Artykuły

Nie-Boska w Bydgoszczy

Kłopot z Krasińskim to kłopot z wizjo­nerstwem. Trudno pogodzić się z wizją speł­nioną inaczej, niż była zaprogramowana. Trudno pogodzić się z tym, że Krasiński wieszczył przyszłość w wymiarach ponadczasowych i widział rewolucję w kategoriach wieczności jako koniec jednego świata, nam, którzy tamtą zaprogramowaną przyszłość przeżywamy jako historyczną teraźniejszość. Mit nie przystaje do historii, więc mamy mu to za złe. Mamy w konsekwencji do wyboru albo przykroić tę wieszczą wizję do naszej wiedzy o przeobrażeniach świata, albo od­rzucić ją jako nieprawidłową czyli - z na­szego punktu widzenia - wsteczną. I jedne­go i drugiego próbowano, i jednego i drugie­go próbuje się nadal. Rzecz charakterystycz­na: zainteresowanie Krasińskim wzmaga się zawsze w momentach kłopotów z ideologią, z jej odbiciem w naszym konkretnym życiu. Tak jakbyśmy Krasińskim, jego widzeniem tego co dane nam jest doświadczać, chcieli sprawdzać prawidłowość historycznych, ba, politycznych procesów. Nasze teraźniejsze kłopoty potęgujemy jeszcze kłopotem wizjo­nerskim i świadomie czy półświadomie umie­szczamy się w punkcie zerowym, w tym raju wszystkich możliwości, gdzie okrzyk Pankra­cego "Galilejczyku zwyciężyłeś" staje się na­szym wyznaniem zwątpienia, niepewności lub nawet krzykiem protestu.

Zygmunt Wojdan reżyser "Nie-Boskiej" w Teatrze Polskim w Bydgoszczy trafił, jak to się mówi, w dziesiątkę wystawiając właśnie teraz Krasińskiego. Nie chcę i nie mam pra­wa doszukiwać się głębinowych intencji i wiązać wystawienia "Nie-Boskiej" z kłopotami ideowo-politycznymi, jakie ostatnio przeży­wamy. Byłby to dowód zresztą wielkiej wraż­liwości reżysera. Faktem jest w każdym ra­zie, że na scenie bydgoskiej toczy się naj­bardziej aktualna dyskusja ideowa dotycząca dzisiejszego pojmowania sensu rewolucyj­nych przeobrażeń.. Chcąc nie chcąc wizją Krasińskiego sprawdzamy jeśli nie doświad­czenia historii to nasz do nich stosunek. Pankracy (Zbigniew Mamont) umiera samot­nie, wyobcowany absolutnie, maksymalnie. Na pustej scenie wpatruje się w zaobłoczną zjawę, symbolizującą to wszystko przeciwko czemu walczył. Poraża go śmiertelnie co? Zjawa symbolizująca trwałość chrześcijań­skiego porządku w świecie? Poczucie własnej samotności, bezsiły? Poczucie nieprzygotowania, niedojrzałości, niekompetencji ? Nagła świadomość niewspółmierności mocy idei re­wolucyjnej i oporu świata rzeczywistego? Mamy prawo myśleć to wszystko jednocześ­nie. Wieloznaczność tekstu Krasińskiego umożliwia wszystkie sensy interpretacyjne. Od nas zależy, który z nich dla siebie wy­bierzemy. Reżyser ograniczył się do dania nam tych możliwości. Chwalę go za to.

Ale tekst Krasińskiego bije nas z bydgo­skiej sceny prawdami, których może w in­nym czasie byśmy nie dostrzegli. Zafascyno­wanie Pankracego Hrabią Henrykiem (Cze­sław Stopka), wiązanie losów rewolucji z po­zyskaniem dla jej sprawy Poety tłumiło zazwyczaj konflikty, które - reżyser to sprawił czy czas? - uzewnętrzniły się, ujawniły swo­ją wymowę ideową dobitnie. Pankracy uoso­biąjacy świadomość klasową i ideę rewolucji znajduje się ustawicznie w konflikcie z ma­sami, którym przewodzi. Jest to konflikt zew­nętrzny, podbudowany wewnętrzną walką to­czącą się w świadomości i uczuciowości Pan­kracego. Pankracy nie usiłuje nawet swoją świadomością klasową i swoją świadomością celów rewolucji rozjarzyć tłumów, nie robi nic, by je - mówiąc dzisiejszym językiem - wychować, włączyć w nurt zdarzeń. Jego imię jest tylko hasłem, sloganem, plakatem rewolucji. On jeden wie - a czy wie na pewno? - wszystko. Nie dzieli się tą swoją wiedzą z masami, żądając od nich jedynie posłuchu, subordynacji, poświęcenia. Świado­mość klasowa przydaje mu we własnych oczach wyjątkowości, on wie za miliony, on czuje za miliony. Jest duchowym arystokra­tą, w rzeczywistości gardzącym tymi, których wiedzie do walki. Jest władczy, jest ironicz­ny, nawet sarkastyczny. Leonardowi (Andrzej Prus) po pańsku przebacza kryzys zaufania, Przechrztę (Bogusław Kozak) wysłanego w charakterze emisariusza do Hrabiego Henry­ka traktuje jak pachciarza, z ironiczną po­ciechą, że będzie ewentualnie ofiarą wolności. Pankracy z bydgoskiego przedstawienia nie ma w sobie nic z demonizmu przyszłego dyk­tatora proletariatu, ma natomiast wszystkie cechy egocentryka, nie ufającego nikomu, unikającego kontaktów z masami, niezdolne­go - mówiąc dzisiejszym językiem - do ko­lektywnej działalności rewolucyjnej. I właś­nie ta strona Pankracego w bydgoskim wy­konaniu Mamonta przykuwa uwagę i wy­bija się na plan pierwszy. Hrabia Henryk z całym swoim romantyzmem i pięknoduchostwem neurastenika a potem z heroizmem ostatniego obrońcy starego porządku jest - mimo narzucającej się efektownej osobowości - zaledwie tłem dla tego, co odbieramy jako sprawę Pankracego. Chimeryczność, a nawet pewna histeria, histeria romantyczna, znako­micie osadzona w epoce, Hrabiego Henryka w wykonaniu Czesława Stopki wzbogaca we­wnętrzny konflikt Pankracego. Czymże ten duch niezrównoważenia, ten pół-natchniony, pół-opętany, miotany własną wyobraźnią poeta jest dla Pankracego, jeśli wiąże z nim wszystko, los rewolucji i przyszłość świa­ta?

Pytanie to zadajemy sobie nie wobec tek­stu Krasińskiego. Zadajemy sobie je na wi­downi bydgoskiego teatru. Krasiński przeciw­stawia dwóch romantyków, dwa oblicza tego samego egocentryzmu i tekst "Nie-Boskiej" jest pod tym względem jasny. Ale wybicie spra­wy Pankracego na bydgoskiej scenie przydaje "Nie-Boskiej" nieco nowego sensu konfliktowego. Co Pankracy widzi w Hrabim Henry­ku, co go z nim wiąże tak nierozerwalnie, że po zwycięstwie, na gruzach św. Trójcy ma poczucie absolutnego osamotnienia, które go śmiertelnie poraża? Św. Trójca legła w gru­zach, rewolucja zwyciężyła, wolność jest w zasięgu ręki. I wtedy Pankracy przyznaje się do klęski. Do klęski czego? Czy te masy sza­lejące, w euforii na progu wolności miały być teraz po zniszczeniu wroga porażone bezsiłą? Temu zaprzecza i tekst Krasińskiego (rola Leonarda) i nasze odczucie. Klęska Pan­kracego jest osobistą klęską człowieka spęta­nego wewnętrznie własną niedojrzałością, po­czuciem nieprzygotowania, niekompetencji, niedorastania do roli budowniczego nowego świata. Pankracy swoją ideę wolności i spra­wiedliwości społecznej czerpał z wartości świata przeciwko któremu walczył. Hrabia Henryk był mu niezbędny jako upostaciowa­nie antywaloru, ideału negatywnego. Czyli inaczej: wartości rewolucyjne były dla Pan­kracego jedynie zaprzeczeniem wartości sta­rego świata i niczym więcej. Od pozyskania Hrabiego Henryka Pankracy uzależniał przy­szłość świata, gdyż nie widział, nie umiał sobie wyobrazić jakiejś samoistnej konstruk­tywnej idei wolności. Zdruzgotanie starego porządku to zniszczenie wzorca wartości. Ze śmiercią Hrabiego Henryka Pankracy poniósł klęskę, klęskę osobistą. Galilejczyk zwycię­żył, ale zwyciężył nie ideę rewolucji przecież rozbitego wewnętrznie wyraziciela. Czy tłu­my podniosą tę ideę jak sztandar, czy Leo­nard powiedzie je ku przyszłości? Nie wiemy, spodziewamy się, wątpimy, wierzymy, nie wiemy. Wizją rządzą prawa wizjonerstwa, do­świadczenia historii wiodą wymiernymi szla­kami. W tym miejscu rozstajemy się z Kra­sińskim. Ale w tym miejscu także kończy się tekst "Nie-Boskiej". Krasiński nie pragnął niczego nauczać i niczego dowodzić. Stwo­rzył rzecz możliwie największą: wizję ogólną, wizję-schemat, wizję przeobrażeń możliwych, którą dopełni lub której zaprzeczy histo­ria.

Rozliczne interpretacje "Nie-Boskiej" starały się uporać z owym "Galilejczyku zwycięży­łeś", stępiając lub szlifując ostrze negacji? ironii? zwątpienia? I wszystkie te interpre­tacje są uzasadnione, gdyż takie są prawa wizji: dać najszersze, ponadczasowe ramy ludzkim konfliktom w wielu konkretnych czasach. Dzisiejsi odbieramy "Nie-Boską" ina­czej niż byśmy ją odbierali przed pięćdzie­sięciu, trzydziestu, dwudziestu pięciu, pięt­nastu laty. Doświadczenia historii uwrażli­wiły nas na mechanizm rewolucji. Rewolucja nie jest dla nas apokalipsą, nie jest końcem ale początkiem świata. Klęskę rewolucjonisty odbieramy jako klęskę człowieka a nie idei. Niejeden Pankracy odszedł na naszych oczach w wieczność pamięci lub zapomnienia i to nas nie tylko nie poraża, ale nawet nie przej­muje. Hrabia Henryk w kostiumie romantycznego patosu byłby śmieszny i nieprzekonywający. Histeria dodaje mu blasku życia. Cóż może innego robić niż miotać się w uczu­ciach ktoś, kto wie że musi pozorować praw­dy przebrzmiałe, nieistniejące? Nie znam się na teatrze i nie jestem w prawie oceniać bydgoskiego przedstawienia w kategoriach ściśle artystycznych. Odebrałem je jako ważny i odważny głos w dyskusji o ideowy kształt naszego czasu. I w tym zawiera się nieprzebrzmiałość wizjonerstwa Krasińskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji