Artykuły

Tragedia zwana komedią

To już półtora wieku mija od pierwszego wydania "Nie-boskiej komedii" i osiemdziesiąt dwa lata od czasu jej krakowskiej premiery. Dramat Krasińskiego doczekał się wielu realizacji teatralnych, zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Szczególnie w ostatnich latach "Nie-boska" często gości na deskach teatrów polskich, co znajduje również odzwierciedlenie w opolskich Konfrontacjach: stali widzowie pamiętają zapewne niedawne inscenizacje dramatu dokonane przez Jerzego Grzegorzewskiego i Bohdana Cybulskiego.

W tym roku "Nie-boską Komedię" pokazał - wczoraj właśnie - szczeciński Teatr Współczesny. Przedstawienie reżyserował Ryszard Major, scenografię zaprojektował Jan Banucha, autorem muzyki jest Andrzej Głowiński.

W całokształcie "zjawiska" najbardziej podobał mi się tekst Tadeusza Nyczka pomieszczony w teatralnym programie. Choć o "Nie-boskiej" zapisano już tony papieru, Nyczek dał zwartą syntezę współczesnego myślenia o tym dramacie, który "zrównuje w beznadziei. To znaczy nie proponuje wygranych i przegranych (z wyjątkiem Boga rzecz jasna, ale to jest jakby poza dyskusją). Wszyscy przegrali, albowiem grzech i ślepa siła sprzysięgły się przeciw ich nosicielom. Umrzeć musiała arystokracja, bo wszystko, co ulega wynaturzeniu, prędzej czy później odrzuci sama natura. To zaś, co przychodzi, opętane jest zgubną żądzą prymitywnego odwetu".

A jak na scenie? Na pewno nie tak, jakby chciał autor cytowanych słów. Reżyser dokonał pewnych skrótów w tekście, ale mimo to akcja toczy się niemiłosiernie nudnawo. Jest co prawda kilka sprawnie i żywo skomponowanych scen, ale całość rozgrywa się tak, jakby w bohaterach życie umarło dużo wcześniej przed finałowym "Galilejczyku zwyciężyłeś". Przeto przesłanie dramatu, tak jasno wyłożone przez Nyczka, rozmywa się w gąszczu nierównomiernych pomysłów inscenizacyjnych. Trudno na przykład zrozumieć, dlaczego niektóre obrazy musiały się rozegrać na fortepianie - martwo ustawionym w bocznej płaszczyźnie proscenium. Czy tylko po to, aby ograć inwentarz martwy? Nie mogła zadowolić gra odtwórców pierwszoplanowych postaci: Mieczysław Franaszek w roli hrabiego zbyt często unosił się, kiedy psychologia i autentyczność sytuacji nakazywały raczej spokój i odwrotnie - stawał się senny w scenach wymagających energicznego rozegrania; Zbigniew Mamont przywdział zaś kostium Pankracego, który w sposób niewyraźny deklamuje tekst, nie wiele więcej robiąc.

Z konieczności musiałem obejrzeć spektakl popołudniowy, fama zaś głosiła, że pełnię miało osiągnąć przedstawienie wieczorne. Chciałoby się famie wierzyć, bo dramat Krasińskiego wart jest tej wiary.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji