Artykuły

Niech czoła nie będą niskie

Wojtek potrafi podchwycić i wykorzystać w swojej twórczości slang różnych środowisk. Talentem mogli się z nim równać chyba tylko Agnieszka Osiecka i Jonasz Kofta - o WOJCIECHU MŁYNARSKIM pisze w Rzeczpospolitej Bartosz Marzec.

Okudżawa radził mu: "Stań z głową przechyloną w bok, popatrz w sufit, będziesz wyglądał na myślącego faceta".

- Od lat wołam o rozsądek. Przekonuję, że czytać książki można zawsze i wszędzie, i że inteligentna wymiana myśli ma wartość nieocenioną - mówił "Rzeczpospolitej".

- Jego twórczość jest świadectwem obyczajowości ostatnich kilkudziesięciu lat, ale też zapisem buntu inteligenta przeciw powszechnej szarzyźnie, głupocie i ogólnej niemożności - mówi Zbigniew Jerzyna, poeta, kolega Młynarskiego z pruszkowskiego gimnazjum i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. - Zawsze zdumiewał mnie jego nadzwyczajny słuch językowy. Wojtek potrafi podchwycić i wykorzystać w swojej twórczości slang różnych środowisk. Talentem mogli się z nim równać chyba tylko Agnieszka Osiecka i Jonasz Kofta.

Miłość nad talerzem kartoflanki

Czy Młynarski to bardziej poeta, czy tekściarz?

- Zdecydowanie tekściarz. I satyryk - uważa Magda Umer. - Poetą bywa rzadko, ale gdy już tak się zdarza, jest absolutnie doskonały. Poetycki nurt jego twórczości jest mniej znany, bo to są piosenki nie najweselsze i mało przebojowe. A jednocześnie moje ukochane. Karierę zaczynał na początku lat 60.

- Na uniwersytecie mój kolega wystawiał słuchowisko Dürrenmatta "Proces o cień osła" i zaproponował mi rolę. Nie śpiewaną, lecz mówioną - wspomina Młynarski. - W tym czasie nie afiszowałem się z tym, że coś piszę. Wstydziłem się. Układałem jakieś wierszyki i natychmiast chowałem do szuflady.

Do premiery jednak nie doszło - aktorzy przenieśli się ze spektaklem do klubu Hybrydy.

- Wtedy działał już tam kabaret z Jankiem Pietrzakiem. Bardzo mi się nie podobał, bo w tekstach roiło się od metafor: Orfeusze, Eurydyki, fruwały anioły. Naigrawałem się z tego, bo mam szyderczy temperament. To się ma do rzeczywistości jak pięść do nosa! - drwiłem. Wtedy Pietrzak powiedział rzecz rozsądną: jak jesteś taki mądry, to napisz lepiej! Co miałem zrobić? Siadłem i napisałem.

Pierwszy program nosił tytuł "Radosna gęba stabilizacji" (to z niego pochodziła poświęcona Tyrmandowi piosenka "Leopoldzie"), drugi - "Ludzie to kupią".

- Wojtek słynie z błyskawicznych i celnych ripost - mówi Jerzyna. - Pamiętam, że kiedyś w Hybrydach gawędziłem z nim przy winku. Dosiadł się Szpot, czyli Janusz Szpotański. "Czy wiecie, panowie, co to alkoholizm?" - zagaił. - "To picie w złym towarzystwie!". "A, to jesteśmy kryci" - odparł Wojtek.

- Kiedy skończyłem studia, postanowiłem zostać zawodowym autorem piosenek - wspomina Młynarski. - Zachęcał mnie do tego Roman Orłow, mój kuzyn, profesjonalny kompozytor. Początki były trudne i minęło parę lat, zanim uwierzono mi, że dwoje ludzi może zakochać się w sobie nad talerzem kartoflanki. Profesor Bardini powiedział kiedyś: niebezpieczni są ludzie, którzy w dowodzie osobistym w rubryce "zawód" powinni mieć wpisane "młodzież". Wziąłem się więc do roboty.

Wzór na poezję

W 1964 roku na festiwalu w Opolu Młynarski otrzymał wraz z Orłowem nagrody za piosenki "Spalona ziemia" i "Z kim tak ci będzie źle jak ze mną". Po tym występie Edward Dziewoński wciągnął go do legendarnego Dudka. Za swojego mistrza Młynarski uważa Jeremiego Przyborę, miał szczęście pobierać nauki u Jerzego Wasowskiego.

- To on zwrócił mi uwagę, że pisząc piosenkę, powinienem wiedzieć, kto ją zaśpiewa - mówi. - Wtedy zacząłem pracować z konkretnymi wykonawcami. Nauczyłem się wspólnie z artystami dociekać, jakie mają potrzeby.

- Z Wojtkiem jestem związany od lat: towarzysko i artystycznie. Kilka razy zdarzyło mi się podsunąć mu pomysł, który później rozwinął i wykorzystał w piosence - mówi Wiesław Gołas. - Pamiętam, że kiedyś wziął ode mnie przepis na ulubioną zupę, a po kilku dniach przyniósł gotowy tekst "Żurku".

Jego piosenki wykonywali m.in. Kalina Jędrusik ("Z kim tak ci będzie źle jak ze mną"), Anna German ("Czy jeszcze zdążę"), Jarema Stępowski ("Statek do Młocin") i Skaldowie ("Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał"). Mimo to Młynarski zdecydował, że sam także będzie śpiewał swoje teksty.

- Czułem, że jeśli tego nie zrobię, nie zostaną zrozumiane - wyjaśnia.

Kazimierz Rudzki, obserwujący początki jego kariery scenicznej, radził: "Ty nie bądź taki mądry! Zakładaj, że na widowni jest co najmniej jeden człowiek mądrzejszy od ciebie". Stanisław Dygat przypominał zaś ku przestrodze anegdotę o kapralu, za którym przepadali wszyscy żołnierze. Każdego dnia podrzucali go na rękach. Aż kiedyś podrzucili i się rozeszli.

Podczas jubileuszowego koncertu "Czterdziecha" Młynarski opowiedział o lekcji skromności, jakiej udzielił mu Bułat Okudżawa: - "Czemu ty się, Wojtek, tak wdzięczysz do publiczności? - spytał. - Czemu kłaniasz się po każdej piosence? Stań z głową przechyloną w bok, popatrz w sufit, będziesz wyglądał na myślącego faceta".

Po latach oddał Okudżawie hołd songiem "Majster Bułat": "Noc, gitara, paczka papierosów/ na karteczce drobnych liter sznur/ czuły zaśpiew ściszonego głosu/ ot i cały na poezję wzór". Młynarskiemu zawdzięczamy wiele tłumaczeń pieśni tego barda. Spolszczył również Wysockiego, Brela i Brassensa. Pierwsze wielkie przeboje - "Jesteśmy na wczasach" czy "Niedziela na Głównym" - miały charakter obyczajowy. Jednak po marcu 1968 roku autor "Bynajmniej" poświęcił się tematyce społeczno-politycznej. Wtedy to właśnie przeszedł na język ezopowy. Rozpoczęły się gry z cenzorami.

- Niektórzy skłonni byli iść na kompromis - mówi Młynarski. -W piosence "Co by tu jeszcze..." znalazło się zdanie: "Na niskich czołach maluje im się wysiłek". Cenzor na to: "Panie Wojtku, niech te czoła nie będą niskie...". "A jasne mogą być?" - pytałem. "Jasne mogą być" -odpowiadał cenzor i tekst zrobił się jeszcze bardziej złośliwy.

Publiczność bezbłędnie wyłapywała aluzje zawarte w "Balladzie o Dzikim Zachodzie" (opowieść o mieście na krańcach prerii, w którym na jednego mieszkańca przypadał jeden szeryf) czy w "Przyjdzie walec i wyrówna", gdzie znalazła się słynna fraza: "nic, że droga wyboista, ważne że kierunek słuszny".

- W 1989 roku wielu moich kolegów po piórze twierdziło, że skoro okrzyknięto wolność słowa, to trzeba pisać czarno na białym, co jest źle. I po nazwiskach. Ja z aluzji nie zrezygnowałem. Tylko dzięki inteligentnemu, skrótowemu i przewrotnemu myśleniu można nawiązać z odbiorcą nić porozumienia. Bez niego trudno cokolwiek przekazać.

Jeszcze jeden dobry skok

Formę przypowieści stosuje także dzisiaj, komentując rzeczywistość m.in. w wierszowanych felietonach, drukowanych na łamach "Rzeczpospolitej". Adresatem jego twórczości od początku była inteligencja. To jej poświęcił piosenkę "Róbmy swoje", która stała się hymnem pokolenia. To o niej pisał po latach w "Ile ja dopłacam" czy "Ludziach marginesu". Do inteligencji zwracał się w tekście "Nie wycofuj się": "Byłaś ze mną cały PRL/potrafiłaś bić się i wykłócać/ dziś ci muszę śpiewać jak Jacques Brel/nie opuszczaj mnie i nie porzucaj". Wojciech Młynarski mawia, że satyryk wart jest tyle, ile jego najnowsza twórczość. Dodaje, że lubi powiedzenie Adama Małysza: chcę po prostu oddać jeden dobry skok.

- Ze mną jest podobnie. Zawsze chcę napisać kolejną dobrą piosenkę - mówi.

Nazywany Mistrzem, odpowiada: "Proszę tak do mnie nie mówić. Ja się jeszcze rozwinę".

Na zdjęciu: Wojciech Młynarski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji