Byłem na Lubiewie, sztuce o dwóch, używając nomenklatury autora, ciotach-rencistkach...
Bo to nie gra była a przerysowanie, bo maniera aktorska w tej mierze jest ograniczona. Więc tamci dwaj na scenie przerysowywali, gdyż co, można jedynie dyszkantem mówić, paluszek w górze trzymać, bioderkiem kręcić czy oczkiem zamrugać. To jakby z muchy słonia robić, takie to odgrywanie na scenie pederasty... - pisze Tomek Włodarczyk w portalu natemat.pl.
Miałem tylko sprawdzić jak Witkowski ma się w teatrze. Mniejsza jak ma się, wiem teraz jedno - pederastia jest nieestetyczna.
O, Ciekawości zgubna! O Naiwności fatalna!
Kiedym po zmroku lazł opłotkami Sheratona jednej, najoczywistszej z najoczywistszych okoliczności, niczym frajer, nie wziąłem pod uwagę, mianowicie, że skoro to spektakl o pedziach, to pedziów w teatrze musi być zatrzęsienie. Ktoś tam przemknął mimo, ale wziąłem tamtych, niefrasobliwie, za grupę studentów uniwersytetu.
Dopiero gdy wszedłem..., a potem jak już siadłem...
Ja - rząd szósty, miejsce siódme.
Obok mnie, z lewej, gej, gdyż nogawki spodni swoich miał rurkowate, był szczuplutki, chichotał, marynareczka, włoski sczesane na boczek, chichotał... Nie było z czego a chichotał...
Oni tam na scenie, jedna do drugiej:
"K..., co ty pier...sz!?" lub "K..., co ty pier...sz!?" - a ten chichotał. Miałem mu uwagę zwrócić, by nie chichotał, ale obok niego, z jego lewej, siedział osiłek, ogolony, z karczychem, silny, muskularny, całkowite przeciwieństwo tamtej kościstej "chichotki", mniemam - jego partner, więc nie odważyłem się.
Ale wiele działo się jeszcze nim dwie rencistki na scenę wyszły...
Obok mnie tamtych dwóch. Na górze, nade mną inni dwaj - jakby bracia bliźniacy jednojajeczni, z jednego jaja poczęci, ale jeden partner drugiego, drugi pierwszego, na pierwszy rzut oka nie do rozróżnienia - nogawki spodni w kształcie rurek takie same, blezerek identyczny, i kamizelka, i zarost kilkudniowy, i włoski na boczek, gęste, ułożone, takie same. Tyle, że jeden mniejszy, drugi większy.
Czułem, się jak w sosie gęstym lubiewem przyprawionym.
Dwie panny obok mnie siedzące, nie wykluczam, że hetero-, brałem za homo-, parę chłopak/dziewczyna, siedzących przede mną brałem za kryptopedziów... Czułem, że funkcjonuję w obłędzie, gdzieby nie spojrzeć, po horyzont, ba, za horyzont, gejostwo, gejownia, gej i gej. Uczucie upiorne, a w upiorności swej dojmujące.
Ponadto byli znani: krytyk, krytyczka, publicysta z renomą, pani profesor starzejąca się, przygarbiona, w okularach, wreszcie właściciel sceny - chcąc nie chcąc ich też za pedziów brałem.
Ja - rząd szósty, miejsce siódme.
W oceanie otchłannym, bo na widowni co najmniej kilkaset krzesełek, a w oceanie tym, wyobraźcie sobie, zamiast rybek niezliczoności, nieprzebrane masy pederastów.
I Ja się z nich wyodrębniający za pomocą eksponowania obrączki ślubnej, przy pomocy zdjęcia mojego pierworodnego, które noszę w telefonie. Ale oni tam zewsząd, z boków, sprzed i zza...
Ponadto zastanawiałem się jak pedzia można na scenie grać...?
Bo to nie gra była a przerysowanie, bo maniera aktorska w tej mierze jest ograniczona. Więc tamci dwaj na scenie przerysowywali, gdyż co, można jedynie dyszkantem mówić, paluszek w górze trzymać, bioderkiem kręcić czy oczkiem zamrugać. To jakby z muchy słonia robić, takie to odgrywanie na scenie pederasty...
Inna sprawa, pomyślałem, Witkowski w czepku rodzony, gdyż trwały elektorat ma, gdyż czytelnicza brać u niego sprawdzona i pewna, że zawsze przynajmniej ta widownia z IMKI do księgarni się uda i książkę nową Witkowskiego kupi...
Na sam koniec, wyniosłem z przedstawienia dwa poglądy -
- pederastia nie ma w sobie żadnej tam metafizyki...
- sama w sobie, odgrywana nawet tylko, jest ze wszech miar nieestetyczna, to jakby na przykład kaszę gryczaną z rybą jeść, lub jeszcze co gorszego...
Mam wrażenie, że ująłem te kwestie najłagodniej jak potrafię.
************
PS. Ostatnio natrafiłem na korespondencję Gombrowicza z Jeleńskim. Z listów tej dwójki raczej nudą wieje, bo albo wydawnictwa szukają, tłomaczy, krytyków różne artykuły piszących omawiają, więc kulisy literatury... Ale jeden list, fragment zwrócił moją uwagę, utwierdzając w przekonaniu powyżej spisanym. Otóż pisze z Berlina Gombrowicz do Jeleńskiego:
29 V 63
"...Tutaj okropne rzeczy, entre nous soit dit, okropnego ataku pederastii dostałem, nic innego nie robię, tylko to właśnie z czterema na razie Niemczykami, bój się Boga, w moim wieku!"