Espresso... z Edytą Olszówką
Zaprzyjaźniła się z Izą Kuną pięć lat temu na planie komedii "Lejdis" Tomasza Koneckiego. Teraz zagra w sztuce "Klara" napisanej na podstawie zbioru opowiadań jej autorstwa. Świat czterdziestoletniej bohaterki, w którą wciela się EDYTA OLSZÓWKA, wypełniają romans z żonatym Aleksem, przyjaźń z szaloną Wronką oraz kłótnie z cierpiącą na hipochondrię matką. Premiera spektaklu w reżyserii Aleksandry Popławskiej 21 marca w Teatrze Powszechnym w Warszawie.
Klara jest Pani rówieśnicą. Czy przez metrykalne pokrewieństwo lepiej ją Pani rozumie?
- Obce jest mi jej podejście do miłości. Nie byłabym w stanie przez sześć lat żyć w związku jako ta trzecia i ciągle karmić się nadzieją.
Co Pani myśli o pokoleniu dzisiejszych czterdziestolatek?
- Odkryłam, że Klara - współczesna czterdziestoletnia kobieta - jest w potrzasku. Jeżeli ma rodzinę, to często nie spełnia się zawodowo, nie inwestuje w siebie. A jako singielka czuje się osamotniona, nie potrafi odnaleźć się w życiu. Niestety, ja nie widzę sposobu na znalezienie złotego środka.
Klara także go nie znajduje. Jest w wielkiej depresji albo odczuwa ogromne szczęście.
- Euforia i depresja to stany znane każdemu z nas, ale Klara tkwi w nich permanentnie. Wpada w skrajności. Równowagę osiąga dzięki środkowi uspokajającemu, który popija winem.
Nie ma happy endu?
- Nie ma. Czy myślisz, że w słowo "miłość" jest wpisany happy end?
Chyba nie. A jak się Pani pracuje z Aleksandrą Popławską?
- Ona wie, czego chce, i daje aktorowi poczucie bezpieczeństwa. Ponieważ sama jest wytrawną aktorką, cechują ją cierpliwość i czujność. Zdaje sobie sprawę, jak ten zawód potrafi czasem boleć.