W szachy ze śmiercią
Musi zdumiewać siła i żywotność kultury narodu, który nawet najcięższe swoje porażki potrafi zdyskontować twórczo.
Do takiego wniosku skłania sztuka Władimira Gubariewa pt. "Sarkofag" osnuta na tle katastrofy w Czernobylu. Budzi szacunek ta umiejętność dialogowania z Historią i to właśnie zadecydowało o światowym sukcesie sztuki. Tekst, a za nim przedstawienie w radomskim teatrze wyraziście rysuje dwie płaszczyzny: polityczną i filozoficzną.
W pierwszej warstwie utwór jest konsekwentny aż do okrucieństwa rozliczeniem z małością, nędzą i załganiem epoki breżniewowskiej. W drugiej podejmuje odwieczne ludzkie problemy egzystencjalne. Pyta o sens życia w ogóle.
Gubariew wyruszył do Czernobyla z zamiarem napisania reportażu; przywiózł wstrząsającą pełnospektaklową tragedię teatralną. Historia ta dowodzi, że życie nasze nabrało niezwykłego przyspieszenia i codzienne kroki wiodą nas w stronę Szekspira, niezależnie od tego czy tak sobie życzymy, czy też nie. Na styku konkretnej, prozaicznej rzeczywistości i problemów globalnych z niej samorzutnie wynikających rodzi się szekspirowski wymiar sztuki. Nieznośny ciężar decyzji, który przygniata tylko jednostki u angielskiego dramaturga, tu staje się udziałem maluczkich, po prostu wszystkich. Zwykli ludzie z krwi i kości stają oko w oko z problemami ostatecznymi, dźwigają ciężar decyzji o życiu i śmierci.
Z nielicznymi wyjątkami nie wytrzymują tego ciężaru. Załamują się lub w ogóle nie próbują się nawet z nim zmierzyć. Uciekają przed nim, oszukując siebie i innych.
Gubariew ukazuje ich anachroniczność. To troglodyci zabłąkani przypadkiem w wieku XX. Dyrektor (Jan Pyjor) elektrowni atomowej, który odpowiada za jej pracę i winien jest najpierw zaniedbania podstawowych wymogów bezpieczeństwa a później niedopełnienia bezwzględnego obowiązku alarmowania zagrożonych śmiertelnym niebezpieczeństwem mieszkańców miasteczka - zrzuca całą odpowiedzialność na bliżej nie określoną zwierzchność.
To samo czyni obciążony zaniedbaniami Generał (Władysław Staniszewski). Postaciom Gubariewa brakuje tej świadomości, która była udziałem już bohaterów sztuk Sofoklesa potykają się o jej próg. Dlatego Prokurator uparcie tropiący winnych wydaje się zjawą jakby z innego zupełnie systemu odniesień i wartości. Grany przez Andrzeja Redosza sprawia często wrażenie nienaturalne.
Pewna nieporadność młodego aktora, paradoksalnie, wychodzi na dobre spektaklowi. Ta postać jest bowiem rzeczywiście sztuczna, jakby zaprogramowana na jutro dopiero. Tacy ludzie, niczym Fortynbras, być może wkroczą w światek małych, miałkich ludzików, na pół kreatur czernobylskich, w najbliższym czasie. Troglodyci moralni przegrali swoją partię z kretesem.
Wielkie brawa dla scenografa widowiska, Karola Jabłońskiego, który pomyślał je jako partię szachów, nieświadomie i nieudolnie rozgrywanych ze Śmiercią. Czy znajdą się ludzie, którzy potrafią grę prowadzić mądrzej? Sztuka Gubariewa nie daje jednoznacznych odpowiedzi. Jest apelem do rozumu i sumienia nas wszystkich, bo z rzeczy małych, tak złych jak i dobrych, rodzą się rzeczy wielkie i o-stateczne.