Artykuły

Sen Szekspira wciąż trwa

"Sen nocy letniej" w reż. Roberta Czechowskiego w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Paulina Nodzyńska w Gazecie Wyborczej - Zielona Góra.

Na zielonogórską scenę wróciła wielka klasyka. "Sen nocy letniej" Szekspira robi duże wrażenie. Spektakl to niebanalny, niegrzeczny, świetnie zagrany. Polecamy.

Po Molierze, Senece Młodszym i Tołstoju, Teatr Lubuski podejmuje kolejne wyzwanie z szuflady "klasyka". Na kolejną propozycję wybrał Szekspirowski "Sen nocy letniej", czyli studnię inspiracji, niewyczerpanych możliwości i zabaw formą. Jak wyszło? Naprawdę interesująco, choć to bardziej widowisko muzyczno-plastyczne niż sztuka grana "po bożemu", ze starym szekspirowskim humorem i liryką.

W "Śnie nocy letniej" przenikają się światy, rzeczywisty z wyobrażonym, mitologicznym. Nie do końca jasne jest, co dzieje się naprawdę, a co jest jedynie marą, przewidzeniem, snem. Podobnie na scenie przeplatają się konwencje: klasyczna ze współczesną. Aktorzy raz grają w kostiumach z epoki, to znów przywdziewają nowoczesne stroje. Elfy i duchy to dziwne, nieziemskie stworzenia, niby-roboty, niby-manekiny. Poruszają się plastycznie, jak opętani, maniakalnie powtarzają kwestie i tworzą przeszywające echo. Robi wrażenie, wciąga, hipnotyzuje.

Historia, jaką opowiada "Sen nocy letniej", jest dość pogmatwana. Jak u Szekspira, piętrzą się emocje: miłość, nienawiść, rozpacz, wściekłość. Lizander kocha Hermię, a Hermia Lizandra. To akurat proste. Ale do Hermii wzdycha też Demetriusz, za którym ugania się z kolei nieszczęśliwa Helena. Jak rozwiązać patową sytuację? Chyba tylko czarami... A duchy, w tym nieprzewidywalny Puk, potrafią zamieszać jak w kotle.

Aktorzy poradzili sobie nieźle. Doskonała Karolina Honchera jako Helena, miotająca się w konwulsjach rozpaczy dziewczyny stale odrzucanej i niekochanej. Niezły Piotr Lizak, który stanął naprzeciw niełatwemu zadaniu aktorskiemu. Gra pijaka na wiecznym haju, kapitalnie wyczuwając groteskowy humor Szekspira. Genialna jest scena, gdy Lizak wpada w kibolską manierę.

Trafionym zabiegiem reżysera było zaangażowanie w spektakl osadzonych w zielonogórskim areszcie. Przemek śpiewa przejmująco, lepiej niż niejeden profesjonalista.

Momentami spektakl niepotrzebnie się przeciąga. Dłuży się pierwsza scena rzemieślników, nieco improwizowana, mało treściwa. Rekompensuje ją natomiast taniec elfów i duchów. Znakomita choreografia, świetnie zgrana z mroczną, elektroniczną muzyką.

Całość jest osadzona w dość prostej, ograniczonej, acz pomysłowej scenografii. W pierwszej części spektaklu, oprócz aktorów, na scenie nie ma właściwie nic. To dobry zabieg, widz koncentruje się na człowieku, treści, przekazie. Druga połowa sztuki jest już grana na tle asymetrycznych rzędów puszek, które leniwie opadają i wznoszą się do góry. Ważną rolę odgrywa tu światło. Reżyserowi światła Piotrowi Pawlikowi (związany ze scenami krakowskimi i warszawskimi, pracował m.in. z Warlikowskim i Kleczewską), któremu za pomocą lamp, kolorów i dymów udaje się stworzyć na scenie magiczny, tajemniczy klimat.

Zielonogórska wersja "Snu nocy letniej" po raz kolejny pieczętuje tezę, że nasz teatr podąża w słuszną stronę. Idzie z duchem czasu, gra na emocjach, nie boi się wyzwań, prowokuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji