Artykuły

Jubileusz i zaskakująca "Nie-Boska" w Białymstoku

Pod koniec sezonu 1974/75 Teatr im. Węgierki w Białymstoku obchodził swoje, nieco spóźnione, trzydziestolecie. Nieco spóźnione, bowiem - dokładnie rzecz biorąc - trzydzieści lat od jego otwarcia minęło w październiku 1974 roku. Scena białostocka jubileuszowym przedstawieniem "Nie-Boskiej komedii" Krasińskiego zamknęła zatem trzydziesty pierwszy sezon swej działalności. Dobry był to sezon. Świadczy o tym nie tylko premiera "Nie-Boskiej", ale i inne przedstawienia, jakie Teatr im. Węgierki pokazał w ciągu czterech dni jubileuszowych uroczystości. Udało mi się jeszcze zobaczyć "Policję" Mrożka, "Okapi" Grochowiaka i "Styczeń" Radiczkowa, i muszę z radością stwierdzić, że żadna z tych prezentacji nie przyniosła teatrowi wstydu. Byłem osobiście usatysfakcjonowany, bo łączy mnie ze sceną białostocką długoletnia zażyłość.

Mój Boże, jak jubileusz, to jubileusz - niech i mnie będzie dozwolona chwilka wspomnień (przyrzekam, że tylko chwilka). Więc pamiętam, jak po raz pierwszy odwiedziłem Teatr im. Węgierki, a było to lat temu dziewiętnaście. Dyrektorowała mu wtedy Irena Górska, której scena białostocka zawdzięcza bardzo wiele. Obecny dyrektor, Bronisław Orlicz, był wówczas w Białymstoku aktorem i zaczynał reżyserować. Poznałem też uroczego siwego pana - Witolda Różyckiego, który w dniu obecnego jubileuszu obchodził również własny jubileusz: trzydziestolecia (a raczej trzydziestojednolecia) swojej pracy w teatrze białostockim na stanowisku zastępcy dyrektora. Administrował nim (a może nie tylko administrował) od samego początku i dobrze sobie zapracował na te słowa wdzięczności i uznania, jakie padły pod jego adresem na jubileuszowej uroczystości.

I poznałem również wtedy, przed dziewiętnastu laty, Lecha Piotrowskiego, kierownika literackiego, który pełni tę funkcję w Teatrze im. Węgierki do dziś - w sumie już lat ponad dwadzieścia. Dodam, że od tamtego czasu każde z nim spotkanie i rozmowa jest dla mnie prawdziwą przyjemnością... Pamiętam wreszcie, że napisałem wtedy i wydrukowałem w "Teatrze" artykuł zatytułowany "Wiosna w Białymstoku". Potem było wiele, wiele moich podróży do tego miasta oraz równie wiele publikacji na temat jego teatru.

Teraz również była wiosna, późna już i bardzo bujna. Teatr białostocki, położony w pięknym parku (dawniej mówiło się: na plantach), tonął w zieleni i kwiatach, był jubileusz i była na scenie "Nie-Boska komedia". Przedstawienie, o którym nawet nie za bardzo życzliwa swemu teatrowi "Gazeta Białostocka" (często drukowaliśmy recenzje polemiczne w stosunku do jej ocen) napisała na pierwszej kolumnie, że od lat nie widziano takiego w Białymstoku...

"Nie-Boska komedia" w inscenizacji Mirosława Wawrzyniaka jest istotnie przedstawieniem zaskakującym, nawet dla ludzi mających o ostatnich latach teatru białostockiego opinię pozytywną. Zaskakującym w najlepszym, najszlachetniejszym sensie tego słowa. Bo nie w sensie zaskoczenia ekstrawaganckim eksperymentem, niecodziennością formy (niektórzy lubią mówić: "udziwnianiem", ale nie sądzę, by był to termin, którego używanie przystoi krytykowi...), czy efekciarskim przemienianiem treści. To przedstawienie zaskakuje po prostu swoim poziomem artystycznym, dojrzałością myślową, klarownością poprowadzenia myśli, stopniem wczytania się w dzieło Krasińskiego, wreszcie sprawnością wykonania.

Powiedziałem bardzo dużo. Ale naprawdę spektakl premierowy był taki, że czuło się to "coś", co najbardziej nieuchwytne, ale najważniejsze w teatrze: owo powstanie i narastanie napięcia między sceną i widownią, napięcia emocjonalnego i myślowego, które przepływa jak niewidzialny prąd, daje pełny kontakt, zespolenie - i wyładowuje się w spontanicznych końcowych oklaskach. Takie było to jubileuszowe przedstawienie - może zresztą jedyne, może drugiego takiego już nie będzie, bo i tak się w teatrze zdarza.

Zacząłem mówić o rzeczach niesprawdzalnych, nieuchwytnych. Należą one przecież do magii teatru i nie trzeba o tym zapominać. Ale są i te sprawdzalne, które można uchwycić, zanalizować, opisać, ocenić. Już racjonalnie, chłodno, przy pomocy "szkiełka i oka". Tu trzeba mówić o "koncepcji",

"odczytaniu dzieła", o myśli inscenizatora, słowem, o czym jest to przedstawienie. A także o szczegółowych już rozwiązaniach scenicznych.

Jest więc przedstawienie Wawrzyniaka przede wszystkim dramatem Hrabiego Henryka. Dramatem człowieka uwikłanego w poezję i w swój klasowy rodowód. Obydwa uwikłania są równie ważne i w pewnym punkcie się łączą. Muszę powiedzieć, że spektakl białostocki odkrył mi to tak wyraźnie po raz pierwszy. Reżyser wczytał się w tekst bardzo głęboko. I był jak najdalszy od czarno-białych, klasowych schematów. Henryk jest przede wszystkim poetą - tak traktuje go przecież Pankracy, proponując mu porozumienie i ocalenie. Ale duch poezji jest jego złym duchem. Najpierw powoduje tragedię rodzinną, obłęd i śmierć Żony, chorobliwe zaburzenia u Orcia, również kończące się śmiercią. Potem każe mu szukać chwały i wielkości w walce w obronie klasy, w której wartość i przyszłość społeczną sam już nie wierzy. To jest owo uwikłanie w poezję, którą przeklina w ostatnich swoich słowach w dramacie ("Poezjo, bądź mi przeklęta, jako i ja sam będą na wieki!").

Ale jest w dramacie moment, w którym Henryka porywa rewolucja. Porywa go właśnie jako poetę. Znowu muszę przyznać, że przedstawienie Wawrzyniaka po raz pierwszy tak mocno zwróciło na tę chwilę moją uwagę. Chodzi o moment, kiedy Henryk, krążący w przebraniu po obozie rewolucjonistów, powiada: "Ogarniam wzrokiem, raz ostatni podchwytuję myślą ten chaos dobywający się z toni czasu, z łona ciemności, na zgubę moją i wszystkich braci moich - gnane szałem, porwane rozpaczą myśli moje w całej sile swej kołują. - Boże, daj mi potęgę, której nie odmawiałeś mi niegdyś - a w jedno słowo zamknę świat ten nowy, ogromny - on siebie sam nie pojmuje. Lecz to słowo moje będzie poezją całej przyszłości."

Ba, więc nadzieje Pankracego mogłyby się spełnić!? Henryk mógłby zostać poetą rewolucji!? Tak, gdyby nie to drugie uwikłanie bohatera, natury już obiektywnej, beznadziejne, nieprzezwyciężalne uwikłanie płynące z jego klasowego rodowodu. Genialnie to hrabia Krasiński skonstruował. I znakomicie - moim zdaniem - pomyślał to sobie Wawrzyniak, aby z tego uwikłania Henryka we własny rodowód uczynić drugie - obok fałszywego ducha poezji - źródło jego życiowego dramatu. A czyni to reżyser wyraźnie i jasno. W wielkiej scenie spotkania Hrabiego z Pankracym Henryk w pewnej chwili zbliża się do swego protagonisty, słucha go z uwagą i bólem, opiera głowę na jego ramieniu, jakby chciał mu ulec, jakby już uwierzył w jego racje i argumenty. A potem odrywa się od niego i oddala, bo przychodzi refleksja, że przecież nie może, że musi być wierny czemu innemu i komu innemu... Walczyć też potem będzie na czele Okopów Świętej Trójcy z desperacją, ale bez wiary i przekonania. Już tylko w imię chwały, którą obiecał mu zły duch poezji. I znowu stykają się ze sobą obydwa tragiczne uwikłania bohatera.

Tak rysuje się główny wątek przedstawienia. Ale jest jeszcze coś bardzo oryginalnego w finale. Reżyser poza tragedią Hrabiego Henryka postanowił jeszcze pokazać zagrożenie dla samej rewolucji. Ale nie ze strony Przechrztów, jak to jest ukazane u Krasińskiego w jednej jedynej scenie (opuszczonej zresztą w przedstawieniu) nie mającej dalszych konsekwencji w dramacie. Ani ze strony ortodoksyjnego i dogmatycznego Leonarda, jak to nieraz w naszych teatrach robiono. Oto po śmierci Pankracego, umierającego ze słowami "Galilaee vicisti!", u góry sceny, nad tłumem zwycięskich rewolucjonistów, ukazuje się generał Bianchetti... Sens tej niemej finałowej sceny jest jasny. To on, Bianchetti, zagraża rewolucji, może się stać przyczyną jej przyszłego dramatu, jak teraz przyczynił się do jej zwycięstwa. Jest w tym oczywiście nawiązanie do słów Henryka, kiedy zobaczył Bianchettiego w obozie rewolucjonistów: "Radzę wam, go zabijcie, bo tak się poczyna każda arystokracja!"

Starałem się opisać przede wszystkim treści przedstawienia, bo one są tu najważniejsze i znakomicie, z wielką jasnością docierają do widowni. Ale dzieje się to przecież dzięki zdumiewającej sprawności wykonania, dyscyplinie i maksymalnemu wysiłkowi aktorów, a nawet statystów - białostockich studentów. Reżyser dokonał z całym zespołem wielkiej pracy. Wiele też dał na pewno spektaklowi Leszek Czarnota (artysta Wrocławskiego Teatru Pantomimy) określony w programie jako autor kompozycji ruchu scenicznego. Tak sprawnego i dynamicznego ruchu w wielkich scenach zbiorowych nie ogląda się często nawet w czołowych naszych teatrach.

Sama forma przedstawienia jest stosunkowo prosta i, jeśli to możliwe, racjonalna. Reżyser nie rozbudowuje inscenizacji pod kątem romantycznego sztafażu. Wiele funkcji duchów i głosów powierza na przykład Dziewicy. Ona też mówi na scenie tekst Orcia, którego postać wciela autentyczne dziecko, oraz fragmenty prologów do poszczególnych części (inne fragmenty mówi sam Hrabia Henryk). Scenografia Ryszarda Kuzyszyna operuje stałą zabudową sceny i ruchomymi elementami, którymi okazują się rozrzucone pośrodku sarkofagi. Bardzo dobrze służyła przedstawieniu muzyka Piotra Mossa.

Rolą Hrabiego Henryka powrócił na scenę białostocką Krzysztof Ziembiński, który za dyrekcji Jerzego Zegalskiego "prowadził" tu cały wielki repertuar (był Kordianem, Konradem w "Dziadach", Sułkowskim). Zagrał ją ładnie, przekonywająco trzymał się opisanej tu myśli reżysera, ale nie był chyba tak porywający jak kiedyś w roli Konrada. Znakomitym Pankracym był Stanisław Jaszkowski obchodzący w "Nie-Boskiej" czterdziestolecie pracy aktorskiej. Teatr białostocki zawdzięcza mu wiele świetnych ról w ciągu niemałej już ilości lat, jakie na jego scenie spędził. Z innych wykonawców wyróżniła się szczególnie Barbara Komorowska jako żona i Jerzy Lipnicki jako Leonard. Ale szczerze pogratulować pasji, temperatury i sprawności trzeba całemu zespołowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji