanicha odciąga pijanego Dikoja za scenę. Rządzi miasteczkiem, Dikojem, własnym synem Tichonem, tylko synowa Katia wymyka się spod jej władzy, i to wzbudza wściekłość Kabanichy. Śmierć Katii w falach Wołgi przywraca dawny ład, Kabanicha nie czuje się winna, mimo oskarżeń Tichona.

I tu następuje szokujący finał. Dotychczasowe komentarze, dystanse, piętra znaczeniowe, symbole, ironie, mogły być dostrzeżone, lub też nie, w każdym razie mieściły się w konwencji realistycznej. Z chwilą, gdy ciało Katii ludzie odnajdują w rzece, rzutnik rysuje czarny kwadrat, a w nim, białą smugę; światła - idzie "w zaświaty" żywa, mała dziewczynka w białej sukience. Młody reżyser ma pomysły? Tak. Ale jednak z Ostrowskiego. W II akcie "Burzy" Katia mówi: "Lubię rozmawiać z dziećmi, przecież to są aniołki... Jaka szkoda, że nie umarłam, kiedy byłam mała. Patrzyłabym z nieba na ziemię... i cieszyłabym się ze wszystkiego; mogłabym, niewidzialna, latać, dokąd byfm chciała."

Przy całej teatralności spektaklu Peryt uszanował uwarunkowania wokalne wykonawców. Znakomitą rolę stworzyła Jadwiga Gadulanka jako Katia - jej talent rozkwita z premiery na premierę. Była przekonywająca wokalnie i aktorsko w każdej minucie scenicznej; w pierwszym miękka, uciszona, łagodna, że nie do poznania. Potem spontaniczna, zdesperowana, żarliwa, zagubiona. Tak jak być powinno zdominowała przedstawienie, mając za godną partnerkę Wandę Bargiełowską w roili Kabanichy.

Ładnie pokazała się młoda Marta Stukus-Kosmala w roli Warwary. I inni (Krzysztof Sitarski - Dikoj, Ryszard Brożek - Borys, Janusz Zipser - Tichon, Tadeusz Cimaszewski - Kudriasz) prezentowali wyrównany poziom. Dzięki nim, orkiestrze i dyrygentowi spektakl Katii stał się scalonym obwodem teatralno-muzycznym i stanowi ważną pozycję w dorobku Opery wrocławskiej, a także w doświadczeniach polskiego teatru muzycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji