W sprawie bydgoskiej Nie-boskiej komedii
Na jubileusz 50-lecia swego istnienia Teatr Polski w Bydgoszczy wystawił jedno z czołowych dzieł polskiego romantyzmu - ,,Nie-Boską Komedię" Zygmunta Krasińskiego. Wybór utworu należącego do naszej klasyki narodowej nie był zapewne przypadkowy. Istnieje swego rodzaju niepisane prawo, tradycja składania przy tego rodzaju uroczystościach hołdu największym geniuszom rodzimej literatury, co zarazem ma służyć zaprezentowaniu na materiale dzieła wybitnego możliwości twórczych i kierunków poszukiwań artystycznych całego zespołu teatru. Zamysł uświetnienia jubileuszu naszej sceny wystawieniem "Nie-Boskiej komedii" był, trzeba przyznać, bardzo ambitny i odważny, ale na pewno niełatwy do zrealizowania.
Wbrew pesymistycznym prognozom, wróżącym teatrowi powolną zagładę pod naporem rozwoju środków masowego przekazu, teatr przecież żyje, i to bardzo "silnym", aktywnym, poszukującym życiem. Warunkiem jednak jego egzystencji, jest istnienie widza. Podstawowym więc zadaniem - walka o widza; o utrzymanie dotychczasowego, o zdobywanie nowego, o wychowywanie wrażliwego, świadomego, współtworzącego (widza). Walka niełatwa, bardzo odpowiedzialna i nieustanna.
Najskuteczniejszą i najbardziej pożądaną bronią w tej walce - przedstawienia o wysokim poziomie, podejmujące problemy współczesnego świata i człowieka w tym świecie, poruszające w całości serca i umysły widzów. A więc teatr o zainteresowaniach i ambicjach wyznaczonych przez dzieła pisarzy najwyższego lotu, ale zarazem teatr na wskroś współczesny, interpretujący te utwory pod kątem zainteresowań i potrzeb współczesnego człowieka, odkrywający w nich prawdy aktualne w naszych czasach i warunkach.
Przy adaptacjach scenicznych dzieł tak znanych, wybitnych, posiadających tak duży ładunek emocjonalny i intelektualny, taką siłę oddziaływania i tyle ukrytych możliwości interpretacyjnych jak "Nie-Boska", przed twórcami przedstawienia stają szczególnie duże obowiązki, zadania i niebezpieczeństwa. Każdy widz (mający za sobą lekturę "Nie-Boskiej") będzie mimo woli, czasem podświadomie czynił porównania, odniesienia. Nie chodzi tu już o tekst czy jego interpretację, ale o skalę doznań - uniesień i wzruszeń duchowych, poszukiwań intelektualnych oraz wymiar poetyckiego uogólnienia.
"Nie-Boska komedia" była wystawiana przez wielu reżyserów (wspomnijmy choćby dwie głośne realizacje Schillera - Warszawa 1926 i Łódź 1938). Różny był jej sceniczny kształt, różne interpretacje. I na tym polega jej wielkość, nieprzemijająca wartość i ciągła aktualność (powstała ona blisko 150 lat temu, w 1833 roku).
Reżyser, adaptator i inscenizator (oraz odtwórca roli arcybiskupa) bydgoskiego przedstawienia - Zygmunt Wojdan zaprezentował swoją koncepcję interpretacji tego dzieła, zajmując się przede wszystkim przedstawieniem i porównaniem postaw i zachowań dwóch głównych bohaterów: hrabiego Henryka i Pankracego, interesuje go: "bardziej rewolucja oglądana przez konfrontację postaw i argumentów: Pankracy - Henryk, niż jako gigantyczna szansa scen tłumnych. Wszystko co łączy lub rozdziela bohaterów!... Rzecz zmienia się w opowieść o przywódcy, który nie dorósł! Nie dlatego, by nie wierzył w głoszone ideały, lub w potrzebę i czas społecznej odnowy. Zwątpił w to, że będzie ją mógł sam do końca przeprowadzić. Nie ma programu "na potem"... Krasiński był w "Nie-Boskiej" wizjonerem i historiozofem - Wojdan jest głównie psychologiem, badającym "tajniki duszy ludzkiej", analizującym człowieka - przywódcę, jego stosunek do przywódcy obozu przeciwnego i jego racji, piętno jakie w człowieku wyciska chęć posiadania władzy, psychiczne rozterki ludzi czynu, ludzi powołanych do dokonywania wielkich zmian, przewrotów. Krasiński - historiozof przewidział nieuchronność rewolucji, i choć widział ją nie w takim kształcie, w jakim się dokonała w kilkadziesiąt lat później (za co trudno go zresztą winić) był w swoim wizjonerstwie genialny, nowatorski i odkrywczy. Realizacja "Nie-Boskiej" w naszym teatrze nie daje widzowi właściwie nic nowego; ani nowej wiedzy o "Nie-Boskiej" ani materiału do zastanowienia się czy zrozumienia współczesnego świata. Problem rewolucji, który jest na naszej kuli nadal przecież aktualny i zajmujący bardzo umysły ludzkie, w przedstawieniu odchodzi na plan dalszy, bo nawet główna oś przedstawienia - ścieranie się racji, motywów, sposobów postępowania przedstawicieli dwu walczących światów: starego i nowego nie posiada takiego wymiaru, aby mogła przekonywać.
W efekcie, przedstawienie nie daje zbyt silnych wzruszeń natury estetycznej i jedynie chwilami udaje się realizatorom (czy może po prostu Krasińskiemu?) nawiązać dialog z publicznością. Przy tym tradycyjna bardzo teatralna gra aktorów jest nieprzekonywająca dla współczesnego widza; zamiast zbliżyć go do bohaterów i ich świata - stwarza dystans. Niby prosta i oszczędna scenografia nie była dla mnie całkiem czysta. Muzyka natomiast, bardzo ratowała, wzmacniała nastrój, który chwilami prawie całkiem się rozpływał.