Artykuły

W mroku pragnień

"Cabaret lunaire" w reż. Włodzimierza Nurkowskiego w Operze Krakowskiej w Krakowie. Pisze Alicja Müller w Teatraliach.

"Potencjalny kochanek dyszy i drży, trzeszczy mu w kolanach, gdy wyśnione kochanice - subtelne damy i gorące zdziry - szepczą czułe, frywolne słówka. Seks obchodzi w jego głowie wielkie, odwieczne święto, ale wszelkie zdrożne fantazje okazują się równie pociągające i przyjemne, co nieznośne. Jawią się więc jako coś dwuznacznego - zasadnicza potrzeba, ale i udręka. Na kanwie tych przeciwieństw Włodzimierz Nurkowski stworzył "Cabaret lunaire" - erotyczne, a zarazem głęboko metafizyczne widowisko"

Pierwsza część spektaklu to opowieść o rozmarzonym królu życia, oparta na piosenkach napisanych przez Arnolda Schönberga (Adam Zdunikowski) dla berlińskiego kabaretu. Autora nieustannie przenika dreszcz wielobarwnego podniecenia.

Nurkowski podjął próbę wymalowania wewnętrznego świata bohatera melodią i gestem. Na oniryczny charakter scenicznych obrazów wskazuje przezroczysta witryna, w której rozbłyskują się i znikają, a czasem zatrzymują i zwielokrotniają poszczególne wizje. Zacierają się granice między realnością a jej cieniem czy sztucznie skonstruowaną reprezentacją; między przedmiotem a jego odbiciem. Mężczyznę otaczają bosko wyglądające, ostre muzy - boginie nocnego, zadymionego Berlina, w zalotnie zadartych, niedbale uszytych, błyszczących sukienkach. Jest wśród nich wspaniała, dostojna dama - mądra królowa (Iwona Socha), która kpi z burdelowej maskarady swojego króla, z biedaka zagubionego w nieomal psychodelicznym ferworze wyzwolonej zmysłowości. Z dekadenckim klimatem miasta grzechu nie współgrają, niestety, operowe wykonania kabaretowych piosenek - powstaje estetyczny zgrzyt, który niejako zakłóca wydźwięk księżycowego widowiska.

W części drugiej dumanie o seksie przeplata się z metafizyczną refleksją o sztuce. Bohater (król) przebywa na granicy spajającej wielość onirycznych światów - otacza go ciemność poezji i mrok pożądań. Ponurym przewodnikiem tej sennej halucynacji jest Pierrot (zachwycająca Agata Zubel), który snuje opowieść o magii i mistyce słów, o przeklętych poetach oraz ich płonących jak krzyże wierszach. Zdradza nam zawiłości egzystencji utożsamionej ze sztuką - bolesną płodnością umysłu i serca. Opis tego życia można by zamknąć w metaforze otwartej, ropiejącej rany. Fascynująca interpretacja Zubel wydobywa przejmującą melodyjność mowy z diabolicznych wersów Alberta Girauda i z niełatwej, bo odrzucającej tradycyjnie rozumianą melodię i harmonię, muzyki Schönberga. Sprawia, że pośród brzdęków skrzypiec i mruków fortepianu na scenie piętrzą się obrazy raczej nie do ogarnięcia.

W rytmie demonicznej śpiewo-mowy Pierrota, tragikomicznego, opuszczonego przez ukochaną Kolumbinę bohatera, ujawniają się także obsesje króla, który błąka się po omacku na dnie nieświadomości. Fantazja przekracza przestrzeń rozkosznego śnienia i - jako jej wroga część - przenika do przestrzeni rozbabranego życia. Mężczyzna i seksowne upiory są niejako przykuci do siebie wzajemną potęgą pożądania. Realizuje się w ten sposób jeden z archetypów Junga - spotkanie z własnym cieniem (ciemnym bratem). Poniżony król w końcu otwiera oczy, orientuje się, że karty są źle rozdane. Wśród zimnych królowych nocy rozpoznaje swoją smutną panią - teraz już tylko do niej wyciąga ręce, w niej szuka ocalenia.

W "Cabaret lunaire" jak refren powraca trupa tancerzy, którzy przekładają rozgrywający się na scenie dramat na język tańca i pantomimy. W kolorowym, dynamicznym wirze głęboko przesiąkniętych erotyzmem scen, spełniają najśmielsze z królewskich snów, ale ucieleśniają także tragizm i demoniczność tego śnienia oraz - w rytmie słów Pierrota - zarażają mrokiem przeklętej poezji. Dominika Knapik stworzyła niezwykle sugestywną choreografię, która uczyniłaby widowisko wyrazistym nawet bez akompaniamentu poetyckich strof.

Pierwsza część spektaklu Nurkowskiego to tylko efektowna, kolorowa rewia, ale druga - ta piekielna - staje się piękną alegorią tego, co niedopuszczone i wyparte, jest symbolem ciemnej masy artystycznych, ale przede wszystkim dogłębnie ludzkich doświadczeń. I - dość niespodziewanie - to właśnie z tej części dowiadujemy się, że miłość jednak istnieje. Tak mrok wygrywa z błazenadą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji