Artykuły

Dramat romantyka

Inscenizacja "Nie-Boskiej komedii Zygmunta Krasińskiego w Teatrze Nowym w Zabrzu zasługuje z pewnością na szacunek. Jest to przedsięwzięcie okupione ogromnym wysiłkiem nie­wielkiego przecież zespołu, który podjął się go w nadziei nowych aktorskich doświadczeń i ambitnej propozycji repertuarowej. Przedsta­wienie reżyserował Henryk Ada­mek, który jest także autorem opracowania tekstu.

Z ogromu materiału który nie­sie dramat wielkiego romantyka wybrał on te przede wszystkim partie które czynią spektakl opo­wieścią o konflikcie wybitnej jednostki i otaczającego ją świata o konflikcie poety i rzeczywistości do której próbuje się ustosun­kować. Taka koncepcja osłabia nieco historiozofię "Nie-Boskiej ko­medii" eksponuje natomiast jej partie liryczne, całości zaś nadaje charakter ściszonego, kameralnego dramatu międzyludzkiego i ludzko-boskiego. Henryk Adamek nie rezygnuje co prawda z obrazów w obozie rewolucyjnym i dyskusji o postawach moralnych po obydwu stronach barykady ale stanowią one raczej tylko etap drogi ży­ciowej Henryka nie zaś wykład­nie poglądów autora dramatu na istotę i charakter historycznych przewrotów.

Wybrana przez reżysera interpre­tacja tekstu jest przekonująca, logicznie uzasadniona, ale same przedstawienie budzi uczucia mieszane. Tak jak w literackim pierwowzorze, tak i na zabrzań­skiej scenie, na całość opowieści składa się szereg różnych luźnych scen powiązanych osobą główne­go bohatera wędrującego po świe­cie w poszukiwaniu tyleż sensu życia co i poetyckiego tworzywa. W aktorskiej interpretacji zespołu Teatru Nowego są to sceny bar­dzo dobre, obok fragmentów poz­bawionych siły wyrazu i scenicz­nej urody. Do najlepszych należą z pewnością rozmowy Męża w in­terpretacji Andrzeja Lipskiego z Żoną której dramat bardzo przeko­nująco i sugestywnie oddała Mał­gorzata Gadecka. Scena obłędu młodej kobiety jej rozterki, lęki są bardzo ludzkie bardzo wzru­szające i oczywiste. Gadecka nie dramatyzuje na pokaz nie histe­ryzuje, lecz uwiarygadnia niemożność porozumienia się z człowiekiem ukochanym ale zamkniętym w swoim szklanym kloszu poetyc­kich wizji. Bez sentymentalizmu rozegrane są także sceny z Orciem ważne dla toku akcji a grane często na zasadzie litości wymuszanej przez dziecko. W Zabrzu dziecko jest prawdziwe ale siła rozpaczy jego ojca także.

Interesująco wypadła scena po­między Henrykiem a Pankracym którego interpretuje Jerzy Statkiewicz: interesująco nie tylko po­przez wyraźne przeciwstawienie poglądów obydwu postaci, ale tak­że zróżnicowanie psychologicznego i fizycznego ich rysunku.

Andrzej Lipski scharakteryzo­wany na wieszcza Zygmunta bu­duje postać Męża wieloma środka­mi wyrazu i najbardziej prawdzi­wy, najbardziej wiarygodny jest wtedy gdy poprzez maskę udu­chowionego poety przebija się prawdziwe cierpienie. W tych sce­nach hrabia Henryk dzieli się z widownią swoimi doświadczeniami i doznaniami tak że widownia mu wierzy. Ale już w jego poetyc­kie tyrady w jego układanie dramatu wkrada się fałsz który to zaufanie burzy. Wydaje się że wystarczyłoby stonować przerysowanie tych momentów (nie rezyg­nując z egzaltacji: ona ma uzasad­nienie) a wszystko byłoby w po­rządku. Co prawda takie momen­ty zdarzają się bodaj tylko trzy razy w całym spektaklu, ale nie­stety osłabiają cały budowany misternie, wizerunek tej postaci.

Nie podobały mi się natomiast w zabrzańskiej inscenizacji głów­nie sceny w obozie rewolucji przede wszystkim za sprawą dziw­nego ustawienia postaci Leonarda. Ten groźny zdecydowany na wszystko człowiek, pozbawiony za­sad i hamulców moralnych przy­biera w interpretacji Wojciecha Leśniaka zgoła groteskowe rysy. Niczym się taka interpretacja nie broni, a w dodatku nadaje obra­zowi przewrotu społecznego cech przewrotu operetkowego.

Za nieudaną a na pewno mało funkcjonalną, uważam także scenografię Wojciecha Jankowiaka, który zabudował scenę licznymi pomostami i podestami. Trudno się między nimi aktorom poruszać a ciasnota dekoracji odbiera przed­stawieniu dosłowny i metaforyczny oddech. Co prawda w tle pojawia się złudzenie głębi symbolizujące Wszechświat, ale nie ma to znacze­nia dla aktorów którzy zmuszeni są schodzić wchodzić i przeciskać się bez przerwy pomiędzy konkret­nymi przeszkodami. Piękne są na­tomiast kostiumy Marty Hubki i muzyka Józefa Skrzeka, nadająca spektaklowi pulsujący zmienny rytm.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji