Linda na wokalu
- Zawsze marzyłem, żeby być piosenkarzem, i to najsławniejszym. Popularność, do której dążyłem, pracując ciężko jako aktor, zdobyłbym od razu. Wszystkie kobiety byłyby moje - mówi BOGUSŁAW LINDA, który debiutuje właśnie jako wokalista na płycie Świetlików "Las putas melancolicas".
Bogusław Linda, Marcin Świetlicki i Grzegorz Dyduch o wspólnej płycie "Las putas melancolicas":
Czy cenią panowie Bogusława Lindę jako aktora, a jeśli tak, to za jakie filmy i dlaczego?
Marcin Świetlicki: Zakochałem się w tym aktorze miłością heteroseksualną po obejrzeniu go w roli listonosza w "Kobiecie samotnej" Agnieszki Holland oraz po "Gorączce", w której pokazał się jako młody anarchista. Pod koniec lat 90. Bogusław Linda miał zagrać mojego serdecznego kolegę w "Małżowinie", ale nie stawił się na planie. Pewnie wybrał rolki w Chorwacji albo skoki spadochronowe w RPA. Jego rolę wykonał Maciej Maleńczuk, do którego się wtedy zbliżyłem. Zyskałem też powód, by wypomnieć Bogusławowi, że ja już grałem w filmie, a on jeszcze nie nagrał płyty.
Co zdecydowało o nagraniu?
Bogusław Linda: W życiu jest często tak, że nie do końca wybieramy sami. Zmienne koleje losu skierowały mnie w stronę Świetlików. Ale nigdy nie ukrywałem szacunku dla poezji Marcina Świetlickiego. Czułem się zaszczycony, że poeta przeprowadził kiedyś ze mną - aktorem - wywiad.
Za co ceni pan poezję Świetlickiego najbardziej?
B.L.: Z wierszami jest jak z kobietami. Albo mi się podobają, albo nie.
Czy to dobra poezja była?
B.L.: Musiała być dobra.
Panie Marcinie, jak ocenia pan interpretacje Bogusława Lindy?
M.Ś.: Zawsze czepiano się, że piszę ciągle o sobie, krążę wokół problematyki papierosa i kieliszka wódki. I oto pojawił się nowy wokalista, który moje wiersze zobiektywizował i zuniwersalizował. Dobry aktor matę umiejętność, że nie jest tylko sobą, potrafi wystąpić w rolach wielu innych ludzi. I to było potrzebne mojej poezji, poszerzyło jej obszar.
Oprócz wierszy Świetlickiego Bogusław Linda wykonał też "Nad wodą wielką i czystą" Mickiewicza.
Grzegorz Dyduch: Świetlicki swoich związków z Mickiewiczem nie ma się co wstydzić.
M.Ś.: Urodziłem się 24 grudnia i Adam Mickiewicz urodził się 24 grudnia.
G.D.: Oczywiście chodziło nam o to, żeby płytę kupiły wszystkie biblioteki szkolne.
M.Ś.: Niestety, nie będę miał za ten wiersz żadnych tantiem!
Czy Bogusław Linda jest muzykalny?
M.Ś.: Wydaje mi się, że jest muzykalny, ale wstydzi się śpiewać.
B.L.: Od dzieciństwa miałem problem ze śpiewaniem, bo bardzo wcześnie przeszedłem mutację. Proszę sobie wyobrazić małego chłopca mówiącego basem. To byłem ja. Musiałem chodzić na lekcję chóru, a wypędzano mnie, bo przeszkadzałem swoim głosem w pięknym śpiewaniu.
I dlatego zdecydował się pan na melodeklamację?
B.L.: Kiedyś powiedziałem sobie, że nie będę śpiewał. Myślę, że słusznie. Tylko decydując się na melodeklamację, mogłem wziąć udział w nagraniu płyty Świetlików i wpasować się w konwencję zespołu. Marcin też nie śpiewa. Nie jest typowym wokalistą. W Świetlikach ważniejsza jest treść i klimat.
Czy panowie ruszą w trasę i założą fan klub?
B.L.: Na pewno założymy fan klub.
G.D.: Oczywiście, że zagramy, choć może tylko jeden koncert, bo Bogusław się trochę jeży. Ale mamy nadzieję, że powoli dojrzewa do podjęcia wyzwania. Apelujemy, żeby się przełamał. Nie wiadomo tylko, w jakiej wystąpi roli. Może jako techniczny?
B.L.: Mogę zapowiadać. A mówiąc serio, zawsze marzyłem, żeby być piosenkarzem, i to najsławniejszym. Popularność, do której dążyłem, pracując ciężko latami jako aktor - zdobyłbym od razu. Wszystkie kobiety byłyby moje, brałbym narkotyki, uprawiał seks, używał przemocy. A tak, musiałem udawać w filmie, że mam to wszystko.
Wielu będzie chciało zobaczyć pana na scenie, przed mikrofonem.
B.L.: Trzeba by pogodzić życie rodzinne z obowiązkami młodego rockandrollowca.
G.D.: Bogusław obawia się, że nasze zachowanie na trasie odbiega od typowej egzystencji rockandrollowców. Czytamy książki, dyskutujemy.
B.L.: Tak jak aktorzy na planie filmowym poza granicami Warszawy! A prawda jest taka, że chciałbym i boję się. Zobaczymy. Chodzi o to, żeby koncertować z przyjemnością, a nie pokazywać na scenie mękę twórczą. Na pewno nie zrobimy tego w celach promocyjnych.
Film to dziedzina Bogusława Lindy. Czy planuje pan udział w teledysku?
B.L.: Jesteśmy biednymi wykonawcami, trzeba zapytać wydawcę.
M.Ś.: Więcej zarabiam na wierszach niż na piosenkach!
B.L.: A to świadczy również o talencie poetyckim. Umówmy się, że nasze zarobki, tak jak cała płyta - to czysta poezja!
* * *
Bogusław Linda (1952)
ma stanąć przed jedną z komisji śledczych. Wzięte będą pod lupę jego sympatie do ról ze świata przestępczego i policji, co stoi w sprzeczności z wizerunkiem szlachetnych postaci zagranych u Holland, Wajdy i Kieślowskiego. Ma być również podjęty skrywany wątek zamiłowań muzycznych. W filmie "Eskimosce jest zimno" Linda uwodził wokalistkę rockową, związaną z głuchoniemym dozorcą w zoo, a gdy reżyserował "Seszele" rzecz działa się w operze.
Marcin Świetlicki (1961)
wesoło prowadził program "Pegaz". Pogodny dekadent, który mówi, że jest poetą bez stałego zatrudnienia. Ostatnio wydał nawet tomik "Nieczynny". Zwykł rzucać przechodniom, że jest w nastroju nieprzysiadalnym, ale to zwykła krakowska kokieteria. Lubi bowiem używać swojego głosu, by wytłumaczyć na przykładzie, że to "ciemny i dymny baryton". Proponowanie mu piwa uważa za dowód braku znajomości współczesnej literatury.
Grzegorz Dyduch (1969),
lekarz patomorfolog, basista czynny zawodowo i wokalnie, zwłaszcza przed kamerą oraz mikrofonem. Elokwencję łączy z posiadaniem telefonu komórkowego, finansowego przez ojca. Zgromadzone w ten sposób oszczędności reinwestuje w kolekcję majtek męskich typu bokser i białych koszul. Nosi niskie obcasy. Tylko wtedy potrafi grać romantycznie i być szarmancki wobec kobiet. -z notatek j.c.