"Woyzeck" znów na krakowskiej scenie
JOLANTA LUDŹMIERSKA-ŻYŁA: Tak niedawno oklaskiwaliśmy Pana "Wzorzec dowodów metafizycznych...", a tu już następna premiera znanego dramatu.
TADEUSZ BRADECKI: "Woyzeck" jest znany w świecie, ale w Polsce raczej nie, poza środowiskiem teatralnymi i filologicznym. Tekst ten zafrasował mnie tak bardzo, że zapragnąłem go przekazać na scenie. Nie spotkałem dotąd tekstu równie niezwykle napisanego, językiem kolokwialnym i jednocześnie na wskroś poetyckim, zawierającego sceny tak ostro ze sobą kontrastujące. Toteż praca nad "Woyzeckiem" tu w Krakowie była dla mnie ogromną frajdą.
JLŻ: "Woyzeck" to bodaj najwybitniejsze dzieło Georga Büchnera. Autor ze zwykłej kryminalnej historyjki stworzył rzecz uniwersalną. Co Pana zainteresowało w "Woyzecku" szczególnie?
TB: Büchner wiedziony cudowną intuicją napisał tekst, w którym zbiegają się istotne problemy naszych czasów. Człowiek widziany jako byt fizykalny, materialny okazuje się być jednocześnie przejawem tego, co duchowe i niematerialne. Nie tyle interesowała mnie tamta historia sprzed 150 laty, w Niemczech, co wnioski, które z niej wynikają dla nas dzisiaj.
JLŻ: Mamy skłonność do porównań, toteż zestawiamy Pana realizację z "Woyzeckiem" Konrada Swinarskiego, czy z filmową wersją Herzoga. Był Pan świadom konkurencji, a jednak...
TB: Nie myślałem tymi kategoriami. Teatr jest sztuką ulotną, na dziś i na teraz. Kiedy Swinarski wystawiał "Woyzecka", a z dokumentacji sądzę, że musiał to być spektakl wspaniały, zrobiony z rozmachem - wtedy ja miałem dziesięć lat i kopałem piłkę. To samo dotyczy całej młodszej widowni...
JLŻ: Świat Büchnera jest światem marionetek, istot kierujących się prymitywnymi impulsami, ludzi łatwo poddających się eksperytentom. Wyraźnie zarysowany jest podział na mocnych i bezwolnych. Trzeba było znaleź klucz do pokazania tego świata.
TB: Pusta scena, mimimum rekwizytów, jawnie odgrywany teatr, to nasze świadome wyjściowe założenie. Zaś rozwiązania scen, kreacje postaci są efektem wspólnej pracy zespołu, indywidualności aktorskich, które udało mi się dla "Woyzecka" pozyskać.
JLŻ: A co w zamysłach?
TB: Spektakle poza Krakowem, najbliższy w Łodzi. Będzie szalenie nietypowo i ciekawie. Zamierzam sięgnąć do klasyki polskiej, po "Pana Jowialskiego" Fredry. Fredrą zajmę się bynajmniej nie z przekory. Sądzę, ma on dziś wiele do powiedzenia, a na pewno jest szansą dla tych, którzy problematykę narodową chcą podjąć bez koturnu.
JLŻ: Dziękuję za rozmowę.