Artykuły

Moniuszko według Żuławskiego

W Teatrze Narodowym wystawiono długo oczekiwany spektakl "Strasznego dworu" Stanisława Moniuszki w inscenizacji i reżyserii Andrzeja Żuławskiego. Premiera wzbudziła sporo kontrowersji ze względu na odejście od tradycji w spojrzeniu na klasykę narodową.

"Straszny dwór" Stanisława Moniuszki w kanonie polskiej literatury muzycznej zajmuje miejsce równe "Panu Tadeuszowi". Taką też rolę odgrywało dzieło w pokrzepianiu serc w minionym stuleciu i długo potem. Za to mu chwała. Zasług w tym względzie "Strasznemu dworowi" nie odbierze nikt

Inna sprawa, jak dziś spojrzeć na utwór, w swej istocie wcale nie koturnowy, a dowcipny, o nadzwyczajnej, pełnej polotu melodyce, wskrzeszający "dawne czasy"? W jaki sposób, pod koniec XX stulecia, pokazać dzieło do tej pory tak naprawdę czytelne jedynie w naszym kraju? Obok "Halki" "Straszny dwór" zawsze znajdował się w repertuarze każdej polskiej sceny muzycznej. Obecność na tym przedstawieniu była i jest żelaznym punktem szkolnych wycieczek. Zajmuje ono również obowiązkowe miejsce w rytuale rodzinnych wypraw do opery, podejmowanych przez rodziców z dziećmi do lat kilkunastu.

Wyprawy kończą się bardzo różnie. Zarówno dla samego Moniuszki, jak percepcji sztuki operowej w ogóle. Bywa często, że dzieci i rodzice nie dają się porwać barwnym obrazkom z życia dzielnej kontuszowej szlachty. Jeszcze mniej ciekawi dziś intryga miłosna. Co najwyżej, współczesną publiczność mogą zachwycić przepiękne arie, z których rekordy popularności bije po dziś dzień aria Stefana, ta "z kurantem", czy arie Skołuby i Miecznika.

Dotychczasowe inscenizacje, a jest ich mnóstwo, także prezentowane w Teatrze Narodowym przez wybitnych twórców, nie były w stanie wyjść ponad sztampę. Realizatorzy usprawiedliwiali się wiernością kompozytorowi i libreciście albo misją spełniania "narodowego obowiązku" wobec kolejnych pokoleń Polaków. Ale tak naprawdę - obawiali się chyba posądzenia o szarganie świętości.

Andrzej Żuławski nie uląkł się niczego. Nawet drastycznych, choć niewielkich skrótów. "Obciął" np. arię z kurantem, wykonywaną bez powtórzenia, zrezygnował z prześlicznej arii zakochanego Zbigniewa. Zarazem - dodał fragmenty zwykle pomijane.

Moniuszko komponował "Straszny dwór" - tuż po zdławieniu przez Rosjan Powstania Styczniowego. W jego dzieło kilkakrotnie ingerowała carska cenzura. I właśnie w czasach narodowej żałoby, w momencie klęski, jako ocalałych z pogromu ujrzał Żuławski bohaterów "Strasznego dworu". Artyści kreujący swoje role przedstawiają je stale obecnym z boku sceny rosyjskim cenzorom. To oni mają zdecydować, czy "Straszny dwór" ujrzy światła rampy. Publiczność jest jedynie obserwatorem. Tak zresztą było w 1865 roku, kiedy losy najnowszej wówczas kompozycji Moniuszki ważyły się w Warszawie, w tym samym gmachu opery przy placu Teatralnym. Niemniej spektakl nie jest jedynie rekonstrukcją tamtego wydarzenia.

Bulwersująca wielu widzów inscenizacja Żuławskiego wcale nie jest odkrywcza. Przenoszenie akcji, np. szekspirowskich spektakli, z czasów bliżej nieokreślonych w inne lata i konteksty, jest zabiegiem od dawna stosowanym przez wielu reżyserów. Nie jest także niczym nowym dystans do dzieła, uzyskiwany poprzez prezentację go jako "teatru w teatrze". Jednakże wobec dotychczasowej tradycji wystawiania "Strasznego dworu" w Polsce, Żuławski dokonał rewolucji. Co więcej, jego koncepcja jest w pełni wiarygodna od strony historycznej, logicznie spójna, a przeprowadzona nadzwyczaj konsekwentnie. Żuławski dodaje również spektaklowi wielu nowych znaczeń, wzbogaca o nowe przesłania, poszerza nasze horyzonty myślenia.

Ranny Zbigniew jeździ na inwalidzkim wózku, modrzewiowy dworek zastają obaj z bratem w zgliszczach, wszechobecne na wspaniale zakomponowanej od strony plastycznej scenie oddziały Rosjan eskortują niedobitków na zsyłkę... Dziewczęta śpiewające o tym, że "spod igiełek kwiaty rosną", przygotowują czarne, żałobne po Powstaniu, ubiory. Jakże sugestywnie brzmi w tej inscenizacji aria Miecznika! Nie brak również akcentów humorystycznych. "Straszny dwór" jest wszak operą komiczną. Odmiennie jednak, w stosunku do tradycji, rozłożone są te akcenty. Często powodują śmiech przez łzy, ale nie brak również dowcipu czysto sytuacyjnego, rozładowującego napięcie.

Żuławski okazał się artystą nie tylko odważnym. Swoim spektaklem rozprawił się chyba również z osobistą, głęboko umiejscowioną w świadomości wielu Polaków zadrą wobec przeszłości własnej ojczyzny.

Strona muzyczna "Strasznego dworu" zeszła na dalszy plan. Niemniej, zastępujący Grzegorza Nowaka, młodziutki kapelmistrz Piotr Wajrak wykazał dobre przygotowanie warsztatowe. W kończącym "Straszny dwór" mazurze wprawdzie zabrakło ognia, ale kulejące tempo nie odebrało walorów zjawiskowej w pomyśle choreografii tańca Hanny Chojnackiej. Z solistów świetnie wywiązujących się z zadań aktorskich, najlepszą formę wokalną pokazał Dariusz Stachura jako Stefan, Zenon Kowalski - Maciej i Tadeusz Piszek w partii Miecznika. Bardzo dobrze zaśpiewał chór.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji