Straszny dwór
Kazimierz Dejmek połączył dwie sceny, operową (d. Teatr Wielki) i dramatyczną (d. Narodowy). Jego następca min. Zdzisław Podkański miał ambitny zamiar sceny ponownie rozdzielić, ale zabrakło mu czasu. Nowa minister, Joanna Wnuk-Nazarowa, od pierwszych dni urzędowania zastanawiała się, kiedy Narodowy rozwiązać. Wprawdzie niektórzy doradzali, by z może nawet słuszną decyzją poczekać do końca sezonu, ale pani minister postanowiła nie zwlekać, odwołując jednocześnie w trybie nagłym dotychczasowego dyrektora Narodowego Janusza Pietkiewicza i powierzając pełnienie obowiązków Jerzemu Bajorowi, co jest zamianą, oględnie mówiąc, cokolwiek niezręczną: pan Bajor, wieloletni pracownik Teatru Wielkiego, został bowiem wcześniej mianowany przez Wnuk-Nazarową wicedyrektorem departamentu w ministerstwie, gdzie sporządził raport, udowadniający, że kombinat pn. Teatr Narodowy to niefortunny pomysł. Zajął więc wakat, który powstał wskutek jego działalności. Była jeszcze druga gafa - Pietkiewicz został mianowicie zdymisjonowany w przeddzień premiery "Strasznego dworu", który to spektakl powstał z jego inicjatywy. Miał rację reżyser Andrzej Żuławski, mówiąc, że jest to przykład demokracji w albańskim stylu.