Artykuły

Daniel na sprzedaż

- Tyle lat pracowałem na swoją twarz, że mogę teraz schylić się po te pieniądze w reklamie - mówi Daniel Olbrychski w rozmowie z Magdaleną Rigamonti w tygodniku Wprost.

Awansował pan ze sługi na pana. U Wajdy w "Zemście" w 2002 r. grał pan Dyndalskiego, sługę Cześnika. Teraz gra pan samego Cześnika. - Raz się gra to, raz to. W liceum grałem Papkina. Cześnika wcześniej też już grałem. U Andrzeja Łapickiego i też w Teatrze Polskim 14 lat temu. A od dwóch lat gram go w Teatrze STU w Krakowie, w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego. Zawsze z wielką przyjemnością. Każda postać w tej sztuce jest napisana wspaniałym wierszem, w którym czuję się jak ryba w wodzie. No i bilety do końca kwietnia na "Zemstę" wyprzedane. Na pana będą chodzić? Na Seweryna? Czy na "Zemstę? - System gwiazd wymyślili przecież mądrzy ludzie, polscy Żydzi w Hollywood, i on się sprawdza do dzisiaj. Myślę więc, że i na mnie, i na Seweryna będą chodzić. Na wszystkich aktorów, na magicznego reżysera, a przede wszystkim na tę fantastyczną literaturę, bo hrabia Fredro po prostu charakter Polaków cudownie opisał. On nas genialnie sportretował.

"Zgoda! Zgoda! A Bóg wtedy rękę poda".

- No właśnie. Jeśli zgody nie będzie, to Polska się stoczy, stanie się podrzędnym krajem. I tym razem już nie będziemy mogli zrzucać naszych niepowodzeń ani na zaborców, ani na komunizm, ani na zniewolenie sowieckie. Tym razem tylko na samych siebie. Pięknie Norwid powiedział, że jesteśmy wielkim narodem, ale żadnym społeczeństwem, że "Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł". Gorzkie to słowa, ale konkluzje Fredry podobne, tyle że na wesoło. Fredro był, proszę pani, jeszcze zdolniejszym pisarzem niż Molier. W czasach PRL wielka polska literatura wystawiana w teatrze służyła także do tego, by przygotować społeczeństwo do przemian. Adam Michnik walczył swoimi metodami, a my, aktorzy, swoimi, choć nie wierzyliśmy, że to, o co walczymy, spełni się jeszcze za naszego życia. Ale Bóg dał

O wolności pan mówi?

- O wolności. I kiedy teraz słyszę ludzi, którzy mówią, że kraj, w którym żyjemy, to nie jest wolna, niepodległa Polska, to wiem, że popełniają grzech śmiertelny. Myślę, że gdyby to usłyszał hrabia Aleksander Fredro, toby im niezłego kopa w dupę dał. Mówią, Polska nie jest niezależna, że to wasal Niemiec. Albo dyrygowana przez Moskwę. Powinni się wstydzić i zjeść własny język. Jak oni mają czelność pluć na okrągły stół? Przecież w historii Polski nic tak pięknego i skutecznego nigdy wcześniej nie było. Była Konstytucja 3 maja, ale Polski już nie uratowała. A okrągły stół nie tylko Polskę wyzwolił. Był przede wszystkim dowodem na to, że Polacy jednak potrafią się porozumieć. Ale to było ponad 20 lat temu. Wie pani, ile rzeczy mi się nie podoba w Polsce, którą rządzą moi przyjaciele z partii, na którą wiernie głosuję i głosować będę?

Agnieszka Holland już nie będzie, po tym jak nie przegłosowano ustawy o związkach partnerskich.

A ja będę, choć już mnie troszkę prawa rączka boli od trzymania za włosy, żeby nie utonęła. Momentami czuję, że już za dużo wody nabrała, za dużo sfuszerowała. Nowe autostrady do remontu, lotnisko w Modlinie do remontu. I bałagan kompletny. Niech pani zapyta panią prezydent Warszawy, gdzie są znaki informujące, jak dojechać na autostradę. Przecież tiry z Łotwy, Białorusi zatrzymują się obok zoo, bo w Markach nie ma znaku, jak minąć centrum. I tak jest jak Polska długa i szeroka. Poza Wrocławiem, bo tamtejszy prezydent umiał sobie z tym poradzić. On powinien robić seminaria wszystkim szefom samorządów z innych miast. Przecież to jest dawanie oręża awanturniczym partiom, które mogą wrócić do władzy. A to już nie tak dawno przerabialiśmy. Dlatego pozwalam sobie czasem na kilka gorzkich słów pod adresem przyjaciół.

W sondażach PiS i PO dzieli tylko jeden punkt procentowy.

- A wie pani, co to znaczy? Że znowu chcemy bolszewii w Polsce? Widocznie społeczeństwo polskie tęskni za bolszewizmem. Wtedy, kiedy bracia Kaczyńscy byli u władzy, to trzeci bliźniak Ludwik Dorn powiedział: "Z tymi, którzy się z nami nie zgadzają, zrobimy tak, że się będą zgadzali". Czyja to jest myśl? Gorzej niż z Lenina, zapewniam. Z Łunaczarskiego, który był Goebbelsem Stalina i od którego słów rozpoczęły się czystki. A pan Ludwik wiedział, kogo cytuje, i świadomie wygłosił manifest partii bolszewickiej. I za chwilę poszło. Kajdanki, rozszalały IPN i żadnych gospodarczych posunięć. Nic. Słusznie więc zostali od władzy skutecznie odsunięci. Jeśli Polacy, jeśli procent wierzących w zamach w Smoleńsku rośnie, to rzeczywiście jesteśmy narodem wielkim, a społeczeństwem żadnym. Mam więc co robić - wychodzić na scenę i z tą głupotą walczyć. Wiem, wiem, sztuka nie naprawi świata, ale biada artystom, którzy w to nie wierzą... Jest takie dosadne rosyjskie przysłowie "Wsiego mira nie pieriejebiosz, no nado k etomu striemifsia..." [całego świata nie przeje...esz, ale trzeba się starać - red.].

I pan się stara?

- My, Polacy, mamy taki charakter, że musimy mieć wroga. Tylko kto jest tym wrogiem? Prezydent Wałęsa, o którym oni mówią Bolek? Jeśli bywa wrogiem, to czasami tylko wrogiem samego siebie. Jego ostatnia wypowiedź, zgroza. Zrobiło mi się przykro, jak usłyszałem, co prezydent ma do powiedzenia o mniejszości. On często mówi sensownie, ale niestety zdarza mu się czasem inaczej. Nie zapomnę historii sprzed lat, kiedy to w świetnie nagłośnionym kościele prałat Jankowski wygłosił antysemickie kazanie. Lech Wałęsa, który siedział w ławce i słuchał, tłumaczył później, że nie dosłyszał. Niestety świat dosłyszał. Odnoszę wrażenie, że lepiej sobie radziliśmy z komunizmem, z bolszewią, bo było wiadomo, gdzie jest wróg. Teraz niektóre partie sprawiają wrażenie, jakby były inwigilowane przez siły nieżyczliwych nam mocarstw. Kiedyś szedłem Krakowskim Przedmieściem. Stał tam namiocik. To było zaraz po wywiadzie, w którym przejechałem się trochę po panu Jarosławie. Idę i słyszę: "O, idzie anty-Polak, pachołek moskiewski". Przez megafony to słyszę.

Policja nie reaguje. A pan?

- Ja też nie. Choć wiem, że oni czekali, żebym dat komuś w zęby. Byłoby im na rękę. Ale nie dałem. Ciekaw jestem, kto za nimi stoi. Służby powinny się tym zająć, ale nie mogą, bo pan Macierewicz je rozwiązał. Wygnał profesjonalistów na zieloną trawkę. My możemy sobie tu gadać, pół żartem, pół serio, ale kiedy się poważnie temu przyjrzeć, wygląda, jakby ktoś tym manipulował, jakby jakieś wrogie nam siły zewnętrzne próbowały rozmontować Polskę. Proszę panią, jeśli to społeczeństwo o mało nie wybrało nieznanego nikomu Tymińskiego, to u nas wszystko jest możliwe.

To było 20 lat temu!

- No tak. A z drugiej strony, jak się dobrze zastanowić, to nie jest z nami tak źle, skoro kiedyś nasi sąsiedzi z Zachodu wybrali Hitlera, a ci ze Wschodu wielbili Stalina. Część wielbi do dzisiaj. Jeszcze raz mówię, my narodem jesteśmy wspaniałym....

Ostatnio przemawia pan w reklamie w imieniu całego narodu. "My, Polacy, tak mamy...".

- Tak się złożyło, że ta reklama wychodzi naprzeciw moim emocjom. Mieszkając we Francji albo robiąc film na Manhattanie, tęskniłem za powrotem do Polski, głównie z powodu polskiego jedzenia.

W kontrakcie reklamowym ma pan zapisane, żeby tak mówić?

- Nie. Tak myślę. Za granicą zawsze tęskniłem za polskim jedzeniem, jeszcze zanim podpisałem kontrakt reklamowy. Nie tylko ja. I moja żona, i nawet nasz piesek york. Pamiętam, jak w Nowym Jorku parówkę wąchał i patrzył na nas tak, jakbyśmy chcieli go otruć. W centrum Manhattanu, gdzie mieszkaliśmy, nie dało się niczego jadalnego kupić. Żona chciała kolacyjki robić, zapraszać do nas przyjaciół, jeździła więc do polskich sklepów, gdzie wszystko pachniało, wędliny polskie, warzywa... W Paryżu też kłopot z jedzeniem dobrym i zdrowym. Kiedy wróciłem i wszedłem do polskiego sklepu, powiedziałem: no nareszcie! Wychwalam to nasze jedzenie, zawsze kiedy robię zakupy w pobliskich sklepach. Może pani przepytać ekspedientki. Lubią ze mną gwarzyć. Kiedy więc zaproponowano mi, żebym reklamował polskie produkty...

Sieć handlową chyba?

- Mówię o polskich produktach, a sieć handlowa reklamuje się sama, obok. Tyle lat pracowałem na swoją twarz, że mogę teraz się schylić po te pieniądze w reklamie.

Podobno bardzo grube pieniądze?

- Nie tak grube, jak mówią. Ale duże. Przy emeryturze, której się dorobiłem, czyli 1117 zł miesięcznie, to nawet bardzo duże.

Maryla Rodowicz mówiła mi, że ma 1500 zł emerytury.

- Widzi pani, przebiła mnie. Emerytura liczona jest na podstawie lat przepracowanych na etacie, a ja na etacie byłem w latach 70.

Czyli ten milion złotych za reklamę to nieprawda?

- Jest moim obowiązkiem nie mówić o wysokości gaży. Jeszcze raz mówię, że ta reklama wyszła naprzeciw moim oczekiwaniom prywatnym, upodobaniom kulinarnym, bo polska żywność smakuje mi najbardziej. W zasadzie w tej reklamie nie gram, tylko mówię prawdę. A dziennikarze, pisząc o pieniądzach, jak zwykle przesadzają. Z drugiej strony te informacje o milionie złotych świadczą o tym, że jestem przez społeczeństwo ceniony, więc przy następnym kontrakcie żona będzie negocjować wyższe stawki.

Zostanie pan twarzą Biedronki na lata?

- Nie wiem. Zobaczymy.

Słyszałam, że w jeden dzień zdjęciowy, w 12 godzin, pan to nagrał.

- To było chyba półtora dnia zdjęciowego. Jeden na koniu, w plenerze, połowa drugiego w studiu.

Z jabłkami w tle. I szum na całą Polskę - Olbrychski reklamuje Biedronkę.

- Reklamuję polską żywność. Poza tym gdybym grał tylko w polskich filmach, nie utrzymałbym rodziny.

Ale przecież pan ma grać w Hollywood, w filmie z Michaelem Douglasem.

- Są takie plany, dość już zaawansowane. Praca z synem mojego przyjaciela Kirka Douglasa i z genialnym aktorem, jakim jest Christoph Waltz, to wspaniała zawodowa przygoda. Jednak póki nie padnie pierwszy klaps, nie należy zapeszać.

Pan się wysoko ceni w tych hollywoodzkich produkcjach?

- Wystarczająco wysoko. Nie narzekam. Mam świetnego i bardzo skutecznego agenta.

Agent to wciąż pańska żona?

- Tak. Wiele lat temu rezygnowałem z francuskiego, niemieckiego, włoskiego. Telefon i adres e-mailowy mojej Krysi znają wszystkie domy produkcji na Wschodzie i Zachodzie. Łatwo więc mnie znaleźć, jeśli jestem potrzebny, i na brak propozycji nie narzekam. Na najbliższe miesiące mam trzy. Mogę w teatrze grać Leara albo Cześnika, a to jest za mało, by utrzymać liczną rodzinę i pięcioro zwierząt.

Czyli tylko reklama wchodzi w grę?

- Z przyjemnością gram również regularnie w "Klanie". A jeśli będą propozycje reklamowe zgodne z moimi przekonaniami, nie będę odmawiał. I więcej; polecam grę w reklamie wszystkim kolegom, którzy dorobili się już twarzy.

Pamięta pan oburzenie na Bogusława Linde, kiedy reklamował Burger Kinga w połowie lat 90.?

- To były inne czasy, bo Polska była zaściankiem. Teraz robią to wszystkie gwiazdy, także sportowe. Nasz wielki Adam Małysz w telewizji reklamuje herbatę i zawsze z czapeczką Red Bulla. Słusznie. Depardieu, Chuck Norris, Antonio Banderas, Juliette Binoche grają w polskich reklamach i to uzmysłowiło ludziom, że wszędzie na świecie robią to znani aktorzy. Więc czemu nie ja. Mogę spokojnie reklamować to, co szanuję. Czemu nie.

Alkohol i papierosy?

- Chociaż niestety znów palę i czasami piję, to jednak nie. Ani papierosów, ani alkoholu. Ale dobry, zdrowy produkt czy instytucję - nie miałbym oporów. Za dobrze zrobionymi reklamami stoją często nazwiska wybitnych reżyserów. Romek Polański w przerwach między filmami też się tym zajmował. To też praca w zawodzie. A krytykują ją najczęściej ci, którym nikt udziału w filmach reklamowych nie proponuje. Ot i cała filozofia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji