Nieboska
Nigdy nie traktowałem "Nieboskiej komedii" jako dramatu narodowego. Raczej jako melodramat i dramat uniwersalny. Dramat rodzinny w duchu wczesnego romantyzmu i zapowiedź teatru naturalistycznego końca XIX wieku. Jest coś prawie z Przybyszewskiego w obłędzie Żony, przeklęciu i ślepocie Orcia. Z drugiej strony "Nieboska" to dialog historyczny, dialog polityczny. Coś na kształt współczesnego "Marata-Sade'a" Petera Weissa.
Tymczasem Adam Hanuszkiewicz w swojej inscenizacji w Teatrze Narodowym pokazał zupełnie co innego. Składniki pozostawił te same. Pokazał inny stop. Trzeci moment bowiem "Nieboskiej" to sprawa samego Zygmunta Krasińskiego. Nie mówię tylko o Hrabim Henryku. Bo dopiero kiedy autora zobaczy się także poza tą postacią, ponad tą postacią, poza wszystkimi postaciami, zobaczy się dramat znacznie pełniejszy niż to co zostało napisane. Tak zrobił Hanuszkiewicz.
Hrabia Henryk jest marzycielem. Jak tylu innych bohaterów polskiej literatury romantycznej, literatury kraju, którego mędrcami, wodzami i żołnierzami byli poeci. W sensie dosłownym - jak wiadomo. Gustaw, Kordian, tak samo Hrabia Henryk porzucają dom, by dokonać czynu. Wszystko jedno jakiego. Wielkiego i pożytecznego ludziom. Później Henryk powie, że snuł kiedyś także sny o postępie. Lecz oto mu się jawi Polska. Jego Polska.
W teatrze Hanuszkiewicza narasta ona powoli. Od początku na scenie kawały na wpół zwęglonej blachy, fragmenty pałacu w ruinie. Z resztkami portretów antenatów Hrabiego. Później przychodzi Orzeł. Szlachcic. Żąda patriotycznego czynu. Kontuszy jest coraz więcej, futrzanych czap i karabel. Podczas obrony Kościoła św. Trójcy przed ludem - Henryk nosi kontusz złoty, jak ornat.
Z drugiej strony Pankracy. On również jest poetą. Odziany w strój warszawskiego rzemieślnika, trybun rewolucji. Otoczony sankulotami, jak na sławnym obrazie Delacroix. Rewolucja jest autentyczna i krwawa. Ale te Rewolucja Francuska. W Polsce nie było rewolucji. Henryk i Pankracy to - wyrażając się językiem polonistów - dwie dusze autora. Obrońca przeszłości i abstrakcyjny jeszcze rzecznik nadchodzących czasów.
Ciekawe jest śledzić w przedstawieniu w Teatrze Narodowym, jak owe połówki się ze sobą zmagają, ich prawdy i ograniczenia. I na końcu nie zatajony bynajmniej przez Hanuszkiewicza kiks: ostatni okrzyk Pankracego "Galilaee vicisti!". Jego śmierć następuje - paradoksalnie - kiedy jest po wszystkim i rewolucja zwyciężyła. Ale co Krasiński miał robić z tym zwycięstwem w Polsce pierwszej połowy XIX wieku? Kordian też nie mógł zabić cara, bo car wciąż żył.
Hanuszkiewiczowi poświęcam zawsze wiele uwagi, bo jest on jedynym w Polsce reżyserem, który w tym stopniu wykorzystuje w teatrze inspiracje nowych technik przekazu: filmu, telewizji, radia. Cała jego "Nieboska" jest zbudowana na przenikaniach miejsc niekiedy odległych. I na przenikaniach czasu. Pałac Hrabiego Henryka przepływa w obraz cmentarza, kościoła, pola bitwy. A Żona umiera w pozycji siedzącej, bo już za chwilę będzie pomnikiem.
Pudełko sceny u Hanuszkiewicza zostało spłaszczone jak ekran. Przez podniesienie podłogi od rampy w głąb. Hanuszkiewicz wciąż operuje ruchem aktorów ku rampie i ku kulisom. Tłum w epizodzie rewolucji dopada do skraju rampy. Wygląda to jak gwałtowne zbliżenie w kinie. A podłoga często się obraca. Co daje wrażenie ruchu na boki. Wreszcie, uwieszone gdzieś pod sufitem, wciąż zsuwają się i podnoszą dekoracje. Aż lecą na scenę płachty i kamienie, niby meteory, kiedy wali się Kościół św. Trójcy.
Nie będę mnożył przykładów tych rozwiązań wizualnych. Dzięki nim teatr Hanuszkiewicza przestaje być teatrem dominacji słowa. Ale jest i radio w tym teatrze. Hanuszkiewicz, jak planami plastycznymi, tak samo operuje planami dźwiękowymi, niby w słuchowisku. Przybliża i oddala kwestie aktorów. Rozszerza i wzmacnia ich głosy przy pomocy megafonów.
Krytycy teatralni nie zawsze, zdaje się, byli zadowoleni z tego odteatralizowania sceny. Bo nie jest, to jeszcze jeden teatr nowy. Tylko teatr doby środków masowego przekazu.
Na scenie Hanuszkiewicza zachodzą w samym utworze poważne zmiany, gdyż sprzyja im owe naruszenie formalnego porządku. Wprowadzenie dodatkowego języka artystycznego z zewnątrz. Zmieniająca się technika zmienia treść. Mieszają się gatunki w tym tyglu i wyłania się gatunek nowy. Nie wiem czy w teatrze "teatralnym", mimo woli zawsze wierniejszym tradycji, zarysowałaby się tak mocno w "Nieboskiej" wspomniana już sprawa jej autora. Sytuacja polskiego poety tamtego czasu, uwikłanego w określoną sytuację społeczną i narodową. Czy w tradycyjnym teatrze udałoby się w tym stopniu wyjść poza dzieło?