"Skrzyneczka" bez wymagań finansowych
Z Andrzejem Sadowskim, reżyserem "Skrzyneczki bez pudła" na podstawie prozy Wiesława Dymnego [premiera 6 maja w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie], rozmawia Tadeusz Piersiak.
- Poznaliśmy Pana jako autora scenografii do "Iwony, księżniczki Burgunda". Teraz zabrał się Pan za reżyserię. Wszechstronność?
- Osoby, które długo, jak ja, są związane z teatrem, chcąc nie chcąc, uczą się wielu rzeczy. Tym bardziej że wyszedłem z teatru eksperymentalnego, gdzie samemu robi się wszystko: scenografię, scenariusz, zaplecze techniczne. To znakomita szkoła.
- Niedawno miał Pan wątpliwości, czy dojdzie do realizacji "Skrzyneczki", czy będą pieniądze...
- Bo rzeczywiście kasy w teatrze jest straszliwie mało. Ale zmniejszyłem wymagania finansowe, podobnie zresztą było w przypadku scenografii. Staram się być lojalny względem tego teatru, bo go polubiłem, poznałem ludzi.
- Jak się Panu współpracuje z Katarzyną Deszcz, dyrektorem częstochowskiej sceny, a jednocześnie żoną?
- Z Katarzyną pracuję już 20 lat, ja dla niej robię scenografię, ona czasem wstawia moje teksty. Robimy też rzeczy niezależne. W przypadku tej premiery mogę mówić o szczęśliwym zbiegu okoliczności. Szukałem miejsca, gdzie mógłbym zrealizować scenariusz oparty na powieści Dymnego. A w tym czasie Kasia została dyrektorem, więc postanowiłem zainteresować ją tym pomysłem. Nie było łatwo. Katarzyna, co bardzo cenię, kieruje się wyłącznie interesem teatru.
- Na ile adaptacja zmieniła tekst Dymnego?
- Okazuje się, że to, co Dymny zaproponował w latach 60., doskonale nadaje się do przeniesienia w aktualne warunki. Nie wymaga prawie żadnego uwspółcześnienia. Problemy między ludźmi nie zmieniły się zupełnie. Zmienił się ubiór, trochę język - ale pozostałem przy języku Dymnego, okrawając go jedynie z wulgaryzmów. Na szczęście Dymny - niezwykle spontaniczny - tu potrafił powstrzymać się od dosłownego pokazywania brudu. Robił to w inny sposób: delikatny i liryczny. Starałem się postępować podobnie. Koncentruję się na tym, żeby to, co złe dzieje się między ludźmi, odbywało się w sferze emocji, a nie poprzez prostackie formy wyrazu.
- Tekst będzie nowocześnie inscenizowany.
- Inscenizacja wychodzi poza tradycyjne ramy. Część przedstawienia dzieje się na planie filmowym, który przenika się z planem teatralnym - na żywo. To nowość dla częstochowskich aktorów i publiczności. Mam nadzieję, że te różne poziomy narracyjne zostaną właściwie odczytane.